Artykuły
Spór w Browińcu Polskim: Wiatraki w sądzie
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 14 - Marzec 2012r. , godz.: 11:32
Zamieszanie wokół wiatraków w gminie Lubrza ostatnio ucichło. Obecnie na pierwszy plan wysuwa się Biała. O ile w pierwszym przypadku spór dotyczył dwóch konkurujących ze sobą inwestorów, o tyle w drugim - konflikt toczy się pomiędzy władzami gminy, a częścią mieszkańców wsi Browiniec Polski.
Prezentują oni litanię argumentów przeciwko budowie w ich miejscowości farmy wiatrowej w takim kształcie, w jakim zostało to przewidziane w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. Wszedł on w życie na mocy uchwały rady miejskiej (jeszcze w poprzedniej kadencji) z listopada 2010 r., lecz został zaskarżony przez jednego z mieszkańców Browińca Polskiego; stało się to z dość dużym poślizgiem czasowym, bo dopiero końcem sierpnia 2011, a więc prawie rok po przyjęciu wyżej wymienionej, piętnastostronnicowej uchwały, dotyczącej rozmieszczenia wiatraków na obszarze obejmującym trzy wsie w południowo-wschodniej części gminy Biała: Wilków, Rostkowice oraz newralgiczny Browiniec Polski.
Jest to, jak na razie, jeden z trzech miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego na terenach, znajdujących się pod berłem burmistrza Arnolda Hindery i problematyczny okazał się tylko jeden obszar. Końcem zeszłego roku odbyła się rozprawa sądowa między Radą Miejską w Białej (reprezentowaną przez radcę prawnego Tadeusza Chrobaka, który znany jest prudniczanom jako kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej) a jednym z mieszkańców Nowego Browińca, który zaskarżył feralną uchwałę.
Był on niejako rzecznikiem interesów większej grupy sceptyków, lecz występował przed sądem w charakterze osoby, broniącej swojego interesu prawnego. Otóż, na terenie dwóch obszarów, przeznaczonych pod budowę wiatraków znajduje się jego działka, obejmująca zarówno drogę jak i tereny rolne. Ot, niedopatrzenie.
Mieszkaniec wsi wygrał sprawę. Na mocy wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu z 10 stycznia bieżącego roku, gmina została zobowiązana do odstąpienia od wykonania uchwały, dotyczącej planów miejscowych, uznając ją za niezgodną z wcześniejszym studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego, który jest dokumentem (choć nie aktem prawa miejscowego), będącym punktem odniesienia dla formułowania miejscowych planów.
Wygraliście bitwę...
Burmistrz nie zamierzał się jednak poddawać, podjął decyzję o powołaniu prawników z zewnątrz i wniesienia kasacji do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ostatniego dnia zeszłego miesiąca została zwołana nadprogramowa sesja rady miejskiej, na której udzielono pełnomocnictwa adwokatom: Maksymilianowi Cherce i Krzysztofowi Wąsowskiemu. Nie obyło się bez perturbacji, ponieważ projekt uchwały zawierał błędy, które trzeba było na gorąco poprawić. Najpoważniejszy z nich polegał na tym, że rekrutowani właśnie prawnicy reprezentują rzekomo RADĘ MIEJSKĄ. Faktycznie jednak występują w interesie GMINY.
Na sesję przybyła również grupka mieszkańców wsi Browiniec Polski, żywo zainteresowana przebiegiem obrad. Przewodniczący rady Robert Roden nie udzielił jednak głosu zebranym, choć - jak sami twierdzą - oczekiwali tego. - Nie odbieramy wam prawa do występowania przed sądem, to i wy nam go nie odbierajcie - powiedział do oponentów burmistrz Arnold Hindera. - Jeśli macie rację, udowodnijcie ją i nie będzie problemu.
Początkiem marca została złożona skarga kasacyjna. Nie jest, jak na razie, znana data kolejnej rozprawy. Z szacunków jednak wynika, że całe postępowanie przed sądem wyższej instancji potrwa półtora roku, a więc na tak długi czas zostanie wstrzymana (będąca i tak w fazie papierkowej) wiatrakowa inwestycja na terenie trzech wsi: Browiniec Polski, Wilków i Rostkowice, ponieważ objęte są one jednym planem zagospodarowania. W pozostałych dwóch skupiskach (Krobusz-Gostomia-Solec, Biała-Olbrachcice) prace będą mogły postępować. Jeśli nie będzie przeszkód...
Same minusy
- Nie wykluczam błędów w planach zagospodarowania - mówi Robert Roden, przewodniczący rady miejskiej. - Nie my je sporządziliśmy, lecz powołany przez nas urbanista. Rozumiem część zarzutów ze strony mieszkańców wsi. Mam jednak żal, że nie zajęli się tym wcześniej, nim uchwała została przyjęta. Mieli na to czas od 2009 roku, gdy Biała przystąpiła do sporządzenia planów miejscowych.
Faktycznie, tak późna reakcja oponentów komplikuje sprawę. W końcu firma wiatrakowa (EWL, a więc ta, która z terenów lubrzańskich została wyeliminowana) podpisała już umowy o dzierżawę z być może nawet kilkudziesięcioma właścicielami ziem na tych terenach. Przypomnijmy, że pozyskiwanie chętnych do udostępnienia pola pod wiatrak odbywa się metodą chodzenia od domu do domu, rozmawiania, negocjowania. Wiatrakowi sceptycy również gościli u siebie przedstawicieli firmy, lecz odmówili im.
Powodów mają mnóstwo. Uważają, że roczny zysk dla dzierżawcy (który szacunkowo miałby przekraczać nawet 30 tys.) będzie pomniejszony o rozmaite koszty dodatkowe, związane ot choćby z odrolnieniem gruntów, wynajęciem (w związku z tym) radcy prawnego, odśnieżania i zabezpieczania dojazdu do elektrowni i wielu innych pomniejszych opłat. Kwestia odrolnienia gruntów od I do III (a więc tych najlepszych pod względem rolniczym) została zresztą poruszona podczas zwycięskiej rozprawy sądowej. Zdaniem sceptyków zgoda na odrolnienie tych gruntów powinna zapaść ze strony Ministra Rolnictwa i Gospodarki Żywieniowej.
Przeciwnicy elektrowni widzą w nich liczne zagrożenia dla siebie i środowiska. Podkreślić trzeba, że nie są oni negatywnie nastawieni do wiatraków samych w sobie; uważają jednak, że powinny być inaczej rozmieszczone. Przede wszystkim - około 2 km od zabudowań, nie zaś 500 m, jak zostało to przyjęte; poza tym - nie w takiej ilości.
- Tych wiatraków będzie więcej niż grzybów w lesie - stwierdza obrazowo jeden z mieszkańców Browińca Polskiego. - 120 wiatraków ułożonych jak półksiężyc dookoła wioski to zdecydowanie za dużo. Szkoda też naszego krajobrazu.
Poza tym, wiatraki mają być o wiele wyższe niż planowano. Sąd zgodził się z tym zarzutem. Planowano, że sięgną 150 m, a tymczasem przekroczą 170 m. "Podwyższenie" wiatraków podyktowane jest chęcią zmniejszenia ich mocy w warunkach, które dla wiatraków nie są najkorzystniejsze (w przeciwieństwie, ot choćby, do terenów północnych, nadmorskich, gdzie funkcjonuje farma Lisewo).
Mieszkańcy wsi obawiają się również, co będzie po dwudziestu kilku latach, gdy te 600 m³ betonu trzeba będzie usunąć. Nie wiadomo, kto się wówczas tym zajmie. Oprócz tego, w zimie, gdy wiatraki będą już oblodzone, bryły lodu mogą "pofrunąć" w stronę pól i domostw nawet na kilkaset metrów. Do tego dołącza jeszcze jeden sporny argument - zdaniem sceptyków, elektrownie wiatrowe muszą być podłączone do elektrowni węglowych, atomowych lub elektrycznych, a o tym podobno "się nie mówi".
Każdy i tak wie swoje
Na każdy z tych argumentów druga strona znajduje przeciwny. Spór trwa nawet wśród specjalistów. Mieszkańcy Browińca Polskiego bazują głównie na wypowiedziach prof. Henryka Wojciechowskiego, którego zaprosili na wykład do swojej wsi. Duży wpływ na miejscową ludność wywiera też lokalny proboszcz. Cieszy się on dużym szacunkiem u swoich podopiecznych; często podkreślają oni jego zasługi dla rozwoju wsi.
Dyskusja nad szkodliwością wiatraków przypomina dziesiątki innych toczących się w polskim życiu publicznym. Każda ze stron jest tak samo przekonująca i posiada swoich ekspertów, na których się powołuje. Tylko gdzie leży prawda?
Są jednak sprawy nie podlegające dyskusji, które sąd ocenił na niekorzyść gminy. Po pierwsze, miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego został wykonany w skali 1:2000, nie zaś - jak planowano w studium - 1:1000. Poza tym, badania dotyczące wpływu na środowisko (w tym na ptaki i nietoperze) nie zostały zlecone niezależnemu ekspertowi. Wykonali je i przedłożyli specjaliści, pracujący dla firmy wiatrakowej, od których, mimo najszczerszych chęci, trudno oczekiwać obiektywizmu.
Inwestycja poczeka
- Mamy żal do radnych i burmistrza - wyznaje jeden z mieszkańców wsi. - Powinni oni reprezentować nasze interesy; w końcu to zwykli ludzie ich wybrali. Przedstawiciele naszego samorządu twierdzą jedynie, że wiatraki nie podobają nam się dlatego, że zazdrościmy sąsiadom, którzy podpisali umowy i będą na tym zarabiać. To nieprawda.
Prędko zresztą nie zarobią. Proces sądowy wstrzymuje inwestycję do odwołania, a i niewykluczone, że zmiana planów pociągnie za sobą konieczność unieważnienia niektórych umów.
Przy całej sprawie pojawił się też problem niedoinformowania. Mieszkańcy Browińca Polskiego twierdzą, że w okresie, gdy plany powstawały, nie byli oni wystarczająco zaznajomieni z całą sprawą. Druga strona tłumaczy wprawdzie, że obwieszczenie zostało umieszczone na tablicy ogłoszeń, w internecie i w prasie, ale ludność twierdzi, że to za mało. Nie było porządnego spotkania z nimi, wyjaśnienia co i jak.
Trudna sprawa. Pozostaje czekać na termin pierwszej rozprawy w sądzie wyższej instancji. Grupa mieszkańców Browińca Polskiego (należy raz jeszcze podkreślić, że nie chodzi tu o wszystkich) czuje niesmak, że samorząd będzie z nimi walczył za ich pieniądze. W końcu kasa na prawników jest czerpana z budżetu. Trudno jednak rozwiązać tę sprawę w inny sposób.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Elektrownie wiatrowe
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze