Artykuły
Ks. Manfred Słaboń: Byłbym barbarzyńcą, gdybym nie zrobił czegoś dla kultury lud
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 13 - Czerwiec 2012r. , godz.: 11:16
Rozmawiamy z ks. Manfredem Słaboniem, wieloletnim proboszczem parafii w Łączniku, który od dawna zajmuje się zbieraniem haseł do słownika gwary śląskiej.
- Skąd u księdza tak duże umiłowanie do gwary śląskiej?
- Śląski to język natury, nie ma nic wspólnego z aktorstwem. Dziś spotykamy się często z językiem medialnym; człowiek jest słabiej uduchowiony i potrzebuje pewnych stereotypów myślowych; niejednokrotnie wypowiada nie tyle to, co myśli, ile czasy, w których żyje - te wszystkie uwarunkowania, zagrożenia... To osłabia kształtowanie się społeczeństwa na poziomie odpowiedzialnym.
Kończę właśnie tekst do albumu ziemi strzeleckiej. Tamtejszy starosta poprosił mnie, abym popełnił rozdział, dotyczący tego regionu (są to zresztą moje strony rodzinne). Analizuję język tych ludzi, streszczając nawyki gwarowe pewnych środowisk: hutników, kolejarzy, rolników; lub kategorii wiekowych: dzieci, dorosłych, babć, dziadków. Wyłania się z tego bardzo autentyczny obraz człowieka, jest w tym prawda. Patrzę na twarze - oni w trakcie mówienia nie muszą przebijać się przez pożądliwość, złośliwość, która obecna jest niejednokrotnie w dziennikarsko-partyjnych wypowiedziach - tam refleksyjność pojawia się dopiero na podstawie pewnej psychiczności czy zwierzęcości (bo jesteśmy w jakimś tam stopniu zwierzętami i nie powinniśmy się tego wstydzić). Natomiast u człowieka gwary widzi się łatwiejsze przechodzenie od stanów wewnętrznych do słów.
Wiadomo, Ślązacy są też trochę zamknięci w sobie, nie od razu się otwierają, nie od razu ufają; jest to zresztą typowe dla społeczności, wychowanych w kulturze nadgranicznej. Ich mowa jest jednak bardzo naturalna, nie ma w niej języka "pistoletowego", poczucia wyższości, dumy. U człowieka prostego komunikatywność jest dominantą, bardziej niż u człowieka medialnego. Człowiek prosty, gdy już czuje akceptację i wie, że jest równoprawnym, podmiotowym uczestnikiem dialogu, dąży do komunikacji. Jest to urocze w rozmowie z tymi ludźmi, nawet, kiedy znajdują się oni w fazie rozmaitych napięć emocjonalnych. Szybko przechodzą z postawy ochrzaniania kogoś czy przywoływania do porządku w inne stany; nie są niewolnikami takich, a nie innych emocji. Potrafią szybko się przestawić, w zależności od wypowiadanych treści - ze złości na współczucie, ze współczucia na radość; są wolnymi ludźmi.
Ślązak to człowiek natury, wychowany w harcie, walczy z przyrodą, z zagrożeniami klimatycznymi; co dzień musi pokonywać odruchy rodzącego się egoizmu. Musi ciągle dostosowywać się do zmieniających warunków, dlatego myślę, że byłbym barbarzyńcą, gdybym nie zrobił czegoś dla kultury ludowej. Chcę jak najwięcej zarejestrować, wysłuchując człowieka, który tę kulturę tworzy: bogactwo wyrażania, całą tę modalność, brzmieniowość (o ile jesteśmy w stanie to zanotować za pomocą bardzo oszczędnych znaków). Warto, by był to materiał badawczy również dla przyszłych pokoleń. Zresztą, to wszystko ciągle się rozwija, nie możemy powiedzieć, że wiemy już wszystko. A człowiek natury jest często bardziej różnorodny. Jeśli chodzę po kolędzie w mieście, to spotykam nieraz ludzi o mentalności biurowej; na wsi natomiast człowiek jest bardziej sobą, rozwija indywidualność, na korzyść.
Miastowego człowieka może nieraz razić grubiaństwo, niecackanie się, brak konwenansów, ale to nie jest istota. Można przecież "w białych rękawiczkach" krzywdzić czy oszukiwać. Ta naturalność to główny motyw, dla którego od trzydziestu iluś lat gromadzę śląskie słowa. Gdy przyszedłem w 1975 roku na parafię w Olbrachcicach, uderzyła mnie odmienność tej gwary (tu pozostającej pod wpływami czeskimi); w tej okolicy mamy do czynienia z gwarą goloków (dobrze odżywionych na glebach buraczanych, pszenicznych), która styka się tutaj z krysiokami, mieszkającymi pod lasem. Moja hipoteza jest taka, że ci golocy są twardsi i biologicznie silniejsi od ludzi wychowanych na piaskach czy żwirach. I prawdopodobnie oni wypchali krysioków nieco dalej. Ale, wiadomo, trzeba to dopiero zweryfikować.
- Jak ksiądz dociera do tych ludzi? Czy to się dzieje spontanicznie, przy okazji, czy też wymaga specjalnych poszukiwań?
- Najlepiej trafiać do nich spontanicznie i w taki sposób, aby oni sami chcieli się otworzyć. Warto dać im do zrozumienia, że to, co robią jest akceptowane, że ma jakąś wartość. Wówczas się otwierają. Jest taki mechanizm, że pewne wielkie rzeczy człowiekowi powszednieją i stwierdza on, że nie warto o tym mówić. Dopiero, kiedy mu się przedstawi, że jest to tak ciekawe, tak barwne, wówczas chce to wypowiadać. Takie odkrycie ma znaczenie przeżyciowe, człowiek uświadamia sobie, że gwara śląska jest czymś, co go mocno kształtowało i jest częścią jego osobowości. Dlatego na następną rozmowę można już wziąć notatnik, rejestrować, prosić, żeby powtórzył; i wtedy jest już z górki.
- Ile haseł ksiądz zgromadził na dzień dzisiejszy?
- 251 tysięcy, alfabetycznie uporządkowanych, ale w każdej chwili można wydrukować je według kategorii semantycznych; są to np. hasła związane z rolnictwem, ze zwyczajami, z zabobonami, z weterynarią ludową (ona na śląsku była bardzo rozbudowana, na każdej wsi mieszkał ktoś, kto leczył instynktownie); hasła związane z medycyną ludową, z porzekadłami, ze sztuką kulinarną, z historią i kulturą; można w każdej chwili te pojęcia (gwaryzmy) wydrukować.
Zależy mi, żeby oddawać wewnętrzne stany i postawy człowieka; czasem jedno słowo nie wystarczy, żeby pokazać, co dana osoba czuje lub do czego jest przywiązana; niekiedy też w jednym słowie trudno jest zanotować melodykę języka, emocje, wyrażenie trudu; to domaga się, żeby było zarejestrowane całym zwrotem. W moim słowniku jest jeszcze kategoria semantyczna "historia i kultura". Jeśli największy romantyk niemiecki J. W. Goethe uczył się sztuki wierszowania od śląskiego teoretyka, trzeba to zaznaczyć; taka informacja powinna znaleźć się w każdym podręczniku, poważnie traktującym literaturę niemiecką. Jeśli w Nysie żył nauczyciel, który jako pierwszy odkrył plamy na Słońcu - wymaga to odnotowania. Albo jeżeli pierwsze szkoły w Polsce (przy Kościele Mariackim) założył człowiek spod Strzelec Opolskich, informacja taka powinna znajdować się w każdym przewodniku Krakowa. Musimy to sobie wszystko spokojnie powiedzieć, żeby ludzie gwary nie czuli się wyobcowani na swojej ziemi. Gdyby Polska traktowała poważnie Śląsk (nie z wyższością, jak to często ma miejsce), wówczas szukałaby rzeczy, które są znaczące. Mieszkaniec Śląska czułby się szanowany, w całym bogactwie swojej przeszłości.
Jest jeszcze jedna rzecz - bardzo symptomatyczna, mianowicie: kiedy człowiek analizuje te słowa (partykuły, przysłówki itp.) uderza go niezwykła akceptacja życia, również w wymiarze trudu. Jest to "życie na tak". Jeśli zestawimy to ze współczesnym językiem medialnym, dochodzimy do wniosku, że dziennik stał się kroniką policyjną. Jasne, o wszystkim trzeba mówić, ale we właściwych proporcjach. Na razie jest to ochłap jęku, rzucany w twarz narodu; coś takiego podcina skrzydła, odbiera idealizm. Ludzie gwary są najbardziej stabilni, cierpliwi, dojrzali w wymiarze osobowości; widzę w tym ogromny skarb, przed którym trzeba klęknąć. Kiedy wracam z terenu i potem ślęczę w ciszy nad zebranym materiałem, to nieraz łzy mi się pojawią. Mamy obok siebie ludzi, którzy rozwinęli w sobie tak głębokie człowieczeństwo, podczas gdy my jesteśmy tak często zarzucani mentalnością krzyku, nieuporządkowania.
Ostatnio dołączyłem jeszcze jedną kategorię semantyczną: historię barbarzyństwa; skłoniły mnie do tego opowieści z wojny, z okopów. Przy wydaniu zbioru najlepiej będzie zacząć od jednej dziedziny. I pod hasłami umieścić teksty gwarowe. A materiał jest olbrzymi i żywy, bo ciągle coś do niego dopisuję. Wielu ma pretensje pod moim adresem (może i częściowo słuszne), że to wszystko tak długo trwa. Ale piszący też dojrzewa. On, wgłębiając się w daną dziedzinę, zbliża się coraz bardziej do obiektywnego rozumienia gwary - w wymiarze przeżyciowym, treściowym, brzmieniowym. Jak się zaczynamy czymś zajmować, z początku hobbystycznie, wówczas widzimy, że potrzeba na to czasu, nieraz wiele lat. Zebrałem już dużo słów, ale nie wszystkie znajdują się w centrum duchowości Śląska; czasem pewne rzeczy trzeba wyrzucać, podmieniać materiał, gdy znajdzie się lepszy. Wiadomo, każda gwara pozostaje pod wpływami innych języków, kultur.
- Kiedy ksiądz planuje to wydać?
- Jak Bozia pozwoli, to zaczynam w tym roku. Jadę na urlop, będę zastępował pewnego księdza; komfort, cisza; zrobię korektę. Jak się tworzy słownik, trudno zobaczyć go całościowo, czasem hasło może się powtórzyć. Główny problem pojawia się tam, gdzie łączę hasła w wymiarze znaczeń. Na przykład słowo "pszoła" (czyli pszczoła) łączy się z innymi pojęciami, związanymi z pszczelarstwem. Zawsze znajdzie się jakieś hasełko na uboczu, które trzeba podłączyć. Ale też nie jest to praca typu naukowego. Postrzegam ją jako mającą na celu zarejestrowanie jak najpełniejszego obrazu człowieka. Jest to kultura natury, wolna od rozmaitych naleciałości, bliższa natury niż kultura wyższego lotu. Zależy mi na tym, by było to mocne uderzenie w mentalność magiczną, która dzisiaj (niestety) bardzo mocno się rozwija. W gwarach jest tyle autentyzmu, siły ducha, refleksji egzystencjalnej czy moralnej, większa wrażliwość, bez ujmowania tego w górnolotne pojęcia.
To jest materializacja wnętrza tego człowieka, tego, co w nim siedzi. Ja np. zabobonnie lubię spać w bibliotece, bo - tak naprawdę - skąd wiemy, że dusza nie ma kontaktu z myślami autorów. Nie mamy obowiązku w to wierzyć, ale nie możemy też wykluczać, bo co my właściwie wiemy o człowieku, o duszy. Teraz jesteśmy na zakręcie cywilizacyjnym. Potrzeba studiowania psychologii i kultury dowodzi, że zauroczenie techniką mamy już powoli za sobą.
Dzisiaj widzimy nadmiar obowiązków. Poza tym migracja nie sprzyja normalnemu rozwojowi społeczeństwa. W mediach zaś jesteśmy bombardowani negatywnymi treściami. Powinno być tak, jak zrobili kiedyś na Węgrzech: ustalili, że tylko 20% przekazywanych w dzienniku informacji może być negatywnych. Albo w Niemczech: jeśli człowiek ma otrzymać pracę w serwisie informacyjnym musi być zdolny do przekazywania pozytywnych wiadomości, bo inaczej nie dostanie tej roboty. Wynika to z troski o dobro społeczne. Jest to również patriotyzm.
Na początku śląski brzmiał dla mnie władczo - jako język ludzi zdecydowanych. Jednak dzięki tym osobom szybko uwolniłem się z akademizmu kształceniowego. Początkowo, kiedy odprawiałem mszę świętą, dziwiłem się, że ci ludzie modlą się jakby gwałtownie. Ale porozmawiałem z nimi, popatrzyłem na ich ręce, na rysy twarzy... Zrozumiałem wtedy, że tak to już jest i tak być musi. Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Rozmowy TP
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze