Artykuły
X Prudnicki Maraton Pieszy: Rajd z przygodami
Autor: ANDRZEJ DEREŃ.
Publikacja: Środa, 19 - Wrzesień 2012r. , godz.: 10:58
162 osoby wzięły udział w jubileuszowej przygodzie - X Prudnickim Maratonie Pieszym.
Każdy przeżywał tę wędrówkę na swój sposób, a dawka emocji wcale nie była uzależniona od długości wybranej trasy. Przygody zdarzały się na wszystkich szlakach, od najkrótszego, liczącego 12 km, przez średni (20 km), po najdłuższy ok. 54-kilometrowy.
Już przed rajdem dało się odczuć, że będzie to wyjątkowe wydarzenie. Zapisana z opłaconym wpisowym mieszkanka Jeleniej Góry musiała zrezygnować z uczestnictwa, ponieważ na kilka dni przed imprezą... spadła z konia. A ja ona zrezygnowała to i tę samą decyzję podjęła koleżanka z Wrocławia. Z kolei pewien prudniczanin, który stara się pokonać trasy marszy długodystansowych w jak najkrótszym czasie, w trybie pilnym wylądował w szpitalu (też wpłacił wpisowe).
Szerszenie i ciemny las
Komandor rajdu, a zarazem prezes PTTK Józef Michalczewski wspomina komentarze uczestników trasy najkrótszej, którzy maszerując szlakiem niebieskim, mimo że byli mieszkańcami Prudnika, po raz pierwszy mieli okazję zobaczyć ciekawe, a mało znane miejsca Lasu Prudnickiego, takie jak grodziska ponownie odkryte w latach 90. XX w., czy XVIII-wieczny kamień graniczny, znaleziony w 1998 r. Na tej trasie była też nieprzyjemna przygoda, na stoku Kaplicznej Góry grupę młodszych wędrowców zaatakował rój owadów, prawdopodobnie szerszeni. Dzielni turyści kontynuowali marsz, choć w przypadku jednej z opiekunek konieczna była interwencja lekarska.
37 osób wybrało trasę średnią, zwaną również "czeską", ponieważ w części prowadziła na terenie tego państwa, w okolicach Jindřichova. 33. wędrowców skusiło się na trasę najdłuższą, oficjalnie 50-kilometrową, praktycznie liczącą około 5 km więcej. Dłuższy niż zwykle kilometraż sprawił, że turyści wyruszyli w drogę z Červenohorskiego sedla już o godz. 5.30 (było jeszcze ciemno). Większość z nich dojechała wcześniej wynajętym autobusem z Prudnika, grupa z Opola i Gogolina dotarła własnym środkiem lokomocji. Początek trasy prowadził w najwyższych partiach Sudetów Wschodnich, blisko Pradziada, w terenie pozbawionym lasu. To "inny świat", inny krajobraz, którego nie uświadczy się w niższych Górach Opawskich. Pasmo Orlika to ogromny, pozbawiony publicznych dróg obszar leśny. To tam pierwsi turyści podejmowali decyzję o rezygnacji z dalszej wędrówki. Być może wpływ na mniej optymistyczne nastroje miał padający wówczas deszcz.
Lek na odciski
Ruiny zamku Koberštejn były zapowiedzią kolejnej zmiany krajobrazu, wśród lasów zaczęły pojawiać się łąki i zabudowania mijanych wsi. Za Heřmanovicami, przy źródle Osobłogi znajdował się drugi punkt kontrolny. Zgłodniali i solidnie już zmęczeni turyści mogli posilić się chlebem z domowym smalcem ze skwarkami przygotowanym przez Jolantę Ostrowską - Michalczewską. Wydawano również procentowy lek na odciski (z wiśni) przygotowany przez Lesława Tokarza z Prudnika. Tak "opatrzeni" turyści docierali do nieodległego, kolejnego punktu kontrolnego na Przełęcz Petrovy boudy, a następnie mało znanym skrótem, głównie żółtym szlakiem, dochodzili na Przełęcz Mokrą znajdującą się na granicy polsko-czeskiej. Męczący, ale na swój sposób odkrywczy odcinek trasy prowadził nieoznakowaną ścieżką wzdłuż granicy z Przełęcz pod Zamkową Górą aż do Wieszczyny (tam ostatni punkt kontrolny w schronisku). A stamtąd było już tylko kilka kilometrów do Polany Kucharskiego.
Pierwszy na mecie pojawił się o godz. 15.45 duet Łukasz Pacek i Łukasz Sadowczyk, obaj z Kędzierzyna - Koźla. Przejście całej trasy zajęło im 10 godzin i 15 minut. Ostatni wędrowcy witani byli na mecie przez organizatorów po godz. 19.00.
Jeden z uczestników trasy - o czym pisaliśmy obszernie w poprzednim numerze - zgubił trasę i przez całą noc z soboty na niedzielę był poszukiwany przez czeskie służby ratunkowe, m.in. z udziałem śmigłowca. Rankiem następnego dnia z pomocą przygodnego kierowcy udało mu się dotrzeć do Jindřichova. Na 33. uczestników trasy 50-kilometrowej 6 nie udało się dotrzeć do mety.
Zaczęło się w 1987 roku
Choć to dopiero dziesiąta edycja imprezy, to po raz pierwszy odbyła się ćwierć wieku temu, w 1987 roku. Pomysłodawcą rajdu był Józef Michalczewski, który ówczesnym turystom zaproponował wyprawę na dystansie maratońskim - 42-kilometrowym. Dla mniej zaprawionych wędrowców był półmaraton. W latach 80. XX w. podprudnickie góry przedzielała szczelna granica, której nielegalne przekroczenie groziło surowymi konsekwencjami. To właśnie powodowało, że organizatorzy rajdu zmuszeni byli do takiego wytyczenia tras, by nie przekraczały granicy. W tamtych czasach było to oczywiste rozwiązanie, dziś - w dobie Schengen - nawet się o tym nie myśli.
Maraton Pieszy (taka była na początku oficjalna nazwa imprezy) odbył się trzykrotnie, później - jak większość imprez PTTK - zarzucono jego organizację. W 2006 roku rajd reaktywowano, rozwijając jego formułę i przywracając trasy długodystansowe. Tym razem inspiracją byli Czesi, organizujący u siebie popularne "pięćdziesiątki" na dystansie 50 km.
Rajd ma swoje tajemnice, na pierwszej plakietce na rysunkowych wizerunkach wędrowców znajdowały się trzy liczby: 13, 12 i 81, w tej właśnie kolejności. To oczywiście "zakamuflowana" data ogłoszenia stanu wojennego w Polsce - 13 grudnia 1981 roku. W 1987 roku taka "plakietkowa" zabawa z prosowieckim reżimem, pozbawionym humoru, wcale nie musiała zakończyć się niewinnie.
Maraton dobry dla juniora i seniora
W tegorocznym maratonie wzięło udział 162 turystów.
Puchar Burmistrza Prudnika dla najliczniej reprezentowanej szkoły zdobyli uczniowie Szkoły Podstawowej w Szybowicach, drugie miejsce zajęli gimnazjaliści z prudnickiej "Jedynki". Obok pucharu były również pieniądze z przeznaczeniem na zakup sprzętu sportowo-turystycznego przydatnego szkole o łącznej wartości 1000 zł (środki ufundowała Gmina Prudnik). Najmłodszymi uczestnikami PMP byli: Grzegorz Percuki i Karolina Pardela (ponad 4 lata), a seniorem maratonu został Kazimierz Ciepielowski (81 lat). Sympatyczna nagroda w postaci weekendowego pobytu w nowym schronisku w Wieszczynie (z osobą towarzyszącą) trafiła do uczennicy Publicznego Gimnazjum nr 1 w Prudniku. Nagrody wręczała dyrektor Szkolnego Schroniska Młodzieżowego w Prudniku Barbara Starzyk.
Organizatorzy przygotowali kilka punktów kontrolnych. Ten wyjątkowy, obsługiwany przez rodzinę Trybułów, znajdował się przy Szopce Bożonarodzeniowej w Łące Prudnickiej. Z kolei rodzina Dereniów sprawnie obsłużyła trzy punkty kontrolne na najdłuższej trasie, od Videlskiego sedla, przez źródło Osobłogi po Przełęcz Petrovy boudy. Turyści z PTTK pieczętowali karty kontrolne uczestników na punktach na Okopowej, w Jindřichovie, Rozdrożu pod Trzebiną i przy kamieniu granicznym koło Dębowca. Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze