Artykuły
Z sądu: Ruszył proces Antoniego K.
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Środa, 8 - Luty 2012r. , godz.: 09:50
Były naczelnik wydziału komunikacji i transportu Starostwa Powiatowego w Prudniku oskarżony jest o zniszczenie dokumentów z teczki jednego z kierowców, któremu wcześniej, w spornych okolicznościach, sam wydał uprawienia. Grozi mu do 2 lat więzienia.
Gdybym chciał nielegalnie zniszczyć jakiekolwiek dokumenty, to nie czyniłbym tego pod okiem kamer i w obecności pracowników, którzy przemieszczali się po tym pokoju. Poza tym wydaje mi się niedorzeczne niszczenie dokumentów, które można z łatwością odtworzyć - przekonywał w czwartek sąd Antoni K.
Do przestępstwa miało dojść 14 lipca 2011 roku. Trzy dni wcześniej K. miał rozpocząć w swoim służbowym pomieszczeniu porządkowanie dokumentów związanych z jego poprzednim stanowiskiem (przez 13 lat był naczelnikiem, od miesiąca już tylko inspektorem). Dokumenty, które nie były już potrzebne miał niszczyć w niszczarce, pozostałe zaś przekazywać odpowiednim pracownikom wydziału. 13 lipca urządzenie niszczące, znajdujące się w pokoju zajmowanym samodzielnie przez K., miało ulec awarii. Następnego dnia (14 lipca, około godz. 14.00) K., rozpatrując sprawę jednego z petentów, udał się do pomieszczenia, w którym przechowywane są akta kierowców, tak aby zweryfikować niejasną kwestię. Klucze do szafy na jego prośbę miała mu udostępnić pracownica, która właśnie kończyła pracę i wychodziła do domu. Pozostali pracownicy z tego pokoju przebywały na urlopie bądź zwolnieniu lekarskim. K. został więc sam w czterech ścianach i nie poprzestał na odszukaniu akt tylko tej jednej osoby.
- Przypomniała mi się sprawa, którą prowadziłem kilka miesięcy wcześniej, dotycząca wydania prawa jazdy Marianowi T. Korzystając z dostępu do akt wyciągnąłem teczkę tej osoby, usiadłem przy biurku i zacząłem ją przeglądać. Przygotowując się do szkolenia, które miałem wkrótce prowadzić, chciałem przedstawić sprawę Mariana T. W związku z tym zacząłem zapoznawać się z tymi dokumentami. Dokumenty te były wpięte w teczce chronologicznie. Wypiąłem pierwszy z nich, był nim wynik badania psychologicznego, który warunkował wydanie prawa jazdy. Następne dokumenty były zszyte ze sobą, uniemożliwiało to ich odczytanie, dlatego wypiąłem je z teczki.
W międzyczasie K. miał wrócić do swojego biura, zabrać z niego papiery przeznaczone do zniszczenia i z powrotem udać się do pokoju z aktami, gdzie znajdowała się również sprawna niszczarka. Uwagę K. przeglądającego akta Mariana T., miała zakłócić jedna z pracownic, która weszła do pomieszczenia. W wyniku rozmowy i rozkojarzenia K. miał pomieszać dokumenty kierowcy z papierami przygotowanymi do zniszczenia.
- Po zniszczeniu kolejnej partii niepotrzebnych już dokumentów zamierzałem wrócić do lektury tych otwartych akt i wtedy, ku swojemu przerażeniu, stwierdziłem, że trzy z czterech dokumentów Mariana T., które wyciągnąłem z teczki, uległy zniszczeniu w niszczarce. Otworzyłem pokrywę urządzenia, ale dokumenty były zniszczone na tyle, że nie dało się ich uratować. Byłem zdenerwowany z tego powodu. Od razu przypomniałem sobie rozmowę ze starostą, próby pozbycia się mnie z urzędu. Przeraziłem się tą perspektywą.
K. twierdzi, że o całej sytuacji zamierzał nazajutrz poinformować swojego przełożonego (wówczas naczelnikiem był Jarosław Janusz), lecz nie zastał go w wydziale, bo ten, zatrudniony na pół etatu, urzędował w nim jedynie we wtorki i czwartki (J. Janusz pełnił jednocześnie obowiązki radcy prawnego, w pozostałe dni miejscem jego pracy była ta sama siedziba starostwa - red.).
- W trakcie weekendu wiele myślałem o tej sprawie. Obawiając się, że naczelnik może odmówić mi udzielenia urlopu, który miałem wcześniej zaplanowany (miałem już opłacone wczasy w Bułgarii), postanowiłem, że o zdarzeniu nie będą informował naczelnika we wtorek, ale dopiero w czwartek, tj. 21 lipca. Podczas spotkania przekazałem naczelnikowi ustnie, że w sposób absurdalny doszło do zniszczenia tych trzech dokumentów. Poinformowałem go, że notatkę służbową z tej sprawy przedłożę po powrocie z urlopu.
Po urlopie wypoczynkowym K. nie pojawił się w pracy, w związku z problemami zdrowotnymi lekarz wystawił mu trzy tygodnie zwolnienia. Tydzień przed upływem chorobowego (7 września) sekretarka starosty wezwała go na rozmowę z włodarzami powiatu.
- Starosta Radosław Roszkowski i wicestrosta Józef Skiba poinformowali mnie, że w związku z całą sytuacją grozi mi dyscyplinarne zwolnienie, poinformowali mnie również, że mogę sam zrezygnować z pracy. Zapytałem, czy mogę udzielić odpowiedzi następnego dnia, chciałem skonsultować się z rodziną. Starosta jednak odpowiedział, że muszę decyzję podjąć niemal natychmiast. Obawiałem się, że gdy zostanę zwolniony dyscyplinarnie nie znajdę innej pracy, dlatego zgodziłem się na złożenie wypowiedzenia. Na miejscu sporządziłem dokument dotyczący wypowiedzenia umowy o pracę. Jak się dowiedziałem, prokuraturę o sprawie zawiadomiono 19 sierpnia, prawie miesiąc wcześniej. Uważam, że najpierw należało wysłuchać mojej relacji, a dopiero później zawiadamiać organy ścigania. Nie zasłużyłem na takie potraktowanie, po 13 latach nienagannej pracy.
Na wstępie swoich wyjaśnień K. oświadczył, że w marcu 2011 roku rozpoczął się konflikt między nim a starostą. Radosław Roszkowski miał mu rozszerzać zakres obowiązków do tego stopnia, że stał się najbardziej obciążonym naczelnikiem wydziału komunikacji i transportu w całym województwie.
- W maju starosta zażądał ode mnie, abym złożył sprawozdanie z realizacji tego rozszerzonego zakresu obowiązków. Ustosunkowałem się do tego w 6-stronnicowym piśmie. Następnie starosta podjął decyzję, że albo rozwiąże ze mną stosunek pracy, albo przeniesie mnie na inne stanowisko. W czerwcu musiałem zdecydować, wybrałem tę drugą opcję. Zostałem pozbawiony funkcji naczelnika, w zamian zaproponowano mi funkcję inspektora, przy czym, o dziwo, zakres obowiązków nie został mi zmieniony, wykreślono jedynie jedno zadanie.
Konflikt ze starostą miał odbić się na stanie zdrowia K. Szczegółów podać nie możemy, z uwagi na wyłączenie przez sąd jawność tej części wyjaśnień. Podobnie również wątków dotyczących kluczowych zeznań świadków, ponieważ sąd nie przesłuchał ich w pierwotnie zaplanowanym terminie.
Dokumenty zniszczone wbrew prawu przez Antoniego K. dotyczyły m.in. decyzji o wydanie w 2010 roku prawa jazdy Marianowi T., który nie przeprowadził na czas wymaganych badań psychologicznych po zatrzymaniu mu uprawnień kierowcy. Radca prawny starostwa uznał wówczas, że sprawa jest niejednoznaczna i lepiej "nie ryzykować" w takim przypadku. Mimo to K., opierając się na przepisach Kodeksu postępowania administracyjnego, podjął decyzję o wydanie prawa jazdy. Decyzja ta nigdy nie została zakwestionowana, poprzez co należy rozumieć, że była zgodna z prawem. Oskarżony przyznał przed sądem, że bardzo mu zależało na pozytywnym załatwieniu sprawy Mariana T., bo był wobec niego zobowiązany, gdyż ten pomógł kiedyś jemu.
Antoniemu K. grozi do 2 lat pozbawienia wolności. 54-latek nie przyznaje się do stawianego mu zarzutu. Jednym z dowodów w sprawie jest nagranie z kamer monitoringu. Proces odroczono do 20 lutego. Wówczas zeznania ma złożyć m.in. starosta Roszkowski.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze