Artykuły
Elżbieta Szwadowska: Za uszy z kłopotów
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 8 - Sierpień 2012r. , godz.: 09:56
Wybór nowego radnego, jednomandatowe okręgi wyborcze, bieżące remonty, inwestycje wiatrakowe, kłopoty z byłą strzelnicą wojskową w Prężynce. O bieżących problemach samorządu rozmawiamy z Elżbietą Szwadowską, przewodniczącą Rady Gminy w Lubrzy.
- Na początek kwestia braku radnego, która od niedawna występuje. Kiedy i na jakiej zasadzie planowane jest uzupełnienie składu?
- Być może wystartuje tylko jeden kandydat z danej miejscowości, w tym przypadku z Prężynki; wybory będą wtedy formalnie ogłoszone, ale przejdzie ten jeden kandydat, z automatu. Jeśli okaże się, że kandydatów jest więcej, wówczas odbędą się normalne wybory. Gmina nie płaci za nie, to sprawa komisarza wyborczego, a więc państwa. Na tę chwilę nie wiem, czy ktoś zgłosił się do wyborów. Osobą, która się tym zajmuje jest Krzysztof Barwieniec, zastępca wójta. Wybory odbędą się według starej ordynacji. Uchwała, którą podjęliśmy o okręgach jednomandatowych, będzie obowiązywała dopiero od następnych wyborów, czyli dopiero za dwa lata.
- Popiera pani okręgi jednomandatowe? Na poziomie gminnym.
- Intencja zmiany była taka, aby radny znajdował się bliżej mieszkańców. Według nowej ordynacji wybierana będzie jedna osoba z jakiegoś określonego terenu, np. ulicy czy osiedla. Co mogę powiedzieć o Lubrzy? Przecież mieszkańcy mają tu blisko do każdego z radnych. Wydaje mi się po prostu, że teraz kandydatów będzie dużo więcej. Nie widzę natomiast, by po wyborach kontakty między społecznością a radnym były łatwiejsze czy sprawniejsze. W większych miastach, np. w Opolu będzie to pewnie bardziej wyraziste. Jeden radny, np. z osiedla Malinka - znacznie upraszcza sprawę. Trudniej pojechać do radnego, który mieszka powiedzmy na Zaodrzu. Chodzi o przybliżenie radnego do mieszkańca.
- Co w tym roku zostało zrobione przez samorząd? Mam na myśli przedział czasowy między jednymi wakacjami a drugimi.
- Udało się uruchomić fundusz sołecki. Jeśli o to chodzi, mieszkańcy nie powinni mieć powodu do narzekania. Pieniądze są i wykorzystuje się je. Miałam okazję widzieć ostatnio odremontowany hol w naszym domu kultury - wymienione okna, odnowiony korytarz. Z funduszu sołeckiego będzie również robiony dach i malowana sala widowiskowa. To bardzo duże posunięcie, jeśli chodzi o naszą wioskę. Potrzeb jest natomiast o wiele, wiele więcej, np. ulice: Nowej Naprawy i Wolności - nawierzchnia jest w stanie opłakanym. Niestety powiat nie ma pieniędzy, jeśli chodzi o ulicę Wolności, nie chce jej remontować.
- Z kolei, ulica Nowej Naprawy to temat, który ciągnie się jeszcze od kadencji poprzedniego wójta...
- Tak, jej naprawa leży w naszej kompetencji. Nie mieliśmy pieniędzy, wtedy, gdy były nam potrzebne - kiedy szykowały się fundusze unijne i uruchamiano tzw. schetynówki. Musielibyśmy dołożyć wtedy milion złotych, a niestety nie byliśmy w stanie. Trzeba było zrezygnować. Może powinniśmy wtedy zaciągnąć kredyt (jeszcze jeden), nie wiem, nie odpowiadam za finanse gminy.
- Wójt nieraz podkreśla, że obawia się śmiałych decyzji, jeśli chodzi o inwestycje czy zobowiązania.
- Ale wie pan, od strony mieszkańców sytuacja wygląda nieco inaczej; oni oczekują namacalnych efektów - nowej drogi, placu zabaw, wyremontowanej szkoły, odnowionego domu kultury czy remizy strażackiej. Jeśli ludzie nie widzą owoców pracy gminy, to uważają, że nic się nie robi. Myślę, że powoli jakoś wybrniemy. Ostatnio rozpoczął się remont strażnicy w remizie strażackiej. Pod koniec roku będą zebrania na każdej wiosce i zobaczymy, czy będziemy mieli czym się pochwalić.
- Planowany jest też zakup koparki...
- Koparka została już kupiona, wczoraj. Na razie bardzo się cieszymy; zobaczymy, jaki będzie efekt tej decyzji. Nie ukrywam, że głosowałam przeciwko temu zakupowi. Bałam się wydania tak dużej sumy pieniędzy. Nie byłam oczywiście przeciwna samej koparce, lecz nabywaniu jej za taką cenę. Chciałam, żeby kupili tańszą, a resztę pieniędzy przeznaczyli np. na remont ulicy Nowej Naprawy. Oby moje słowa były mylne; mam nadzieję, że zakup okaże się trafiony.
- A propos problemów finansowych - jak wyciągnąć Lubrzę z tarapatów?
- Jak wyciągnąć Lubrzę za uszy z tarapatów? (śmiech).
- Albo z bagna, choć podobno najgorsze już za wami...
- Tak, to prawda. Na mojego czuja najlepszą drogą są inwestycje i podatki od inwestorów. Jest kilka pól, na których gmina może skorzystać. Pierwsze to żwirownie, drugie to wiatraki - sprawa póki co odległa w czasie, na razie w Czechach trwa ocena środowiskowa (chodzi o oddziaływanie transgraniczne), nie wiemy, kiedy postępowanie zostanie zakończone, nie mamy też uchwalonego planu zagospodarowania przestrzennego pod wiatraki. Dopiero, gdy dostaniemy z Czech ocenę środowiskową, będziemy mogli go uchwalić. Planujemy też uchwalić osobny plan zagospodarowania dotyczący samej Lubrzy. Jeśli się to uda, ludzie będą mogli rozbudowywać się w stronę Prudnika. Z tym także wiążą się podatki dla gminy.
- No tak, długo czekaliście na odrolnienie tych gruntów.
- Dostaliśmy w końcu pozytywną opinię. Będziemy też podejmować uchwałę o planie miejscowym Trzebiny.
- Pod tereny górnicze?
- Nie tylko, także zwykły plan. Chodzi o rozbudowywanie części mieszkalnej. Kwestia odrolnienia, ustalenia, w którą stronę będzie szła Trzebina - czy trzymać się lewej strony (patrząc od strony Prudnika), czy przerzucić się też na prawą. Na razie nie widziałam jeszcze żadnego z projektów zagospodarowania.
Ważna jest także część przemysłowa, która powstała niedawno, przy obwodnicy Prudnika, a więc w okolicy, gdzie obecnie znajduje się ciepłownia. Chodzi o to, by stworzyć tam strefę ekonomiczną. Prudnik nie mieści się po swojej stronie. W okolicy mamy też prężyńską strzelnicę. Jest więc masa miejsca.
- No właśnie, jak pani zdaniem potoczy się sprawa ze strzelnicą? Myśli pani, że konflikt gminy z inwestorem skończy się w sądzie?
- Myślę, że w końcu nastąpi jakiś konsensus. Póki co, musielibyśmy zmieniać plan zagospodarowania, żeby zrobić to, czego chce pan Bilski. W tej chwili nie ma możliwości postawienia tam wiatraków, póki co mogłaby w tym miejscu powstać np. biogazownia, zakład przemysłowy. Pierwotnie planowano zrobić tam rzeźnię.
- Trzeba najpierw wyciąć drzewa...
- Pan Bilski miał życzenie, żeby zrobiła to gmina. Zresztą, znalazło się ono w akcie notarialnym. Było to zbyt szalone, bo za każde drzewo przy wycinaniu się płaci.
- Pan Bilski zapowiada, że byłby nawet skłonny sam za nie zapłacić...
- Nie ma sprawy. Był pan tam kiedyś? Na terenie strzelnicy?
- Byłem, to jeden wielki gąszcz.
- Tak, i trzeba mieć zgodę na wycinkę drzew. To wszystko zresztą dużo kosztuje. Część z nich jest zresztą chroniona - nie do wycinki. Może pan Bilski ma na to jakiś pomysł, życzę mu jak najlepiej. W końcu to też inwestor. Póki co, wymieniamy się ciągle korespondencją.
- A pani osobiście jest zwolenniczką wiatraków jako takich?
- Tak. Bałabym się co najwyżej, gdyby stały na moim ogródku, ale w odległości 600 m od zabudowań - myślę, że nie jest to żaden problem. Co prawda czytałam na internecie opinie np. o falach magnetycznych, które są niesłyszalne dla ludzkiego ucha i od których po jakimś czasie człowiek zaczyna chorować. Wątpię w to. Kiedy jedzie się do Niemiec czy Holandii, jest tych wiatraków wszędzie pełno, a nie słychać o żadnych chorobach.
- Niektórzy podkreślają też, że wiatraki to szkoda dla krajobrazu.
- Mi ich widok bardzo się podoba. A widzę je nieraz, gdy jadę w stronę Nysy.
Elżbieta Szwadowska jest przewodniczącą Rady Gminy w Lubrzy. Pracuje jako nauczyciel przedmiotów zawodowych w Zespole Szkół Rolniczych w Prudniku, a także jako majster budowy w Zakładzie Mienia Komunalnego w Głogówku. Z wykształcenia jest architektem. Mieszka w Lubrzy.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze