Artykuły
Eryk Murlowski: Ból jest dobrym nauczycielem
Publikacja: Środa, 22 - Luty 2012r. , godz.: 11:37
O granicach między sportem a sztuką walki, o znaczeniu relacji "mistrz-uczeń", a także o mitach związanych z technikami samoobrony rozmawiamy z Erykiem Murlowskim, instruktorem jujutsu, prezesem Centrum Kobudo Kenkyukai w Chrzelicach.
- Jak pan się widzi w dziale sportowym?
- Sport kojarzy mi się z rywalizacją, selekcją i współzawodnictwem. Tam każdy musi zająć jakieś miejsce, zdobyć medal, puchar, co nieuchronnie prowadzi do podziału na lepszych i gorszych. Na tym polega "czysty" sport, który jednak jest częścią kultury fizycznej. Ja bardziej skłaniam się ku rekreacji, choć, na dobrą sprawę, nie wiem, czy i to określenie jest dobre. Dużo tu zależy od indywidualnego nastawienia. Jeden ćwiczy sztuki walki, bo jest mu fajnie - może się zrelaksować, ktoś inny uczy się samoobrony, bo chce poczuć się lepiej i bezpieczniej. Jeszcze inni traktują to jako wyżycie się typowo sportowe. Na przykład karate albo judo są sztukami walki, ale zamienionymi po latach w formułę sportową; odbiegają więc od tego, co we wschodnich kulturach (np. w Japonii) stanowiło sposób życia. To było coś, co pozwalało ludziom przetrwać i co dotyczyło spraw natury wojskowej. Dotyczyło właściwie wszystkiego, tylko nie sportu.
Dziś mamy XXI w., więc trudno wracać do samych korzeni wschodnich sztuk walki. Dawniej chodziło o uczenie żołnierzy, mieszczan czy ludzi w wioskach, pod kątem umiejętności obrony i ataku. Znamy historie o samurajach czy innych wojownikach. Dziś jest to raczej fascynacja Dalekim Wschodem. Przyjęło się twierdzić, że każdy Japończyk musi być dobry w sztukach walki. To nieprawda. Stawiam, że będzie wiedział więcej na temat mangi lub, po prostu, współczesnych usportowionych sztuk walki, niż tych historycznych. XXI w. to nowe wyzwania i musimy odnaleźć się w tej rzeczywistości. Jest wiele bardzo młodych "szkół walki". Słyszymy czasem szumne hasła, że ktoś ćwiczy "realną samoobronę"; ale to tylko promocja. Chodzi o przyciągnięcie osób chętnych, bo, nie ukrywajmy, dla większości ludzi, którzy prowadzą takie szkoły, bardzo ważna jest kasa. To zresztą zupełnie zrozumiałe; bycie instruktorem to zawód jak każdy inny. Chodzi tylko o to, by nie przeginać z określeniami: "super samoobrona, "sztuka zabijania" albo "super sztuka obezwładniania"; powstało wiele nowych nazw i człowiek właściwie nie wie, co ma wybrać. Jeden występuje w kimonie, drugi w moro, trzeci w stroju ninja, czwarty macha jakimś mieczem lub inną bronią. To jest wszystko fajne, ale trzeba się też zastanowić nad zagrożeniami, które za tym idą.
- Czyli lepiej bazować na starych, sprawdzonych wzorcach?
- Pytanie, czym są sprawdzone wzorce? Jigoro Kano, twórca Kodokan Judo pod koniec XIX w. nie wiedział, że stanie się ono sportową rywalizacją. Podobnie karate, które na początku lat 70. XX w. skierowało się na drogę sportu.
- Bardzo popularną obecnie sztuką jest krav maga. A więc już nie Japonia, tylko Izrael...
- Twórca krav maga również czerpał z innych szkół. Jako utalentowany tancerz i gimnastyk był także mistrzem boksu, zapasów oraz dobrze znał jujutsu. W ogóle systemy militarne (takie jak np. krav maga, combat, kapap) nie są, uważam, przeznaczone dla szerokiego grona. Jako hybrydowe systemy walki (a nie sztuki walki) powinny być nauczane w zamkniętym kręgu wyspecjalizowanych grup. Poza tym, jeśli ktoś mówi, że szkoli służby mundurowe, to moje pytanie brzmi: o jakie służby chodzi i w czym je szkoli? Czy ma na myśli wojsko, policję, straż miejską, służbę więzienną czy też grupy specjalne? Każda z nich ma inny zakres uprawnień, co wymaga innego zasobu wiedzy i technik a przede wszystkim taktyk. Poza tym obrona, dajmy na to, przed nożem czy pistoletem to już techniki z górnej półki. Nowe systemy militarne nie są złe, ale trzeba oddzielić je od pewnej propagandy, która ma miejsce.
- A czy sztuka walki może istnieć bez określonej filozofii życia?
- Oczywiście. Większość różnych kodeksów (m. in. kodeks bushido), o których słyszeliśmy, na początku nie istniały. Chodziło o zabijanie. W czasach samurajów odbywały się rzezie. Sztuki walki nie służyły wtedy do rekreacji. Oczywiście, wiązały się one z systematycznymi treningami i, przy okazji, z rozwijaniem kultury fizycznej, ale były to sprawy drugorzędne. Niemniej, dzisiaj każdy chyba ma jakąś swoją filozofię życia...
- Czy właśnie sztukom walki zawdzięcza pan to, że doszedł w życiu tak daleko? W końcu wzmacniają one ludzką psychikę...
- Co pan rozumie przez określenie "daleko dojść"?
- Założył pan i prowadzi pionierską w naszym kraju szkołę walki, a także sekcję monocyklistów; szkolił pan grupy specjalne i służby mundurowe; ma pan też na koncie liczne publikacje z zakresu historii lokalnej...
- W moim przypadku jest to kwestia pewnych tradycji wyniesionych z domu. Motorem moich pasji był ojciec. Zainteresował mnie najpierw książkami, a potem napędził i na rowerki, i na sztuki walki, i na sprawy historyczne. Nie zdążył mi oczywiście wszystkiego przekazać, ale nadał główny kierunek moim dążeniom. Później człowiek i tak sam wybiera. Jednak sztukom walki trzeba, w zasadzie, poświęcić życie.
- No właśnie, czy może pan powiedzieć, że to one zahartowały pański charakter?
- W dużej mierze na pewno. Na trening należało zawsze przyjść punktualnie, trzy razy w tygodniu, no i dostawało się wycisk. Człowiek chciał być twardy, chciał się zmęczyć. Marzyłem też, że kiedyś tam zdobędę czarny pas, jeśli chodzi o sztuki walki, ale są to zupełnie normalne marzenia młodego człowieka. Mogę śmiało powiedzieć, że prawie wszystko (nawet żonę) zawdzięczam sztukom walki. Przede wszystkim jednak zawsze lubiłem i lubię to, co robię. Mojemu ojcu udało się zaszczepić we mnie tę pasję.
- W sztukach walki występuje relacja "mistrz - uczeń", która zdaje się odchodzić w przeszłość...
- Tak, chodzi tu o Giri i Ninpo czyli lojalność i obowiązkowość. Nie chodzi oczywiście o ślepą lojalność. Należy pamiętać, że zobowiązanie to proces dwustronny! W sztukach walki łatwo pomieszać szacunek i obowiązek z pochlebstwami. Zbyt często giri jest mylone z fałszywie pojmowanym kultem bohaterstwa. Dziś nie jest żadnym wyczynem bycie "ekspertem od sztuk walki", nawet przed trzydziestką. Zdobycie papierka to obecnie żaden problem, przez to młodych "mistrzów" mamy na pęczki (8, 9, 10 Dany). Tylko jaki w tym sens? Ja dopiero mając te pięćdziesiąt jeden lat zaczynam rozumieć pewne rzeczy. Niemniej, relacja "mistrz-uczeń" jest bardzo ważna w sztukach walki. Jako taka demokracja w nich nie istnieje; musi być ktoś, kto trzyma wszystko silną ręką.
- Spytam przewrotnie: dlaczego szukać inspiracji aż w Japonii? Czy nie można gdzieś bliżej?
- Można. Były przecież na naszych ziemiach zakony rycerskie (templariusze, joannici) i średniowieczni wojownicy, których pewne tradycje próbują kultywować różne grupy, np. w Niemysłowicach, Solcu. Ja akurat u progu życia wystartowałem ze sztukami walki i tak już zostało. Ale nie przeszkadza mi to w posiadaniu innych zainteresowań, tyle że, wiadomo, nie można być dobrym we wszystkim. Osobiście wolę pisać o historii lokalnej niż, nazwijmy to, ogólnej. Skupmy się na tym, co mamy blisko siebie; to ogromne bogactwo, jeszcze nie odkryte. Można by u nas kultywować walkę wręcz rycerzy, na wzór śląskich wojów, ale nie dość, ze nie ma tu tradycji przekazywania tego, to na dokładkę brakuje solidnych źródeł. Japończycy są o wiele lepiej zorganizowani, jeśli chodzi o takie rzeczy.
- No i też wpływ amerykańskich filmów?
- Tak, Biały Ninja, super Ninja i te sprawy. Ale to są wypaczenia. Ludzie zakładają opaski, czarne stroje i bawią się. Ale do rzeczywistości jest jeszcze daleka droga. Podobnie z grami multimedialnymi gdzie sztuki walki wiodą prym. Niestety, większość tych filmów i gier zawiera sporą dozę negatywnych emocji. Treścią jest bowiem rywalizacja, podstęp i walka. Na dokładkę preferuje się w nich głupotę i agresję.
- A jaka jest skuteczność sztuki walki, którą pan uprawia?
- Nie ma czegoś takiego jak skuteczność jakiejś sztuki walki. Za tym wszystkim stoi człowiek. Wszystko zależy od tego, jaką ma wiedzę, umiejętności i co potrafi z nimi zrobić. Poza tym trzeba sobie zadać pytanie, jakie są możliwości wykorzystania danej techniki w sytuacji zagrożenia (np. w windzie, na schodach), jak psychika to wytrzyma. W takich sytuacjach mamy bardzo mało czasu na reakcję, a poczucie zagrożenia jest ogromne. Poza tym, człowiek w emocjach może zrobić coś, co będzie miało swój dalszy ciąg na ławie sądu.
- A miał pan kiedyś okazję zastosować swoje umiejętności?
- Powiem tak: wolę trzydzieści minut dyskusji niż minutę walki; zawsze można jakoś wybrnąć z sytuacji. Miałem kilka takich zajść w życiu, ale na szczęście nie zrobiłem nikomu krzywdy. Mi również nic się nie stało. Poza tym, trzeba kierować się w życiu zasadą: nie pchajmy się tam, gdzie nas nie proszą. Jeśli ktoś idzie ulicą, która jest źle oświetlona i, na dodatek, przechadza się w najciemniejszym miejscu, to musi liczyć się z tym, że może dostać po głowie. Trzeba też rozgraniczyć trening na sali gimnastycznej od walki na ulicy. To dwie różne rzeczywistości.
Należy również pamiętać, że nie jest sztuką zrobić człowiekowi krzywdę, gdy się już coś potrafi. Tylko jaki w tym cel? Mam zajęcia z młodzieżą i chcę ich jakoś rozsądnie kształtować; nie robić z siebie super mistrza, który jednym palcem kładzie wielu przeciwników. Do treningu przydaje się wiedza z anatomii i psychologii. Dobrym nauczycielem jest ból. U nas na treningach mamy go sporo, wiążą się z nim rozmaite chwyty, dźwignie a przede wszystkim uciski. Nie chodzi o ból, który robi krzywdę (urazy, złamania, zwichnięcia), lecz o taki, który podpowiada człowiekowi, że "to przecież tylko ciało", które nie jest przecież niezniszczalne. Zapoznaję młodzież i dorosłych ze sztukami walki nie dlatego, żeby zdobywali medale, ale przede wszystkim po to, aby zdrowie i systematyczne ćwiczenia były dla nich realizowaną później w życiu formą aktywności. Na dalszy plan przesunięta jest sprawa umiejętności obrony samego siebie (techniki samoobrony), które i tak na dobrą sprawę staną się pomocne dopiero po dłuższym okresie treningowym. Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Rozmowy TP
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze