Artykuły
Z wizytą u Angeliki: Chcę się stąd kiedyś wyrwać
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Środa, 11 - Styczeń 2012r. , godz.: 10:46
Od straszliwego wypadku Angeliki Dwojak z Krzyżkowic minęło już prawie siedem lat. Dziewczynka stara się nie wracać myślami do tych jakże dramatycznych dla niej chwil. Bierze życie takie, jakie jest i powoli zaczyna planować swoją przyszłość.
Piętnastolatka kończy w tym roku gimnazjum. Odkąd opuściła szpital pobiera indywidualne nauczanie w domu. Na normalne lekcje z rówieśnikami do szkoły uczęszczać nie może, bo w jej krtani wciąż tkwi rurka tracheotomijna. Początkowo lekarze z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie Prokocimiu sądzili, że Angelika będzie "skazana" na urządzenie do końca życia, ale już wiadomo, że ten scenariusz na szczęście się nie sprawdzi.
- Podczas ostatniej wizyty doktor Skirpan stwierdził, że nie ma przeciwwskazań do usunięcia rurki. W tym celu musimy się udać do Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu - mówi szczęśliwa Małgorzata Muniak, mama dziewczynki. - Córka bez przeszkód oddycha przez nos i usta, od dłuższego czasu nie ma już potrzeby, by ją odsysać.
Angelika przeszła w związku z wypadkiem około stu mniej lub bardziej skomplikowanych operacji. Tą najważniejszą w połowie grudnia 2005 roku, kiedy to nieżyjący już wybitny mikrochirurg doc. Jacek Puchała na spalonych policzkach, podbródku, ustach i nosie pacjentki położył integrę - kolagen uzyskany z włókien ze ścięgien bydlęcych, pokryty cienką warstwą silikonu. Był to pionierski tego typu zabieg przeprowadzony w Polsce. Trwał aż osiem godzin, a efekt, jaki przyniósł, jest więcej niż zadowalający - krzyżkowiczanka dostała nową twarz! Wkrótce czeka ją jeszcze co najmniej kilka operacji, w celu uwolnienia przykurczów, tak aby usprawnić funkcjonowanie całego ciała.
- Ze względu na pogarszający się stan zdrowia i późniejszą śmierć docenta Puchały, na oddziale, którym kierował, przesunięciu uległy terminy wielu zabiegów. Będziemy ustalać nowe, myślę, że na ten rok. Najważniejsze, że wszystko z córką w porządku. Duża w tym również zasługa pana Leona ze Śmicza, rehabilitanta, który poświecił Angelice mnóstwo czasu - kontynuuje pani Małgosia.
Nastolatka stanie niebawem przed wyborem szkoły.
- Chciałabym spotkać się z dyrektorami szkół średnich w Prudniku i skonsultować, gdzie Angelice byłoby najlepiej. To bardzo ważna decyzja, od niej może zależeć reszta jej życia.
- Może pójdę na informatykę. Dużo pracuję na komputerze i dobrze mi to wychodzi - wybiega myślami kilka lat w przód nasza rozmówczyni - Swojej przyszłości nie wiążę z Krzyżkowicami, nie chcę całego życia spędzić na wsi, chcę się stąd kiedyś wyrwać i zamieszkać w mieście.
Angelika przepada za dobrą muzyką. Dobrą, czyli - jak podkreśla - każdą, byleby nie z gatunku disco polo. Sporo czasu poświęca swoim czteronożnym przyjaciołom. Labradora - Kropkę - dostała w prezencie od "Gazety Wyborczej" z okazji Pierwszej Komunii Świętej. Drugiego z psów - mieszańca, Bajkę - podarowali znajomi. Tak często jak to możliwe widuje się z koleżankami, a gdy nie może się z nimi spotkać, włącza Internet i prowadzi rozmowy na portalu społecznościowym. Chętnie też oddaje się pracom domowym.
- Jak trzeba to posprząta, upierze, zajmie się młodszym rodzeństwem, a nawet ugotuje cały obiad - wylicza pani Małgosia. - To już pannica. Jak widać, zaczęła się nawet malować.
- Tak, gotuję... Już się nie boję ognia. Wyzbyłam się tego strachu podczas pierwszej komunii św., kiedy trzymałam w ręku zapaloną świecę. Nie miewam nocnych koszmarów, a w dzień staram się nie myśleć o tym, co mnie spotkało, choć czasem mam żal... Skąd we mnie tyle siły? Nie mam pojęcia. Kiedy było mi źle, powtarzałyśmy z mamą, że trzeba walczyć.
Długo po wypadku dziewczynka bała się nie tyle ognia, co ludzi. Wychodząc na podwórze, była szturchana, przezywana, traktowana przez inne dzieci jak ktoś gorszy. Matce też dokuczali we wsi.
- Strasznie siadali na psychikę. Potrafili w oczy powiedzieć, że wszystko co mam, zawdzięczam chorej córce, bo mi telewizja pomaga. Że mi jedzenie przywożą, ubrania kupują, opłaty robią itd. Większych bzdur niż te w życiu nie słyszałam. Pomoc była i jest ukierunkowana wyłącznie na leczenie i rehabilitację Angeliki. Remont mieszkania i zakup mebli, co ludzi też "bolało", to zasługa mojego partnera, który stara się nam pomagać jak tylko może. Sama z rodzinnego i alimentów nic bym nie zrobiła w domu. Ojciec Angeliki nie interesuje się córką. Pojawił się tylko po wypadku, chciał chyba zaistnieć w mediach.
- Ludzie wszystkiego zazdroszczą, nawet głupich butów. Ale ja już nie reaguję na zaczepki. Nie ma sensu - kończy Angelika.
Poszkodowanej przez los dziewczynce wciąż potrzebne jest wsparcie. Liczy się każda złotówka, każda podarowana rzecz. Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze