Artykuły
Rozmowa z Eugeniuszem Wyderą: Najwięcej zawdzięczam swojej żonie Wandzie
Autor: ROZMAWIA MIECZYSŁAW MATCZAK.
Publikacja: Środa, 25 - Styczeń 2012r. , godz.: 08:45
Rozmowa z Eugeniuszem Wyderą, byłym piłkarzem, trenerem i sędzią piłkarskim, a obecnie działaczem sportowym.
- Jaki okres piłkarskiej kariery wspominasz najmilej?
- Najbardziej pamięcią wracam do lat 1967-70, kiedy to miałem zaszczyt występować w III- ligowej Pogoni. Mieliśmy silny zespół, którym opiekował się "Frotex". Liczyliśmy się w walce o II ligę (odpowiednik dzisiejszej I ligi). Graliśmy w 1/16 Pucharu Polski i odpadliśmy dopiero po meczu z Uranią Ruda Śląska, przegrywając 1:2 po rzutach karnych. Dobre wyniki były zasługą trenerów Adama Langa i Antoniego Dufrata, którzy potrafili umiejętnie wykorzystać indywidualne umiejętności piłkarzy i stworzyli dobry zespół. Jeszcze raz w roku 1978 występowałem na tym szczeblu rozgrywek, kiedy to wraz z trenerem M. Matczakiem wywalczyliśmy awans do III ligi. Tych osiągnięć, jak do tej pory, nie udało się Pogoni powtórzyć.
- Przez 21 lat występów w Pogoni utrzymywałeś wysoką formę, należałeś do najsilniejszych punktów zespołu.
- Przez wiele lat "Frotex" stwarzał piłkarzom bardzo dobre warunki do treningów i gry. Treningi odbywały się codziennie, dwa razy w roku mieliśmy organizowane obozy. Dzięki temu byliśmy dobrze przygotowywani do rozgrywek, trenerzy mieli sporo czasu nie tylko na zajęcia szkoleniowe, ale również na indywidualne kontakty z zawodnikami. W późniejszym okresie mojej gry pomagało mi doświadczenie zdobyte na boiskach wyższych lig, no i to, że grałem wśród dobrych piłkarzy.
- Ulubioną twoją pozycją była obrona, co nie przeszkodziło Ci zdobywać sporo bramek.
- Mimo nie najlepszych warunków fizycznych trenerzy powierzali mi najczęściej rolę środkowego obrońcy. Brali pod uwagę moją szybkość, skoczność, przegląd sytuacji i umiejętne przerywanie akcji rywali. Sporadycznie występowałem też w pomocy. Najwięcej bramek zdobywałem z rzutów karnych wypracowywanych w większości przez T. Czerwińskiego. W sezonie 1979/80 zdobyłem 10 bramek, rok później 5, w innych latach też notowałem celne trafienia. W wygranym meczu 3:0 z Odrą II Opole zdobyłem wszystkie bramki. Dodatkową satysfakcję dało mi pokonanie Kucharskiego i Mokrzyckiego, którzy występowali w tym meczu w bramce Odry. Pamiętam też ile radości dały mi dwie zdobyte bramki w zwycięskim meczu wyjazdowym 2:0 z silną wówczas Stalą Zawadzkie
- Później był wieloletni okres pracy trenerskiej.
- Pracę szkoleniową rozpocząłem w 1980 r. z grupami młodzieżowymi. Później szkoliłem również różne zespoły Pogoni, w tym I zespół seniorów. Trenerką zajmowałem się do 2008 roku. W sumie jako zawodnik i trener spędziłem w Pogoni aż 41 lat. Nic też dziwnego, że w dalszym ciągu jako kibic przeżywam sukcesy i niepowodzenia mojego klubu. W ostatnim czasie dobrze radzą sobie seniorzy, ale martwi słaby poziom juniorów, którzy nie zasilają pierwszego zespołu seniorów, a to nie wróży Pogoni nic dobrego na przyszłość. Ciągłe sprowadzanie piłkarzy z innych klubów nie jest dobrym rozwiązaniem, o czym przekonało się sporo drużyn z naszego województwa np. Wysoka, Krasiejów Kietrz, a ostatnim przykładem może być Wierzbica, która tak dobrze spisywała się w rozgrywkach IV ligi.
- Jak wspominasz swoich byłych trenerów i działaczy?
- W początkowym okresie mojej gry w Prudniku moimi trenerami byli: Marian Skawiński, Antoni Dufrat i Adam Lang, najdłużej jednak współpracowałem jako piłkarz i trener z Mieczysławem Matczakiem. Każdy z trenerów szkolił inaczej i różnymi metodami dążył do osiągnięcia zaplanowanego celu. O ich pracy mogą świadczyć uzyskiwane wyniki zespołu. Mile wspominam również wielu działaczy, którzy stwarzali nam dobre warunki do treningów i gry. Trudno wymienić wszystkie nazwiska działaczy, a było ich bardzo wielu m.in. wspaniały prezes S. Gierczycki, S. i Z. Jamułowie, J. Sobczak, J. Jaremko czy A. Pawłowski.
- Po zakończeniu piłkarskiej kariery wybrałeś inny rodzaj rywalizacji.
- Po zakończeniu piłkarskiej kariery powstała pustka i czegoś brakowało. Czułem się w pełni sprawny, a dodatkowo przeważyła chęć rywalizacji na boisku. Stworzyliśmy w Pogoni zespół oldbojów i byliśmy zapraszani na różne turnieje. Zdobywaliśmy sporo nagród indywidualnych i pucharów. Ten okres gry traktowałem dodatkowo jako czynny wypoczynek i podtrzymywanie sprawności. Szkoda, że z końcem mojej gry zespół przestał istnieć.
- Zostałeś sędzią, chociaż nie byłeś zbyt pokornym piłkarzem i często nie zgadzałeś się z ich decyzjami.
- To prawda, że często nie zgadzałem się z sędziami, a nawet podważałem ich decyzje. Byłem zawodnikiem niepokornym i chciałem udowodnić, że można to robić lepiej. W 1985 r. zostałem sędzią i prowadziłem spotkania od klasy B do ligi okręgowej. Będąc sędzią przekonałem się jednak, że prowadzenie spotkań nie jest tak łatwe jak wydaje się piłkarzom i kibicom. Niejednokrotnie należy podejmować błyskawiczne decyzje i nie ma czasu na analizę sytuacji. W meczach światowej rangi jest aż pięciu sędziów, a mimo to podejmują błędne decyzje nie uznając np. bramki, kiedy piłka o pół metra przekroczy linię bramkową lub uznaje się bramkę zdobyto ręką czy ze spalonego.
- Praca w podokręgu będzie ostatnią sportową działalnością?
- Byłem piłkarzem, trenerem, sędzią i obserwatorem na meczach piłkarskich. Nic też dziwnego, że swoimi doświadczeniami chcę wspierać prudnicki Podokręg Piłki Nożnej. Działam w Wydziale Gier i Dyscypliny i nie ukrywam, że kontakt z klubowymi działaczami i piłkarzami biorącymi udział w rozgrywkach naszego powiatu sprawia mi również wiele satysfakcji.
- Jesteś członkiem niezwykle usportowionej rodziny, z pewnością sport jest znaczącym tematem w czasie spotkań?
- Dzięki piłce nożnej poznałem swoją żonę i na stałe związałem się z Prudnikiem. Ze szwagrem Bronkiem Rektorem występowałem w III lidze i przez wiele lat broniliśmy barw Pogoni. Brat Bronka - Zbyszek grał w siatkówkę w I- ligowej Stali Nysa, mój zięć- Tomek Wilczek był kilkakrotnie mistrzem Polski w koszówce występując w Śląsku Wrocław i Treflu Sopot, syn Bogdan był mistrzem Opolszczyzny w sportach obronnych, córka Iza z powodzeniem uprawiała siatkówkę, a teraz dużo radości dostarczają mi wnukowie, którzy również garną się do sportu i już odnoszą sukcesy w swoich kategoriach wiekowych.Trudno w tak usportowionej rodzinie w czasie rodzinnych spotkań pomijać sportowe przeżycia. Jednak najwięcej zawdzięczam swojej żonie Wandzie, która podzielała moje sportowe zainteresowania i była wsparciem szczególnie w chwilach niepowodzeń, jak to często w sporcie bywa. Dzisiaj, kiedy moja sprawność fizyczna coraz bardziej zawodzi i borykam się z chorobą jeszcze raz przekonałem się z jak wielką troską pomaga mi przetrwać trudne dla mnie chwile i zawsze znajduje czas na wzruszające, nie tylko sportowe wspomnienia.
- Dziękuję za rozmowę i życzę dużo zdrowia i sukcesów w obecnej działalności sportowej.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Rozmowy TP
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze