Artykuły
Irlandczyk w Polsce: Why people give books? / Dlaczego obdarowujemy się książkam
Autor: PEADAR DE BURCA.
Publikacja: Środa, 25 - Kwiecień 2012r. , godz.: 01:47
Why people give books?
No doubt you are all making your way through the books you got as Christmas presents. But did you ever stop to think why a certain book has been chosen for you? Out of the thousands of books on offer when your friend/relation was choosing, why this one? Indeed, why did they get you a damn book in the first place? You like books - great, but who doesn't? Everyone likes music, everyone likes games - they could have bought you a Bert Kaempfert CD or a Ratzinger vs. Mother Teresa computer game (think Alien vs. Predator) - but no, they got you a book. You want to know why? Because when you get a book, you're not getting a present. You're getting a message.
People give books to each other for one reason only: to avoid confrontation. Giving a book allows them to say something that they can't say to your face. Let's take a simple example - my friend works in a hospital and her female boss has a severe body odour problem - she smells bad, really bad - this is used diapers meets dead fish meets Lodz railway station bad. How can you tell your boss that she smells bad? You can't. So you buy her a book that does the job for you - in this case, Patrick Suskind's Perfume.
With so many titles out there, you'll never have to endure ugly tete á tetes ever again. The same friend is also attracted to a fellow hospital co-worker. Amid all that death and disease, how does she let him know her romantic inclinations? Hmm... this one had me stumped, but eventually it was obvious - what says 'let's have a sex standing up in a medical supply cupboard' better than Love In The Time Of Cholera? The power of books! They bring people together! Yet... use their power wisely, as they can also break people up. Back in college I was dating a woman who started to put on an enormous amount of weight - a French bakery had opened beside her apartment and she was keeping them in business. I don't mind anyone carrying a few extra pounds but it was starting to get ridiculous - when we were kissing, I had to sit on her knee. The book-as-message option seemed obvious, but looking back I could have been more tactful and not baked a copy of Moby Dick in her birthday cake. We broke up, not because she took offence from the implied similarity between her weight and Melville's albino sperm whale, no, it was because she almost choked to death on chapters 1-5.
Minor blips like this aside, nothing gets an awkward message across like a collection of bound pages, protected by a stiff pasteboard cover, adorned by a succinct title - you've got a friend who's a lesbian and doesn't realise it? Slip a copy of Jeanette Winterson's Oranges Are Not The Only Fruit into her army backpack and she'll get the message. A boyfriend in his thirties who won't propose? Keep it simple and give him a copy of Peter Pan. Granddad still hasn't moved out and given you his 90 metre squared apartment? Call around and read him a few chapters of Cormac McCarthy's No Country for Old Men - hey presto! Before you know it, he'll be hauling his wrinkly ass off to the nearest old person's home. Of course this effect is doubled if when you visit Granddad, you carry a gas tank for shooting bolts into peoples heads, a lá Anton Chigurh.
Choose your book carefully - another friend's teenage daughter had a new handsome male teacher. A warning was needed. For me the best choice would have been Lolita but being a concerned parent, my friend left a copy of How To Castrate A Bull, by Dave Hitz on the bonnet of the teacher's Mitsubishi Lancer. Too strong a message if you ask me, especially since the teacher turned out to be gay. Of course this method of communication is a two-way thing as I proved to my mother-in-law; when my wife and I were first married, we lived for a time with her parents, perhaps too long as one day my wife's mother presented me with a copy of Robinson Crusoe. Ah, I understood. The next week, as we were moving out to our new apartment, I thanked my father-in-law and gave his wife a carefully wrapped copy of Stephen King's Misery.
Dlaczego obdarowujemy się książkami?
Oczywiste jest, że wszyscy jakoś przebrniemy przez książki, które dostaliśmy na Boże Narodzenie. Czy zastanawialiście się może, dlaczego akurat ta książka została dla was wybrana? Ta jedna, jedyna spośród wielu tysięcy? Ta, a nie inna?
Lubicie książki, wiadomo, ale któż ich nie lubi? Wszyscy lubią muzykę, gry komputerowe, zatem równie dobrze mogłaby was uszczęśliwić płyta CD Berta Kaempferta albo gra komputerowa Ratzinger kontra Matka Teresa (coś w rodzaju Alien vs. Predator). Tymczasem dostaliście akurat TĘ KSIĄŻKĘ. Dlaczego? Bo książka to nie tylko prezent. To PRZESŁANIE.
Ludzie wręczają sobie książki wyłącznie z jednego powodu: aby uniknąć konfrontacji. Książka pozwala nam wyrazić coś, czego nigdy nie powiedzielibyśmy komuś prosto w oczy. Oto przykład. Mój przyjaciel pracuje w szpitalu, a jego szefowa ma poważny problem natury zapachowej- śmierdzi. Paskudnie śmierdzi. Coś jakby pampers ze zdechłą rybą w środku na dworcu w Łodzi. Powiecie szefowej, że śmierdzi? Oczywiście, że nie. Kupujecie jej zatem książkę, która zrobi to za was, w tym wypadku Pachnidło Suskinda. Mając do wyboru tyle tytułów, przypuszczalnie już nigdy nie będziecie musieli ryzykować spotkania tete á tete.
Wspomnianego przyjaciela pociąga koleżanka za szpitala. W jaki sposób może poinformować ją o swoich zamiarach w miejscu, gdzie królują choroby i śmierć? No cóż, dało mi to do myślenia, ale w końcu odpowiedź była oczywista. Co lepiej wypowie: "kochajmy się na stojąco w magazynie leków" niż "Miłość w czasach zarazy?" Oto moc książek! To one łączą ludzi! Ale... korzystajcie z tej mocy rozsądnie, gdyż książki potrafią również dzielić. Na studiach spotykałem się z kobietą, która potwornie przybrała na wadze. Pod jej mieszkaniem otworzyli francuską piekarnię i to właśnie ona zapewniała im zbyt. Niewielka nadwaga mi nie przeszkadza, ale w tym wypadku zaczęło to wyglądać co najmniej dziwacznie: aby pocałować, musiałem siąść jej na kolanach. Tu akurat wybór książki był oczywisty, a jednak... widzę teraz, że mogłem być nieco bardziej taktowny i nie zapiec egzemplarza "Moby Dicka" w jej torcie urodzinowym. Zerwaliśmy ze sobą, ale bynajmniej nie z tego powodu, że poczuła się urażona porównaniem jej do białego wieloryba. Wcale nie. Po prostu niemalże udławiła się pochłaniając rozdziały od 1do 5.
Pomijając drobne potknięcia, nic nie wydaje się lepszym nośnikiem dla wrażliwych wiadomości niż zszywka kilkuset stron w lakierowanych okładkach, opatrzona zwięzłym tytułem. Macie na przykład przyjaciółkę, która jest nieuświadomioną lesbijką? Wystarczy, że podrzucicie egzemplarz "Nie tylko pomarańcze" Jeanette Winterson do jej wojskowego plecaka, a od razu zrozumie, o co chodzi. Trzydziestolatek, chłopak, który nie chce się oświadczyć? Nic prostszego: sprezentujcie mu "Piotrusia Pana". Dziadek z uporem trzyma się swojego 90-metrowego mieszkania? Odwiedźcie go i przeczytajcie parę rozdziałów "To nie jest kraj dla starych ludzi" Cormaca McCarthy’ego. I od razu macie z górki! Z mety pozbiera swój pomarszczony tyłek w troki i przeniesie się do najbliższego domu starców. Wzmocniony efekt osiąga się odwiedzając dziadka z pistoletem do wstrzeliwania kołków jak Anton Chigurh.
Książki należy dobierać z należytą starannością: nastoletnia córka mojego przyjaciela ma nowego nauczyciela, przystojniaka. Należało udzielić mu ostrzeżenia. Jeśli chodzi o mnie, to uważam, że najodpowiedniejszą książką byłaby "Lolita", ale jako zaniepokojony ojciec, mój przyjaciel podrzucił na maskę lancera tegoż nauczyciela egzemplarz "Jak wykastrować byka" autorstwa Dave Hitza. Moim zadaniem nieco zbyt mocne przesłanie, tym bardziej, że nauczyciel okazał się gejem.
Oczywiście, każdy kij ma dwa końce. Przekonałem się o tym, gdy po ślubie zamieszkiwaliśmy z żoną przez pewien czas u jej rodziców. Być może nieco za długo, bo pewnego dnia teściowa sprezentowała mi "Robinsona Cruzoe". Oczywiście zrozumiałem. Gdy wyprowadzaliśmy się w tydzień później, podziękowałem teściowi i wręczyłem jego żonie starannie zapakowany egzemplarz "Misery" Stephena Kinga.
Tłum.: A.L. I M.P.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Irlandczyk w Polsce
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze