Artykuły
Śladem naszych artykułów: To już nie spór, to WOJNA!
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Środa, 26 - Wrzesień 2012r. , godz.: 09:12
Do 14 września Anna Zachorska miała usunąć nielegalną zdaniem Spółdzielni Mieszkaniowej noclegownię dla kotów na podwórku przy Placu Wolności w Prudniku. Póki co czworonogi przebywają tam nadal.
Kobieta złożyła odwołanie do zarządcy. W piśmie, powołując się na nowelizację ustawy o ochronie zwierząt i uchwałę Rady Miejskiej, zarzuca bezczynność w rozwiązywaniu problemu bezpańskich kotów i brak propozycji form pomocy.
- Stosujecie zasadę "nie, bo nie", kierując się tylko jednostronnymi opiniami. Pomieszczenie wolnostojące zostało postawione za ustną zgodą prezesa Bijowskiego i przez 13 lat nikomu nie przeszkadzało. Jest ono czyste, zadbane, pozbawione nieprzyjemnych zapachów, czego nie można powiedzieć np. o otoczeniu kubłów na śmieci.
Pani Anna wytyka też spółdzielni, że decyzję (de facto notatkę służbową) wydano zza biurka.
- Zarzuty niektórych mieszkańców posesji o brudzie wokół pomieszczenia dla kotów są bezpodstawne, a państwo nigdy nie sprawdziliście, jaki jest stan faktyczny, ani nie zrobił tego sanepid. Ponadto to nie jest hodowla (jak twierdzi SM - przyp. red.), ponieważ celem hodowli jest uzyskanie dochodów finansowych, a to ja ponoszę koszty pomocy bezdomnym zwierzętom.
Zdesperowana i gotowa na walkę prudniczanka o całej sprawie powiadomiła Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Warszawie i Opolu oraz Powiatowy Inspektorat Weterynarii. W ubiegłym tygodniu tematem zainteresowała się Telewizja Polska. Podczas konfrontacji stron niektórzy lokatorzy nie potrafili utrzymać nerwów na wodzy, w rezultacie padło pod adresem Anny Zachorskiej wiele obraźliwych słów. Niezdrowe emocje starali się studzić strażnicy miejscy, ale bezskutecznie. Przeciwnicy trzymania kotów na podwórku skarżyli się m.in. na brud i smród, mieszkańcom nie podoba się również to, że pani Anna - jak twierdzą - dopuściła się samowoli budowlanej. Miłośniczka czworonogów odpierała zarzuty, przedstawiając jednocześnie sąsiadów w złym świetle. Jej zdaniem ktoś ostatnio kilka kotów celowo okaleczył. Inne miały zostać wyłapane i w niehumanitarny sposób uśpione.
- Zamierzamy zaproponować spotkanie z mieszkańcami nieruchomości, na którym wszyscy mogliby się określić, co dalej w tej sprawie - mówi Janusz Domański, pełnomocnik prezesa SM. - Nie jest naszą intencją uśmiercać te koty.
Pani Anna zwróciła się o pomoc także do burmistrza. W piśmie wyśmiewa słowa naczelnika Wydziału Gospodarski Komunalnej Szymona Kroczaka, który udzielił wypowiedzi do "TP".
- Dokarmianie bezpańskich kotów zdejmuje z nich bezdomność. Czyli ten, kto dokarmia wróble, staje się ich właścicielem? - pyta. - Zdanie, że nie możecie państwo dokonać sterylizacji, bo inne gminy tego nie stosują, jest absurdem, ponieważ trudno posądzić kocura z Głogówka, że będzie miał wpływ na rozmnażanie się kotów na terenie Prudnika. Dokarmiane koty będą się rozmnażać, czyli wniosek z tego jest taki, że gdy poumierają z głodu, problem sam się rozwiąże i chyba pan naczelnik na to liczy, bo nie będzie musiał się tym zajmować, czyli będzie miał mniej pracy... Brawo! - dodaje.
Franciszek Fejdych nie planuje wprowadzenia rozwiązań w tej kwestii, np. sterylizacji.
- Występująca w Prudniku populacja kotów nie zagraża w żaden sposób ekosystemowi. Koty powinny być dokarmiane tylko w okresie zimowym. Kot jest stworzeniem, które sobie poradzi na wolności, jeżeli jest pożywienie, a pożywienie w mieście jest - mówi dla naszej gazety. - Ten problem, a raczej konflikt sąsiedzki musi sobie rozwiązać spółdzielnia, bo to na jej terenie wystąpił. Jeżeli będzie taka konieczność, to my te koty w ostateczności zabierzemy. Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze