Artykuły
Święto Trzech Króli: Kolędnicy na start!
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 11 - Styczeń 2012r. , godz.: 11:43
Kto uważa, że Kościół jest nudny i przeznaczony tylko dla starych bab(ć), powinien był zobaczyć akcję, zorganizowaną przez ks. Ryszarda Kindera, proboszcza Parafii św. Bartłomieja Apostoła w Głogówku. Jeśli jednak tego nie zrobił, z pewnością będzie miał szansę za rok.
W głogóweckim kościele parafialnym zaroiło się od dzieci ze szkół podstawowych oraz młodzieży gimnazjalnej. Wszystkie poprzebierane były w kolorowe stroje, rodem z Bliskiego Wschodu (i to w wersji sprzed dwóch tysięcy lat). Jedne miały tradycyjne, pasterskie nakrycie głowy (niczym redaktor Grzegorz Weigt z nagłówka działu "Weekend" w numerze świątecznym "Tygodnika Prudnickiego"), inne - charakterystyczną chustę Maryi, a jeszcze inne przebrane były za Mędrców ze Wschodu (spopularyzowanych jako Trzej Królowie: Kacper, Melchior i Baltazar). Część dzieci umorusało sobie twarze węglem (w końcu jednemu z przybyszów prowadzonych przez Gwiazdę Betlejemską przypisuje się "afroamerykański" kolor skóry).
Między młodymi latoroślami krzątali się rodzice, nauczyciele, ksiądz proboszcz, siostra zakonna i parafialny fotograf, więc powstało zamieszanie trudne do ogarnięcia. Tymczasem dzieci musiały zająć miejsca w ławkach, zachowując podział na grupki. Te małe zespoły dobrane były według szkół, do których chodziły. Zgłaszały się dobrowolnie do tej (odbywającej się już trzeci rok z rzędu) akcji, za co nagradzane były przez nauczycieli bezcennym kapitałem na przyszłość, zwanym "dobrą opinią" (a może czymś jeszcze - nie wiemy). W parafii, z kolei, mogły dostać trochę słodyczy. Ale to dopiero po powrocie! Najpierw trzeba obdzielić mieszkańców Głogówka Dobrą Nowiną.
Komu w drogę...
Każda kilkuosobowa grupka miała przydzielony w miasteczku określony "rewir". Tam właśnie musiała się udać, pośpiewać kolędy, odegrać scenkę (wcześniej przećwiczoną z nauczycielem-opiekunem w szkole), rozdać sympatyczne kolorowe pocztówki o tematyce świątecznej, a na koniec zebrać ofiarę na misje (stąd nazwa całej akcji: "kolędnicy misyjni"). Jako, że sprawa rozbija się o pieniądze, dzieciaki wyruszyły w teren z opiekunami. A wszystko zaczęło się wspólnym odśpiewaniem "Przybieżeli do Betlejem" oraz odmówieniem modlitwy "Ojcze nasz" w nawie kościoła. Później natomiast w blasku fleszy ponad setka młodych ludzi rozlała się po opustoszałych ulicach Głogówka. Pogoda nie dopisywała, więc niektórzy skorzystali z dobrodziejstw transportu samochodowego, zorganizowanego przez rodziców.
Zapowiadało się, że na miejsce akcji przybędzie więcej przedstawicieli "czwartej władzy". Wieść gminna niosła, że nawet Telewizja TVN (którą trudno podejrzewać o przodownictwo w dziedzinie promocji katolickich wydarzeń) wybierała się, by sfilmować to nietuzinkowe wydarzenie. Jednak "marznąca mżawka" jak widać podcięła tej popularnej komercyjnej stacji reporterskie skrzydła.
Co nam po kolędzie?
Tego typu akcje są dla Kościoła katolickiego czymś bardzo pożytecznym. Mówiąc nieco wzniośle - formują postawę i wrażliwość religijną wśród młodego pokolenia. A ujmując to mniej koturnowo: pokazują, że powaga może łączyć się z humorem, a w pojęciu "świętość" mieści się również to, co zabawne i zwyczajne. Dzieci i młodzież są wyjątkowo odporne na nudę i sztampę; bronią się przed czymś, czego nie rozumieją, a co podawane jest im jako ważne. Warto, aby takich inicjatyw było więcej, zwłaszcza dzisiaj, gdy w sprawach wiary nie wystarczą już nakazy babci, dziadka czy rodzica. Nie wystarczy powiedzieć, że "taka jest tradycja". Dziś religijność chrześcijańska przestaje być wyznacznikiem statusu, nawet w małych miejscowościach. Aby Jan zechciał "chodzić do Kościoła", Jaś musi poczuć, że Kościół jest fajny. Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze