Artykuły
Wywiad: Ksiądz musi pokazać młodzieży ludzkie oblicze
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 4 - Kwiecień 2012r. , godz.: 11:30
O roli proboszcza w społeczności wiejskiej, o trzech torach rozwoju parafii, a także o sposobach przyciągania młodzieży do Kościoła, rozmawiamy z Piotrem Bałosem, proboszczem parafii pw. św. Jakuba Starszego w Lubrzy.
- Czy rola księdza w małej społeczności różni się czymś od roli w społeczności większej?
- Różnica na pewno istnieje. W większych ośrodkach, a więc w miastach funkcjonuje sporo ośrodków, które napędzają życie kulturalne. Na wsi natomiast nie ma ich aż tylu, więc bardzo często animatorem staje się ksiądz, przy pomocy rady sołeckiej, rady parafialnej czy po prostu ludzi zaangażowanych. Jeśli chodzi konkretnie o Lubrzę, jestem w tej komfortowej sytuacji, że po sąsiedzku mam dom kultury i każda propozycja, którą wysuwam, przyjmowana jest z aprobatą. Działamy wspólnie i, póki co, nie ma takiej konieczności, by proboszcz musiał mieć wyłączność na bycie animatorem życia kulturalnego.
- Mówi się, że w miastach parafianie są bardziej anonimowi, natomiast na wsi więź społeczności z proboszczem jest bliższa?
- Patrząc całościowo - na pewno; taka tendencja istnieje. Choć w praktyce okazuje się nieraz, że zarówno w parafiach wiejskich jak i miejskich działa po prostu stała grupa udzielających się osób. Co do samej anonimowości, w małych miejscowościach jest ona zdecydowanie mniejsza, ludzie po prostu się znają, zarówno między sobą jak i z miejscowym proboszczem.
- A czy ksiądz na wsi cieszy się jakimś szczególnym autorytetem? Przyjęło się tak mówić, również wśród przeciwników Kościoła, którzy powtarzają, że księża mają posłuch głównie w małych miejscowościach, zaś w większych już znacznie mniejszy...
- Słuchając przeciwników Kościoła, a także ogólnopolskich mediów, wydaje mi się, że istnieje tendencja, aby podkreślać różnice między ludźmi z miasta i ludźmi z wioski, na niekorzyść tych drugich. Uwypukla się często, że ludzie z większych ośrodków są lepiej wykształceni, światli, obyci w świecie, bardziej krytyczni. Wieś kojarzona jest z zaściankiem. To nie prawda. Ogólnopolskie media ujmują w ten sposób bardzo dużo z potencjału intelektualnego tych ludzi, którzy również kończą studia, jeżdżą po świecie i potrafią być krytyczni; oceniać, ot choćby, czy pewne posunięcia proboszcza są godne czy niegodne aprobaty.
- Ale generalnie chrześcijaństwo rozwija się chyba lepiej w małych grupach. Jest to bliższe pierwszym wspólnotom.
- Niewątpliwie tak. Pierwsze tzw. diaspory pośród wielkich żydowskich aglomeracji żyły ze sobą w symbiozie, na wzór dzisiejszych zakonów, wszystko mieli wspólne i pomagali sobie nawzajem; czytamy o tym w "Dziejach Apostolskich".
- A jakie ma ksiądz pomysły na działanie tutaj, w Lubrzy?
- Idzie to trzema torami. Pierwszy to życie duchowe; chodzi o to, by zaktywizować je jeszcze bardziej - odprawiając nie tylko msze, ale również nabożeństwa, np. w środy - do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Wróciliśmy także do pięknej tradycji śpiewania Godzinek przed niedzielną mszą św. Ważne jest również, by objąć szczególną troską duszpasterstwo młodych ludzi. Zrodził się pomysł, który powoli dojrzewa i w Święto Zesłania Ducha Świętego będzie już wcielony - chodzi o młodzieżowe Bractwo Św. Jakuba. Chciałbym, żeby ta grupa młodzieżowa, wpatrzona w obraz tego świętego, który znajduje się przy naszym ołtarzu, uczyła się od patrona przede wszystkim adoracji Chrystusa. Gdy popatrzymy na św. Jakuba, widzimy, że trzyma on Biblię - jest to mocny wyraz tego, że rozważa on Słowo Boże; wiadomo, jak mówił z kolej św. Hieronim, "nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chrystusa". Chciałbym organizować dla młodzieży nabożeństwa adoracyjne, połączone z rozważaniem fragmentów Biblii. Z czasem taka grupa mogłaby podjąć współpracę z Caritasem i zaangażować się w wolontariat na terenie parafii. Daj Boże, żeby to wyszło. Chciałbym, żeby w przyszłości takie bractwo dawało szersze spojrzenie na parafię - można by stworzyć grupę dziecięcą, młodzieżową, a także dla dorosłych (mam tu na myśli również małżeństwa oraz ludzi w wieku od 30 do 50 lat, którzy na chwilę obecną są słabo zagospodarowaną grupą w Kościele).
Drugi tor to prace remontowe, związane z kościołem, plebanią i obejściem; od sierpnia zeszłego roku udało się zrobić bardzo wiele. Aktualnie kończymy wymienianie części okien plebanii; niedługo zakończymy też remont jej dolnej części. Jeśli zaś chodzi o budynek kościoła, zdążyliśmy już zabezpieczyć wieżę, udrożnić studzienki kanalizacyjne, a w tej chwili firma wymienia nagłośnienie w kościele; przymierzam się też do remontu wieży, elewacji budynku. Wiadomo, wszystko zależy od funduszy.
Z kolei trzeci tor to współpraca z domem kultury. W tym roku organizowaliśmy już Dzień Świętego Marcina, Koncert Kolęd z procesją, a w czerwcu planujemy Noc Świętojańską (o charakterze chrześcijańskim), Odpust św. Jakuba, połączony z biesiadą. Chciałbym, aby te wydarzenia na stałe wpisały się w nasz kalendarz.
- Jest ksiądz sam na parafii, bez wikarego. Nie czuje się ksiądz nieco samotny?
- Jeżeli proboszcz czuje się samotny, to znaczy, że nie jest wystarczająco otwarty na współpracę z ludźmi. Wszystko, co tu robimy, odbywa się dzięki wspólnym wysiłkom - zarówno w kwestiach materialnych jak i duchowych. W przygotowanie Mszy Św. zaangażowane są również osoby świeckie - chodzi o czytanie Słowa Bożego i Modlitwę Wiernych; prawdopodobnie powstanie też grupa odpowiedzialna za śpiewy. W żadnym razie nie czuję się samotny.
- A jak jest z zaangażowaniem młodych ludzi w życie parafialne?
- Z tym nigdy nie jest idealnie. Ma na to wpływ wiele czynników: młodzież często wybiera się na studia i odwiedza rodzinną miejscowość jedynie w weekendy (nieraz rzadziej niż raz w tygodniu); sporo osób wyjeżdża za pracą. Trzeba skupić się przede wszystkim na młodzieży gimnazjalnej i ponadgimnazjalnej, która - jak na razie - tu zostaje. Poza tym zauważam, że o wiele łatwiej jest zmobilizować młodzież, by zrobiła porządki na ogrodzie, przygotowała salki i dom katechetyczny, a o wiele trudniej zaprosić ich do kościoła, np. na adorację. Łatwiej też młodzieży pójść na pielgrzymkę do Częstochowy lub pojechać na Lednicę, zaś trudniej o systematyczność. Ten problem nie dotyczy jedynie Lubrzy.
- Jak najlepiej aktywizować młodzież do uczestnictwa w życiu Kościoła?
- Chodzi o coś w gruncie rzeczy bardzo prostego. Nie można od razu powiedzieć młodym ludziom: idziemy klęczeć przed ołtarzem. Oni nie przyjdą. Lub przyjdą raz, a później się wykruszą. Na początek trzeba nawiązać relację, po prostu z nimi być; rozmawiać, uśmiechnąć się, podać rękę. Ksiądz musi pokazać młodzieży ludzkie oblicze. Czuję to wewnętrznie, głównie dzięki pracy, której dokonałem na poprzednich parafiach. Jeśli pokazałem młodym, że zależy mi na nich jako na ludziach i traktuję ich normalnie (jako partnerów do współpracy), wówczas udawało się zrobić wiele fajnych rzeczy. Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Rozmowy TP
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze