Artykuły
Wywiad: Jak powstaje korona żniwna?
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 19 - Wrzesień 2012r. , godz.: 11:30
Z czego i jaką techniką jest wykonana? Jakie kryteria musi spełniać? Co dzieje się z nią po zakończeniu dożynek? Na te i inne pytania odpowiada Józefa Powroźnik, która kierowała pracami nad koroną w Trzebinie. Zajęła ona drugie miejsce w konkursie podczas tegorocznych dożynek gminnych w Laskowicach, które odbyły się 9 września.
- Od czego zaczyna się robienie korony?
- Pierwsza sprawa: konstrukcja - metalowy stelaż, który ktoś musi zespawać. U nas zawsze robi to syn, ja tylko rysuję, jak to ma wyglądać - korona nie może być za wysoka, ani za szeroka (żeby się do kościoła zmieściła). Następnie trzeba ją pomalować (farbą podobną kolorem do zboża) i okleić papierem, żeby zboże się później nie zsuwało. Następnie należy zrobić stół, na którym mocuje się koronę. O robieniu samej korony trzeba myśleć już rok wcześniej - jakie zboże zerwać i gdzie. Jęczmień zrywamy już w maju, później owies, kiedy jeszcze nie ma tych ziarenek i jest bardziej podatny, a do tego ma ładny kolor. Z pszenicą różnie - raz zrywa się ją szybciej, a raz później, ale na ogół na końcu, po jęczmieniu i owsie.
- Korona musi być zrobiona z kilku rodzajów zbóż...
- Tak, obecnie kryteria są takie, że muszą być podstawowe trzy odmiany. W naszym przypadku są to: jęczmień, owies i pszenica. Do tego może być dodatkowo np. len; mam go u siebie na działce, bardzo ładnie w tym roku wyszedł. Podobnie kwiaty - trzeba myśleć o nich zawczasu, nie w ostatniej chwili, bo wtedy już nic się nie zrobi. Nawet stelaż trzeba przygotować wcześniej. Gdyby mój syn się tym nie zajmował, trzeba by było prosić kogoś obcego. Kiedyś brat też przy tym pomagał.
A wracając do zboża, musi być ono dobrze wysuszone.
- Zrywa się je, kiedy jest jeszcze zielone?
- Tak, zielonkowate. Gdy wysuszy się już wystarczająco, trzeba je powiązać. Mam taki swój system, wiążę zboże w małe snopki, po dziesięć kłosów, równiutko poskładane. W ten sposób się je szykuje, trwa to dosyć długo, wymaga precyzji - każdy jeden kłos trzeba przebrać, zrównać. Schodzą się wtedy panie i wieczorami, od piątej do dziewiątej, przez trzy tygodnie, jest co składać.
Jak już mamy naskładane, zaczynamy modelować na konstrukcji. Samo owinięcie stelaża kłosami to nic, ale najpierw trzeba ten stelaż czymś zapełnić. W tym roku zapełniałyśmy go słomą, żeby w środku nie było pusto. Jest przy tym sporo dłubania, trzeba tę słomę moczyć, żeby później była elastyczna. Poza tym słoma jedną część ma grubszą, a drugą (koło kłosa) cieńszą. Trzeba ułożyć snopy w taki sposób, żeby wszystkie były równe.
Robiłyśmy koronę metodą kłosową. Już od kilku lat zabieram się do zrobienia korony metodą ziarnkową.
- Jest z tym więcej zabawy...
- Tak, trzeba by było myśleć o tym już w styczniu, albo lutym, aby te ziarenka przyszykować, nawlec. Długo to trwa. Na razie więc trzymamy się kłosowej.
Kiedy już zrobimy konstrukcję, wtedy owijamy ją zbożem. Najtrudniej robi się jęczmień, ma długie kłosy i często się rozchodzi. Trzeba mieć na to swój sposób.
Gdy już owiniemy stelaż zbożem, zostaje wykończenie, np. za pomocą kwiatów. Koleżanki podratowały, każda coś miała i przyniosła. Samemu byłoby ciężko, koleżanki mają różne pomysły.
- Czy istnieją jakieś szczegółowe wymogi, co ma znajdować się w koronie? Oprócz trzech zbóż, o których pani już wspominała.
- Nie można używać sztucznych kwiatów, musi być krzyż, muszą być owoce, warzywa, wstążki.
- Jeśli chodzi o krzyż, może on być na górze, ale może też chyba znajdować się wewnątrz korony?
- Niby tak, ale mnie uczono, że ma być na górze. Na pewno nie można umieszczać chleba zamiast krzyża. Ważne też, czym korona jest związana i jak jest wykończona. Wszystko musi być zapełnione, nie może być żadnych luk, wiązania nie mogą być widoczne.
- Trudno było się tego nauczyć?
- Wiadomo, wymaga to trudu, jak nauka wszystkiego innego.
- Są jakieś kursy?
- Są, ja sama skorzystałam. W 2001 albo 2002 roku byłam na dożynkach na Górze Św. Anny i bardzo podobała mi się korona z Polskiej Nowej Wsi. Spotkałam tam taką panią - Martynę, która zaprosiła mnie do siebie i pokazała jak się robi koronę. Na naszym terenie chyba tylko ja układam snopki do tego zboża, a potem je wywijam, kręcę. Pani Martyna mi to podpowiedziała, później przyjechała, zobaczyła mój stelaż i stwierdziła, że dużo pracy przede mną, że idę od razu na głęboką wodę. Dwie koleżanki mi wtedy pomagały. I faktycznie korona wyszła duża, zboża miałyśmy z kolei za mało, ale wypełniłyśmy brakujące miejsca liśćmi z dębu, kaliną, jarzębiną. Pani Martyna powiedziała, że na pierwszy raz bardzo dobrze.
- Ile osób było zaangażowanych w powstawanie tegorocznej korony?
- Kto miał czas, ten przychodził, w sumie około 12 osób, nie wszystkie naraz, ale na zasadzie - dzisiaj 4, jutro 5. W garażu.
- Same kobiety?
- I sołtys. Musimy go też wspomnieć, bo przychodził i pomagał.
- Siedział również i wyplatał?
- Nie nie (śmiech), zajmował się bardziej sprawami organizacyjnymi. Przychodził często, dowiadywał się, czy czegoś nie trzeba, np. drutu. W zasadzie, prawie niczego nie kupujemy, bo nie ma na to pieniędzy, wszystko we własnym zakresie.
- Każdy daje to, co ma...
- Zboże brałam ostatnio od pana Mielnika, od Iżyka również. Poza tym spółdzielnia nas ratuje co roku, kierownik wskazuje, gdzie jest zboże, można tam normalnie pójść i nie bać się, że ktoś przegoni.
- Kto wymyślił wzór tegorocznej korony?
- Ja, trochę podpatrując na dożynkach powiatowych czy wojewódzkich.
- A gdy jest już po wszystkim - dokąd trafia korona?
- Stoi zwykle na sali, w domu kultury. Tam dobrze się ją przechowuje, nie ma żadnych gryzoni, wilgoci. W domu byłoby ciężko. W tej chwili korona znajduje się w spichlerzu w budynku bramnym.
- Ale nie wyrzuca się koron?
- Nie, nie wyrzucamy, bo różnie bywa. Był taki rok, że nie miałyśmy jak zrobić korony, więc odnowiło się starą. Zgłosiłyśmy wtedy, że nie bierzemy udziału w konkursie, ale jedynie reprezentujemy wieś.
Sam stelaż można z kolei wykorzystać kiedy indziej, trochę on w sumie kosztuje, prawie 200 zł.
Zazwyczaj przykrywamy koronę folią, niekiedy komuś pożyczamy. Zeszłoroczną koronę pożyczyliśmy, wróci do nas dopiero pod koniec września. Później ją rozpleciemy, a stelaż wykorzystamy w przyszłości. Mamy jeszcze jeden, duży stelaż na strychu. Może kiedyś go użyjemy.
- W tym roku kierowała pani pracą nad koroną?
- Można tak powiedzieć, ale inne osoby też były zaangażowane. Jeśli uda się wygrać, to dobrze, a jeśli nie, to i tak jest radość, że wioska się postarała. Należę do koła kobiet w ramach Odnowy Wsi w Trzebinie. Przewodniczącą jest Mariola Iżyk. Jest nas około 15 aktywnych członków.
- Osoby młodsze też się angażują? Chodzi o to, żeby przekazać te umiejętności następnemu pokoleniu.
- Tak, są takie osoby. Każda potrafi robić inną rzecz - jedna coś napisać, inna zrobić jakieś ozdoby.
- Tworzenie korony jest chyba integrującym zajęciem?
- Tak, pogadamy, pośpiewamy, ktoś może się wyżalić. Tak to jest, gdy już zbierze się parę osób. Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze