Artykuły
Oświata: Szkoła nieźle sobie radzi
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 22 - Luty 2012r. , godz.: 09:55
To już drugi semestr, odkąd Szkoła Podstawowa w Dytmarowie jest prowadzona przez stowarzyszenie. Patrząc na zapał grona pedagogicznego, można jej wróżyć długi żywot.
Z punktu widzenia dzieci nic się nie zmieniło - podkreślają nauczyciele. Faktycznie, stowarzyszeniowy charakter szkoły mogą odczuć jedynie nauczyciele. Pracują teraz na zasadach zapisanych wyłącznie w Kodeksie Pracy, a więc ich etat wynosi 40 godzin (nie zaś 18, jak w przypadku "normalnych" szkół); nie mają ferii, ani wakacji, przysługują im dni urlopu, naliczane według powszechnie znanych zasad. W okresie wolnym od nauki szkolnej zajmują się więc robotą papierkową, przygotowywaniem lekcji, pomocy dydaktycznych czy kronik.
A propos ostatniego z wymienionych elementów, trzeba przyznać, że szkoła nieźle sobie radzi w kwestiach "pijarowskich". Wszelkie wydarzenia, wycieczki czy odwiedziny ciekawych osób są skrupulatnie odnotowywane i uwieczniane na zdjęciach. Uczniowie prowadzą swoje portfolia, a więc segregatory, w których umieszczają informacje o własnych osiągnięciach, zainteresowaniach, ocenach szkolnych. Do pełni szczęścia przydałaby się jeszcze (aktualna) strona internetowa, ale - jak mówi dyrektor Małgorzata Ruzik - prace nad nią trwają.
Trzeba kombinować
Dokumentowane są także rozmaite akcje, np. słynny "Młody las" (polegający na sadzeniu w pobliżu szkoły drzewek różnych gatunków), program unijny "Nowe technologie na usługach edukacji" czy też kontrowersyjna kwestia dofinansowania obowiązkowego języka niemieckiego ze względu na (rzekomo) spory procent dzieciaków z mniejszości niemieckiej na obszarach gminy. Sporo się dzieje, zwłaszcza, że szkoła musi walczyć o swoje.
Ostała się dzięki wspólnej inicjatywie rodziców i nauczycieli, którzy tuż przed wakacjami zeszłego roku założyli Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Szkoły w Dytmarowie. Zgodnie z przepisami, nikt z członków stowarzyszenia nie może pracować zarobkowo w tej placówce, więc należy odróżnić członków tej pozarządowej organizacji od nauczycieli zatrudnionych w szkole. Jedynie dwie osoby mają pełen etat, zaś pozostałych 14 przelicza swoje godziny na wdzięcznie wyglądające ułamki, takie jak np. 4/40 lub 27/40.
W związku ze stowarzyszeniowym charakterem szkoły zarobki grona pedagogicznego obniżyły się. Poza tym, jeśli chodzi o kontrole, instytucja ma na głowie zarówno wizytacje z kuratorium (bo w końcu funkcjonuje na prawach szkoły publicznej) jak i z Państwowej Inspekcji Pracy.
Jajko niespodzianka
Szkoła finansowana jest z budżetu gminy (jako organizacja pozarządowa), a także z wszelkich subwencji, sponsoringów i dotacji unijnych, czyli jak przystało na stowarzyszenie. Wkrótce też organizacja będzie miała szansę otrzymania 1% podatku od co życzliwszych jej obywateli.
Budynek szkoły pozostał ten sam. Wójt Mariusz Kozaczek pozostawił go w rękach stowarzyszenia, choć z pewnością gminie przydałby się taki sporych rozmiarów obiekt; nadawałby się ot choćby na lokale komunalne. Nauczyciele nazywają budynek szkoły "jajkiem niespodzianką", ponieważ z zewnątrz wygląda nieciekawie, zaś w środku skrywa sporo atrakcji. Faktycznie, choć wnętrze trąci myszką, żywe kolory robią swoje. No i gazetki szkolne: o tolerancji, bezpieczeństwie, prawach ucznia itp.
Lekcje odbywają się w małych grupach. Uczniów w całej, sześcioklasowej szkole jest raptem 61, jednak w porównaniu z trzydziestokilkuosobowymi klasami w miastach i miasteczkach, ma to swój urok. A nauczycielom znacznie ułatwia pracę.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze