Artykuły
Zamek w Chrzelicach: Projekt utknął w martwym punkcie
Publikacja: Środa, 22 - Luty 2012r. , godz.: 09:56
Realizacja projektu rewitalizacji tej niegdyś średniowiecznej twierdzy straciła ostatnio na sile. Przyczyną jest - jak zwykle - bliskie spotkanie trzeciego stopnia z polską, urzędniczą machiną.
Zaczęło się od kupna zamku w 2007 roku. Porwał się na to Bartosz Mioduszewski ze wspólnikiem, przejmując zamek od przedsiębiorcy, który niedługo wcześniej nabył tę budowlę od państwa za kilkanaście tysięcy złotych, po to, by ostatecznie sprzedać ją za sumę kilka razy większą. Z kolei obecny właściciel poszedł krok dalej i postanowił tchnąć w zamek życie. W końcu już od lat 70. jest on praktycznie ruiną.
Po wojnie znajdowały się tam mieszkania, przedszkole oraz świetlica wiejska, a opiekę nad zabytkiem sprawował (przynajmniej w teorii) Związek Lasów Państwowych. Gdy jednak pomieszczenia opustoszały, zamek zaczął stopniowo niszczeć, zawaliły się sufity i jedna ze ścian. Obiekt stał się więc atrakcją głównie dla ludzi słuchających gotyckiej muzyki, tudzież rozmiłowanych w legendach o skarbie templariuszy. Jest on również miejscem nielegalnych penetracji poszukiwaczy przedmiotów o historycznej wartości, być może ma to nawet charakter zorganizowany. Nie wiadomo... Wiadomo natomiast, że już wkrótce w ogóle nie będzie tam co zbierać. Opolszczyzna przoduje zresztą w zakresie niemądrego "gospodarowania" rozpadającymi się zamkami.
Komuś jednak zależy
Nowy właściciel ma głowę nabitą pomysłami odnośnie przyszłości twierdzy. Wraz z przyjaciółmi założył Fundację "Ortus", której głównym celem jest rewitalizacja chrzelickiego zabytku. Nie mieszka on w naszym regonie, lecz w Warszawie. W zamku dostrzega jednak duży potencjał, choćby ze względu na jego ulokowanie (znajduje się przecież blisko granicy z Niemcami, Czechami i Austrią).
W odrestaurowanej budowli chciałby stworzyć Centrum Dialogu Kultur, nowoczesną instytucję, wykorzystującą media do promowania faktów i ciekawostek historycznych. W porozumieniu z Instytutem Historii Uniwersytetu Opolskiego oraz Ośrodkiem Karta (który również zajmuje się dziedzictwem przeszłości) chce stworzyć Cyfrowe Archiwum Opolszczyzny, dające - jak sama nazwa wskazuje - łatwy dostęp do naszego regionalnego bogactwa. Działałoby ono na miejscu, w zamku.
Rolę wydarzenia niejako pilotażowego pełnił zorganizowany w 2010 roku "Obóz Kultury 2.0". Odbyła się wówczas impreza o nazwie "MediaLab", która zgromadziła kilkadziesiąt osób ze środowiska naukowo-kulturalnego; była to okazja do "burzy mózgów", a myśl przewodnią stanowiło wykorzystanie najnowszych technologii (m.in. w animacji) do uczynienia kultury czy historii ciekawszą, dostosowaną do współczesnego odbiorcy.
Magiczne słowo "projekt"
Warszawska fundacja pozyskała pieniążki z Urzędu Marszałkowskiego na przygotowanie wstępnej dokumentacji. Udało się zrobić plan zagospodarowania, uzyskać zgodę konserwatora, zrobić wizualizacje (dostępne zresztą na YouTube). Plany doprawdy imponujące, ale do wykonania jeszcze daleka droga.
Organizacja napisała projekt i skierowała go do Regionalnego Programu Operacyjnego Rozwoju Opolszczyzny, starając się o dofinansowanie ze środków unijnych. Warunkiem otrzymania ponad 2,7 mln. zł było zabezpieczenie środków w wysokości 400 tys. zł. Projekt został przyjęty do realizacji. Okazało się jednak, że obie strony nie dogadały się. Fundacji wydawało się, że owo zabezpieczenie może zdobywać sukcesywnie, gromadząc "grosz do grosza", dzięki rozmaitym dotacjom ministerialnym czy samorządowym. Okazało się jednak, że Urząd Marszałkowski Województwa Opolskiego, który pilotuje cały projekt, oczekuje pieniędzy w gotówce i od zaraz. Cóż zrobić...
Fundacja "Ortus" liczyła na to, że środki włożone w organizację wspomnianego wcześniej "MediaLabu" zostaną podciągnięte pod tzw. "koszty kwalifikowane" , a więc dające się ująć w projekcie jako wkład własny. Niestety, Urząd Marszałkowski nie jest tego zdania, w związku z czym, zabezpieczenia nie udało się zebrać i praktycznie na dwa lata projekt utknął w martwym punkcie.
Wyjść z impasu
Staranie się o dotacje samorządowe czy ministerialne straciło sens, ponieważ Urząd Marszałkowski zablokował realizację projektu. Niedawno rzucił jednak fundacji koło ratunkowe w postaci aneksu do umowy, który ostatecznie został przez nią podpisany. Ten ruch odblokował projekt. Jest jednak jedno ale. Odtąd 400-tysięczne zabezpieczenie nie ma już znaczenia. Fundusz unijny będzie po prostu zwracać pieniądze, które zostaną wydane przez fundację na cele projektowe. Tylko skąd wziąć ponad 2,7 mln zł?
Fundacja poszukuje sponsora strategicznego, który będzie jej towarzyszył w kolejnych przedsięwzięciach. Starają się też o kolejne dotacje z Ministerstwa Kultury oraz Urzędu Miejskiego w Białej. Zawsze można zebrać te kilkaset złotych wkładu własnego i wystąpić o kolejny aneks do umowy, który tym razem przywróci poprzedni stan rzeczy.
Przerzucanie się urzędowymi papierkami będzie miało swoją kontynuację, a tymczasem już na wiosnę mają ruszyć prace nad parkiem okalającym zamek.
Cała sprawa pokazuje trudną w naszych realiach drogę "od pomysłu do przemysłu". Pieniądze trzeba sobie wychodzić, ścierając zelówki. Cóż, naturalna selekcja... Zostają najwytrwalsi. Oby tak było i w tym przypadku!Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze