Artykuły
Robert Roden: Jeśli chodzi o wiatraki, jestem za
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 25 - Kwiecień 2012r. , godz.: 11:20
Już wkrótce odbędzie się pierwsza rozprawa przed warszawskim Sądem Apelacyjnym pomiędzy mieszkańcem wsi Browiniec Polski a Gminą Biała. Póki co, na poziomie pierwszej instancji (Wojewódzki Sąd Administracyjny) samorząd poniósł porażkę. Przedmiotem sprawy są błędy w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego, dotyczące m.in. zbyt dużej skali na mapie oraz większej niż to było planowane wysokości samych wiatraków. O tym, jak w przyszłości uniknąć podobnej sytuacji oraz o perspektywach rozwoju gminy rozmawiamy z Robertem Rodenem, przewodniczącym Rady Miejskiej w Białej.
- Bieżący spór wiatrakowy pokazuje dość wyraźne problemy w komunikacji między samorządem a niektórymi mieszkańcami gminy. Co zrobić, żeby na przyszłość usprawnić społeczne konsultacje?
- Prawdopodobnie już na majowej sesji będziemy przeznaczać pod wiatraki kolejne tereny: Kolnowice, Laskowiec, Miłowice, Śmicz, Grabina. Kieruję więc prośbę do mieszkańców, aby zaangażowali się w zbieranie informacji i przekazywanie ich samorządowi, jeśli coś jest nie tak. Byleby tylko nie robili tego na koniec, gdy cała procedura planistyczna i urbanistyczna jest już zatwierdzona. Chodzi przecież o społeczne pieniądze, które wydawane są po to, by inwestor mógł lokować swój kapitał na naszych terenach i w przyszłości przynosić środki do gminy. Okoliczni mieszkańcy mogą zaangażować się osobiście w procedury i proces planistyczny.
- Co zawiniło, że ostatnie konsultacje nie wyszły?
- Informowaliśmy wszystkie wsie z terenu objętego nowymi planami zagospodarowania przestrzennego w naszej gminie. Sołtys każdej miejscowości jest obecny podczas sesji, zbiera informacje, wiesza obwieszczenia. Może chodzi o to, że był to pierwszy obszar, którego dotknął temat wiatraków, przez co jego mieszkańcy początkowo nie zaznajomili się wystarczająco z tematem. Inaczej nie umiem tego wytłumaczyć. Żadnych informacji zwrotnych o niezadowoleniu poszczególnych mieszkańców nie było. Mamy protokoły z wyłożenia dokumentacji, a tam żadnych uwag. Nikt się wtedy nie zainteresował.
- Może chodzi o to, że ludzie dopiero nabierają świadomości, że mogą uczestniczyć w procesie rządzenia.
- Temat wiatraków pojawiał się już w okolicach. Lubrza, Walce, teren Grodkowa, Kamiennika... Było więc wiadome, że takie inwestycje wchodzą na teren województwa opolskiego. Inwestycje pod elektrownie wiatrowe potrzebują terenów rozległych i obszernych, dlatego też temat dotknął gminę Biała. W każdym razie, zapytania do mieszkańców były, ale nie uzyskaliśmy odzewu. Teraz jesteśmy już nauczeni, żeby zwracać uwagę na maksymalną odległość od zabudowań. Jeśli nie 600 m, to może 1000 m lub inną - możemy na ten temat negocjować. Ale jeśli nie ma konkretnych wniosków, to też nie ma o czym rozmawiać. Wychodzimy z założenia, że urbanista wie, co ma robić, jest przygotowany do tego czym się trudni, więc go dodatkowo nie sprawdzamy.
- Jak to się jednak stało, że do planów zagospodarowania przestrzennego wdały się tak ewidentne błędy?
- Okazało się, że fachowiec nie wykonał swojej pracy na szóstkę. Nie jesteśmy znawcami w dziedzinie urbanistyki. Dostajemy gotowy materiał; i błędy mogą przejść niezauważone.
- Znany jest już termin kolejnej rozprawy (tym razem już w Sądzie Apelacyjnym) z mieszkańcem Browińca Polskiego?
- Na razie nie, procedury w sądach trwają ok. 1,5 roku, terminy są na dziś trudne do określenia ponieważ temat ruszył dopiero początkiem marca.
- Ze strony mieszkańców padł zarzut w stosunku do gminy, że powołała prawników z zewnątrz, co wiąże się z większym wydatkiem z pieniędzy publicznych. Czy nie lepiej by było pozostać przy "nadwornym" radcy prawnym Tadeuszu Chrobaku?
- Będzie to rozprawa na zupełnie już innym szczeblu. Uznaliśmy więc, że lepiej wziąć kogoś z Warszawy, kto ma większe doświadczenie, jeśli chodzi o procesowanie się w sądach wyższej instancji. Zresztą, wcześniej nie mieliśmy nawet takich przypadków.
- Jest szansa to wygrać?
- Odpowiem tak: prawo jest jedno, ale jego interpretacje są różne.
- A jakie jest pańskie osobiste zdanie na temat wiatraków? Jest pan inżynierem, choć w innej dziedzinie.
- W perspektywie jednego wieku świat poszedł tak do przodu, że związane jest to bezpośrednio z energochłonnością zasobów, jakich potrzebujemy. Na chwilę obecną mamy kopaliny: węgiel, ropę - to, co jest w ziemi, a więc złoża z samej swej natury wyczerpywalne. W dniu dzisiejszym prognozy i dyrektywy są takie, że musimy iść w odnawialne źródła energii, takie jak: wiatr, fale morskie, słońce. Jest to nieodzowny kierunek w pozyskiwaniu energii dla dalszego postępu, inwestycji i zapewnienia podstawowych potrzeb bytowych ludności. Nikt sobie przecież nie wyobraża średniowiecza, gdy siedzimy przy świeczce; cały postęp światowy poszedłby w niwecz. Jednym z rozwiązań są farmy wiatrowe, z maksymalnym możliwym zabezpieczeniem potrzeb ludzi. Świat idzie w tym kierunku i tego już nie cofniemy. Atom okazuje się bardzo niebezpieczny, nie można go okiełznać; mieliśmy tego przykład w Japonii. Z kolei słońce to jednak wciąż zbyt droga energia. Fale morskie są z kolei zasobem ograniczonym geograficznie. Jeśli chodzi o wiatraki, jestem za.
- A kwestia argumentów o szkodliwości? Środowiska naukowe są bardzo podzielone.
- To prawda. Często zwolenników oskarża się o lobbing. Ale równie dobrze można by było posądzić o to drugą stronę.
- Z czego głównie wynikają, pańskim zdaniem, obawy wiatrakowych sceptyków w gminie Biała?
- Są to głównie tereny rolnicze, więc ludzie obawiają się wpływu na ziemię i plony. Z roli żyje duża część mieszkańców naszej gminy. Tyle, że znowu - jeden ekspert powie, że wpływ na glebę jest znaczący, drugi zaś, że znikomy lub żaden.
- Człowiek musi więc wybrać, w co chce wierzyć...
- Tak. Dużym problemem jest również krajobraz - czy skorzysta czy straci. Na pewno się zmieni. Nie spotkałem człowieka, który jadąc szosą w zachodniej części Europy i widząc wiatraki na polach, powiedziałby, że źle to wygląda. Inna jest natomiast perspektywa człowieka, który mieszka w pobliżu wiatraka i ma go na co dzień.
- Abstrahując już od wiatraków, w jakiej dziedzinie widzi pan największe perspektywy dla rozwoju obszaru gminy Biała?
- Rozwój musi być związany z zasobem, jaki posiadamy. Naszym atutem jest rolnictwo oraz sprawy okołorolnicze, np. agroturystyka.Tyle, że wiadomo - dzisiejszy turysta stawia wymagania. Tymczasem baza agroturystyczna nie jest u nas rozwinięta. Wiadomo, "Zielona Zatoka" to lokalna perełka; funkcjonują też mniejsze gospodarstwa, np. w Chrzelicach, Pogórzu czy Brzeźnicy, ale - patrząc na to, jak duże jest obłożenie - mogłoby być ich więcej... Z kolei rolnictwo w Polsce staje się wielkoobszarowe, na wzór zachodniego, gdzie nie gospodaruje się na 3 czy 5 hektarach, ale na dziesiątkach. W gminie Biała prowadzone są raczej gospodarstwa rodzinne. I pewnie długo jeszcze tak zostanie.
Naszym atutem jest ziemia, świeże powietrze, ładne krajobrazy, bliskość Czech. Agroturystyka nie może oczywiście stać się masówką, bo jeśli każdy będzie miał takie gospodarstwo, sprawa przestanie być opłacalna. Ale na dzień dzisiejszy widzę tu sporą niszę. Trzeba pokazać standard, przedstawić dobrą tradycję kulinarną i sprzedać to, co jest wokół nas.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Rozmowy TP
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze