Artykuły
Irlandczyk w Polsce: Closely watched trains / Pociągi pod specjalnym nadzorem
Autor: PEADAR DE BURCA.
Publikacja: Środa, 9 - Maj 2012r. , godz.: 10:49
Closely watched trains
There are those of the opinion that some things in Poland are so obviously crap, you have to ignore them. Trains for example - so pathetic, that attacking them is like kicking a homeless man in the liver - it's too easy. People here tell me there's no satisfaction attacking the Rail System, as they don't care about criticism. These people are missing the point; this is not about the trains, this is about me. I'm a volatile man, prone to hellfire mood swings and crazy behaviour - I need an outlet. I've insulted the former Irish Prime Minister live on television and started a rumour that a member of his party likes to shoot his .357 Magnum at pregnant chickens. A vicious lie of course, but my way of getting retribution on these so-called untouchable people who ruined my country. And it prevents me from doing something really nasty. For those who have problems with my texts or who have issues with subjective journalism, it might help to look on this column as a release valve, necessary for my well-being and the safety of the public at large.
So... I had to do a radio interview on the Irish national broadcaster, RTE. They wanted me to let the 100,000 listeners know how Poland is getting ready for Euro 2012. This meant a train trip to Krakow where they do the radio link with Dublin. Train journeys in Poland are like going to a Bulgarian brothel - it's pot luck what kind of service you're going to get. This time I got the old prostitute who's been brought of out retirement so she can make a few bucks to buy false teeth. Where do I start? I never expect much from the toilet of any train, but this one looked like someone had given a gorilla whiskey and locked him in it for three days. There was no way I could enter it, never mind use it. This must be why the other passengers in my wagon were so depressed. They all looked like they had been told their parents were killed in a buffalo stampede. The window of our wagon wouldn't close so we were at the mercy of the elements. Pretty soon the wagon was filling with snow. I complained to the conductor, but he just shrugged and said, 'air conditioning.' It was the only English he knew. His first language was 'Grimace', wherein you talk by contorting your face into evil angles of hate, much like an witch giving birth to aardvark. The malice etched on this man's face when dealing with passengers was immense, so much so that when we presented our tickets for inspection, he ate them and shat them out as dum-dum bullets, hitting two gypsies hiding on the train roof.
There were two emergency stops during the journey; no one informed us why the train halted abruptly and we almost cracked our skulls off the luggage rack. My bet is some passenger had enough and threw himself out the window into a telegraph pole. The second stop was interesting; a fare dodger was caught and tried to make a break for it. The two conductors wrestled him to the ground. It was the first time I saw a choke-hold procedure applied to the victim's neck and penis. The poor bastard's leg shot out and kicked the emergency button. We were prepared this time, but the pervert beside me pretended he wasn't. He fell on the woman across from him and groped her breasts. They handed the fare dodger over to the cops in Jarwozno. As the train pulled off, I could see them putting an apple on his head and lining him up for target practice. Instant justice! Polish style! But all these stops meant that I was now an hour late. The train limped the last 50kms with all the energy of a funeral procession. That's what it felt like. A death. Swine! Don't make me late for 100,000 people, one of whom is my mother who I never call and this is the only way she gets to hear her son's deep, vodka ravaged baritone. My hands started shaking with anger. I was approaching meltdown. I started talking to myself out loud - 'Don't make me late! Don't, or I'll...' What? What can you do? What can you do to wreak vengeance on this collection of deranged fools whose job it is to transport people around Poland? Usually nothing and in these situations my fury brims over into mindless lunacy - I go and shave my head or start eating kashanka - but not this time... this time I had an outlet for my rage - I started to write about it! Instant therapy! Relief! The poison flooded out of my system and onto the page. We arrived in Krakow an hour and a half past our scheduled time. I ran to the radio station and just made the interview... and what was the opening question they asked me? 'So Peadar, tell our listeners about the Polish transport system - will it be ready for Euro 2012?' Good question. Let me tell the listeners all about the Polish transport system...
Pociągi pod specjalnym nadzorem
Niektórzy uważają, że pewne rzeczy są w Polsce w sposób oczywisty do tego stopnia zasyfione, że trzeba je po prostu ignorować. Na przykład pociągi - są tak beznadziejne, że krytykowanie ich jest jak kopanie bezdomnego w wątrobę - zbyt łatwe.
Ludzie tutaj mówią mi, że atakowanie Kolei nie daje żadnej radości, bowiem Oni nie zwracają uwagi na krytykę. Ci, którzy tak uważają, nie mają racji; nie idzie tu o pociągi, idzie o mnie. A ja jestem chwiejny, ulegam piekielnym huśtawkom nastrojów i szalonym zachowaniom i potrzebuję ujścia. Kiedyś, na żywo w telewizji obraziłem byłego irlandzkiego premiera i dałem początek pogłosce, że pewien członek jego partii zabawia się strzelaniem z Magnum 357 do ciężarnych kurczaków. Było to, oczywiście, złośliwe kłamstwo ale także moja zemsta na tzw. nietykalnych, którzy zrujnowali mój kraj. Dzięki temu nie robię czegoś naprawdę paskudnego. Dla tych, którzy mają problemy z moimi tekstami lub nie akceptują dziennikarstwa subiektywnego, pomocne może być spojrzenie na te felietony jako na zawór bezpieczeństwa, niezbędny dla mojego dobrostanu i bezpieczeństwa szeroko rozumianej opinii publicznej.
A zatem... miałem udzielić wywiadu dla RTE, irlandzkiego radia publicznego. Chcieli, abym poinformował 100 000 słuchaczy o tym, jak Polska przygotowuje się do Euro 2012. Dla mnie oznaczało to wyjazd do Krakowa, gdzie połączą mnie z Dublinem. Podróże koleją w Polsce są jak wyjście do bułgarskiego burdelu - przypadek decyduje, jak zostaniesz obsłużony. Tym razem trafiła mi się stara prostytutka, którą odwołano z emerytury aby mogła dorobić parę dolców na sztuczną szczękę.
Od czego zaczynamy? Nie mam wygórowanych oczekiwań pod adresem ubikacji w pociągu ale w tej ktoś musiał zamknąć pijanego goryla i trzymać go przez trzy dni. Nie dało się do niej wejść, nie mówiąc już o skorzystaniu. Zapewne dlatego pozostali pasażerowie byli tacy przygnębieni. Wyglądali jak sieroty po rodzicach stratowanych przez spanikowane bizony. Okno naszego wagonu się nie zamykało a więc byliśmy zdani na łaskę żywiołów. Wkrótce wagon zaczął wypełniać się śniegiem. Zgłosiłem to konduktorowi ale on po prostu wzruszył ramionami i powiedział "Klimatyzacja". Na tyle znał angielski. Język, którym posługiwał się najlepiej to miny: wykrzywiał twarz demonstrując złość w różnych wariantach, zupełnie jak czarownica wydająca na świat mrównika. Gdy miał do czynienia z podróżnymi, złośliwość wypisana na twarzy tego człowieka była tak ogromna, że podczas kontroli połknął nasze bilety, przetrawił je i wypróżnił pod postacią kul dum-dum, trafiając dwóch Cyganów ukrywających się na dachu.
Podczas tej podróży zdarzyły się dwa awaryjne postoje: nikt nam nie powiedział, dlaczego pociąg nagle się zatrzymał a my nieomal rozbiliśmy czaszki uderzając o półki. Założę się, że jakiś pasażer nie wytrzymał i rzucił się z okna na słup trakcyjny. Drugi postój wzbudził zainteresowanie: złapano gapowicza, który próbował uciekać. Dwóch konduktorów przygniotło go do podłogi. Po raz pierwszy zdarzyło mi się widzieć duszenie ofiary i jego penisa. Noga nieszczęśnika wyrwała się z uchwytu i kopnęła hamulec awaryjny. Przewrócił się na kobietę naprzeciwko i zaczął obmacywać jej piersi.
Gapowicza przekazano gliniarzom w Jaworznie. Gdy pociąg ruszył, widziałem jak położyli mu na głowie jabłko i ustawili na linii strzału. Wymierzanie sprawiedliwości na miejscu! Typowo polskie!
Jednak wszystkie te przystanki oznaczały, że miałem teraz godzinę opóźnienia. Pociąg toczył się z prędkością 50 km/h, z energią właściwą konduktom pogrzebowym. Tak to wyglądało. Koniec. Kaput.
O wy świnie! Przez was się spóźnię. A tam czeka 100 000 ludzi, wśród nich moja matka, do której nigdy nie dzwonię. Tylko w ten sposób może usłyszeć głęboki, zniszczony przez wódkę baryton jej syna. Moje ręce zaczęły latać z wściekłości. Zbliżał się wybuch. Zacząłem mówić głośno do siebie: "Przez was spóźnię się na spotkanie ze 100 000 ludzi! Jeżeli się spóźnię, to..." To co? Co zrobicie? Co takiego możecie zrobić aby zemścić się na tym zbiorowisku obłąkanych głupoli, których zadaniem jest wozić ludzi po Polsce? Przeważnie nic. W podobnych sytuacjach moja wściekłość przekształca się w bezmyślny obłęd. Idę i golę sobie głowę lub zaczynam jeść kaszankę. Ale nie teraz. Teraz mam ujście dla wściekłości. Zacząłem o niej pisać! Terapia instant! Ulga! Jad przelał się na kartkę papieru. Dotarliśmy do Krakowa półtorej godziny po czasie. Pobiegłem do studia. Ledwo zdążyłem. A jakie było pierwsze pytanie? "A zatem, Peadar, opowiedz naszym słuchaczom o polskim systemie komunikacyjnym - będzie gotowy na Euro 2012?" Dobre pytanie. Pozwólcie, że opowiem słuchaczom wszystko o polskim systemie komunikacyjnym...
Tłum.: A.L.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Irlandczyk w Polsce
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze