Artykuły
Starosta w sądzie: Były naczelnik działał z premedytacją
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Środa, 22 - Luty 2012r. , godz.: 09:39
Proces byłego naczelnika wydziału komunikacji i transportu, oskarżonego o zniszczenie dokumentów z teczki jednego z kierowców, nabiera tempa. W poniedziałek zeznania złożyły cztery pracownice starostwa oraz szef powiatu.
Niewiele brakowało, a Antoni K. nie dotrwałby do końca rozprawy na sali sądowej. Za wysoce naganne zachowanie, przejawiające się zabieraniem głosu bez zgody sądu, sugerowaniem świadkom odpowiedzi na stawiane przez siebie pytania, czy zwracaniem się do przesłuchiwanych podniesionym tonem, przewodnicząca składu sędziowskiego upominała go aż czterokrotnie.
- Pani nie ma pojęcia!!! - m.in. na takie uwagi pod adresem świadków pozwalał sobie K.
- Bo zaraz będzie pan musiał opuścić salę - zagroziła sędzia Beata Salkiewicz.
Jakby tego było mało, adwokat oskarżonego próbował "zakneblować" mediom usta, wnosząc o wyłączenie jawności procesu do czasu przesłuchania wszystkich świadków. Argument - relacje w prasie działają na niekorzyść jego klienta. Sąd wniosek odrzucił.
Jak wynika z zeznań pracownic starostwa cała sprawa ujrzała światło dzienne przypadkiem.
- W połowie sierpnia ubiegłego roku, gdy siedziałyśmy na przerwie śniadaniowej, przyszła do nas Lidia Roszkowska i poinformowała o dziwnym zachowaniu oskarżonego. Opowiedziała, jak to były naczelnik poprosił jedną z pracownic o asystę do swojego biura. Kamili B. od razu przypomniała się sytuacja sprzed miesiąca, równie nietypowa - mówiła Elżbieta R.
- Wchodząc do pomieszczenia ds. uprawnień, by umyć szklankę, zauważyłam, że przy jednej z otwartych szaf z aktami kierowców kuca oskarżony, trzymając w ręku teczkę z dokumentami. Zdziwiło mnie to, bo pan K., nie będąc już naczelnikiem wydziału, nie miał uprawnień do ich wglądu - podkreśla Kamila B. - Otwierając drzwi, słyszałam dźwięk niszczarki biurowej. Natomiast gdy weszłam do środka, urządzenie to nagle przestało pracować.
Kobiety udały się na miejsce domniemanego przestępstwa. Z szafy, w której "grzebał" K., wystawała jedna z teczek. W środku brakowało kilku istotnych dokumentów, m.in. decyzji o wydanie prawa jazdy i notatki służbowej.
Klucze do szafy z aktami K. udostępniła Bożena W.
- Oskarżony twierdził, że musi zajrzeć do teczki instruktorów. Nie rozmawialiśmy zbyt długo ze sobą, spieszyłam się na autobus, który miałam o godz. 14.50, a była już 14.30. Zostawiłam panu K. te klucze i poszłam. W pomieszczeniu tym nie było nikogo, jedna z moich współpracownic przebywała na zwolnieniu lekarskim, druga była na urlopie.
Oskarżony wyjaśnił, że przeglądając dokumenty kandydata na instruktora, które musiał pilnie zweryfikować na potrzeby prowadzonego postępowania, skorzystał z okazji i zajrzał również do teczki kierowcy Mariana T., którego sprawa kilka miesięcy wcześniej budziła wątpliwości, a na podstawie której chciał się przygotować do zaplanowanego szkolenia. W trakcie zaznajamiania się z treścią akt do pokoju weszła Kamila B., która miała odwrócić jego uwagę, w wyniku czego on sam miał pomieszać dokumenty z papierami przygotowanymi wcześniej do zniszczenia i wszystko wrzucić do niszczarki.
- Wszystko wskazuje na to, że pan K. działał z premedytacją - uważa starosta Radosław Roszkowski. - Wykorzystał nieobecność dwóch pracownic, a od trzeciej, która pracuje krócej od pozostałych, wyłudził klucze. Chciał również wykorzystać fakt, że po godz. 14.30 monitoring powinien wyłączyć się automatycznie. Tak się jednak nie stało i całe zdarzenie zarejestrowały kamery. (...). Sprawa była bardzo bulwersująca, bowiem z teczki kierowcy zniknęły tylko te dokumenty, które obciążały byłego naczelnika.
Chodziło o przywrócenie uprawnień wspomnianemu Marianowi T., któremu zatrzymano prawo jazdy za kierowanie pojazdem pod wpływem alkoholu. Świadkowie twierdzą, że w tym przypadku zachodziła konieczność ponownego zdania egzaminu.
- Naczelnik nigdy nie zajmował się takimi sprawami od początku do końca, po za tym jedynym razem - mówi Sylwia F. - Wtedy sam przygotował całą dokumentację, a następnie polecił mi, abym to ja wprowadziła wszystkie dane do systemu komputerowego, tłumacząc, że jego karta dostępu została gdzieś zagubiona i nie ma jak tego zrobić ze swojego konta. Wspominał, że sprawa dotyczy jego znajomego, który pomógł mu wygrać spór sądowy, i chce mu się zrewanżować.
Ówczesna decyzja byłego naczelnika jak dotąd nie została zakwestionowana. Szef powiatu zapowiada jednak powrót do tamtej sprawy, bo według jego oceny uprawnienia Marianowi T. zostały przywrócone wbrew przepisom prawa.
Starosta Roszkowski odniósł się również do kwestii odwołania Antoniego K. z funkcji naczelnika, którą pełnił 13 lat, do czerwca zeszłego roku.
- Pan K. na początku 2011 roku wspominał mi o chęci zmiany pracy, twierdził, że się wypalił zawodowo w obecnym miejscu zatrudnia, nie czuje się na siłach, by podołać coraz to innym sprawom, podnosił też kwestie finansowe. O zdegradowaniu oskarżonego przeważył fakt, iż większą część swoich obowiązków scedował na pracowników, co było rzeczą nie do przyjęcia, ale przede wszystkim zajście z jedną z pracownic, która zasłabła w pracy. Z notatki służbowej, jak i ustnego przekazu inspektor ds. BHP wynikało, że oskarżony nie zainteresował się stanem zdrowia tej pracownicy. Zdaniem załogi problemy zdrowotne pani B. były spowodowane stresem w pracy, w związku z naciskami przełożonego. Inspektor ds. BHP, zbulwersowana tym faktem, wniosła do mnie o wyciągnięcie konsekwencji służbowych wobec pana K. Ta sytuacja przesądziła o utracie przez niego zajmowanego wówczas stanowiska (odtąd był już tylko inspektorem - przyp. red.).
Starosta tłumaczył także, że o sprawie wpierw powiadomił organy ścigania, a dopiero później wezwał "na dywanik" oskarżonego, ponieważ obawiał się, że ten zacznie mataczyć i zacierać ślady. 7 września K. złożył wypowiedzenie umowy o pracę.
- W przeciwnym razie zostałby zwolniony dyscyplinarnie. Dowody przeciwko panu K. były bardzo mocne. Daliśmy mu jednak szansę wyboru.
Kolejna rozprawa odbędzie się już w najbliższy poniedziałek (27 lutego). Wówczas przesłuchana zostanie m.in. Lidia Roszkowska, zastępca naczelnika wydziału komunikacji, prywatnie małżonka starosty.
Antoni K. konsekwentnie nie przyznaje się do zarzucanego mu czynu. 54-latek obecnie zatrudniony jest w jednej z prudnickich przychodni lekarskich, gdzie zajmuje stanowisko pracownika biurowego ds. rozliczeń.
Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Sądy, prokuratura, wyroki
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze