Artykuły
Problem z ustawą o lekach: Panie ministrze, jak leczyć?
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 4 - Styczeń 2012r. , godz.: 10:40
Rok 2012 zaczął się niepomyślnie dla lekarzy i farmaceutów, a więc dla pacjentów.
Nowa ustawa o lekach sama w sobienie nie jest zła, określiłbym ją raczej jako niedopracowaną - mówi Janusz Romaniuk, internista w prudnickiej przychodni "Medicus". - Dobre jest to, że wprowadza ona jednakowe ceny we wszystkich aptekach dla leków refundowanych. Jak dotąd, ludzie jeździli nawet poza województwo i kupowali leki na zapas, po korzystniejszych cenach. Podstawowym problemem natomiast jest to, że lekarzowi bardzo trudno jest zweryfikować, w jakim stopniu dany lek ma być refundowany.
Taki obowiązek nakłada na lekarzy (pod groźbą kar finansowych) ustawa ministra zdrowia, która weszła w życie 1 stycznia. Problem polega jednak na tym, że lekarze wciąż nie otrzymali precyzyjnego wykazu stopnia refundacji poszczególnych leków. Poza tym, aby mogli określić, w jakim stopniu dany lek ma zostać zrefundowany, muszą posiadać informacje o ubezpieczeniu pacjenta.
- Jest to kwestia bardzo problematyczna - zauważa Janusz Romaniuk. - Mnóstwo osób pracuje dzisiaj na tzw. umowy śmieciowe. Dziś mają zatrudnienie, jutro nie. Przekłada się to na sprawę ubezpieczenia. Poza tym, jako lekarze, nie mamy czasu na dokładną weryfikację, musimy przyjąć dziennie kilkudziesięciu pacjentów. To powinno leżeć w gestii aptekarzy, oni mają bazy danych, taryfikator leków.
Wszyscy prudniccy lekarze (zarówno z "Medicusa" jak i z "Optimy") przyłączyli się do ogólnokrajowego protestu. Polega on na tym, że na receptach, które wypisują, przybijają pieczątkę "Refundacja do decyzji NFZ". Zrzucają więc ciężar decyzji na farmaceutów. Halina Orlik, właścicielka apteki "Optima" przy przychodni o tej samej nazwie zaznacza, że oceny stopnia refundacji leku dokonuje, kierując się zdrowym rozsądkiem.
- Osoby, które do nas przychodzą, są nam znane - mówi pani Halina. - Na razie nie mieliśmy problemu. Jeśli nawet ktoś mógłby mieć drobne wątpliwości, to w ogólnym "młynie", który powstał w naszym kraju, nikt nie będzie teraz tego sprawdzał. Nie wierzę w prędkie zmiany ustawowe, ale też nie zamierzam oceniać decyzji lekarzy. Dbam o swoją działkę, kierując się dobrem pacjenta. Niektórzy farmaceuci w Polsce decydują się w obecnej sytuacji na przepisanie leku bez zniżki. Wówczas kierowany jest wniosek do NFZ o wydanie decyzji, dotyczącej stopnia refundacji.
Jak widać - na całym tym zamieszaniu cierpi pacjent, bo - przypomnijmy - przepisy z założenia mają służyć właśnie jemu. Nowa ustawa oznacza również problem z przepisywaniem leków specjalistycznych przez lekarza pierwszego kontaktu. Zdarzało się, na przykład, że osoba zapisana na zbyt odległy termin do dermatologa czy psychiatry, kierowała kroki do swojego "rodzinnego". Owszem, były nadużycia z tym związane (podział na specjalizacje ma przecież swój oczywisty sens), jednak w polskich realiach leczenia państwowego ludzie starają się “sobie radzić"...
Jaki finał będzie miała cała sprawa? Zależy od reakcji odgórnych na oddolne inicjatywy. Cała sprawa jest i będzie sztuką lawirowania między interesem NFZ-u, farmaceutów, lekarzy i pacjentów. Oby wszystkim wystarczyło zdrowia.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze