Artykuły
Tradycja: Boże Narodzenie w dawnej Lubrzy
Autor: ADAM LUTOGNIEWSKI.
Jak dawniej w Lubrzy obchodzono święta Bożego Narodzenia? Opis związanych ze świętami zwyczajów znajdziemy w wydanej w roku 1993 pracy Paula Dittricha "Leuber. Geschichte eines oberschlesischen Bauerndorfes" ("Lubrza. Historia wsi górnośląskiej").
Pierwszą zapowiedzią zbliżających się świąt Bożego Narodzenia był dzień św. Barbary, 4 grudnia, kiedy to wsadzano do wody gałązkę wiśni, która później zakwitała na Wigilię. Właściwe przygotowania ruszały w tygodniu poprzedzającym święta. Pieczono wtedy ciasta - były to te same ciasta, które i dziś jeszcze tradycyjnie piecze się w śląskich wsiach, a więc kołocze, strucle i kruche ciasteczka.
W Wigilię zwierzęta gospodarskie karmiono lepiej niż zwykle, wierzono bowiem, że tego dnia o północy rozmawiają one miedzy sobą o tym, jaką opieką otaczano je w mijającym roku. Kury również dostawały lepsze jedzenie niż na co dzień. Miało to zapewnić więcej jaj w przyszłości.
24 grudnia przygotowywano tzw. kalendarz cebulowy. Dwie duże cebule przekrawano na połowy, a te rozdzielano na łupiny. 12 łupin układano w rzędzie na parapecie okna i posypywano solą. Rankiem w dzień Bożego Narodzenia uważnie je oglądano: każda łupina symbolizowała kolejny miesiąc następnego roku. I tak, łupina, w której zebrała się woda zapowiadała miesiąc mokry, a ta, w której pozostała sól - suchy.
Na wieczerzy wigilijnej tradycyjnie jedzono karpie polane sosem pasternakowym oraz specjalnie wypiekane bułeczki, które krojono na kostki. Gospodynie z Lubrzy kupowały karpie na targowisku w Prudniku. Po wieczerzy służąca lub córka gospodarzy zakopywała ości pod drzewem owocowym w sadzie. Musiała przy tym uważnie wsłuchiwać się, skąd dochodzi szczekanie wiejskich psów - z tej bowiem strony nadejdzie jej przyszły mąż.
Po wieczerzy nadchodziła chwila długo przez wszystkich wyczekiwana, a zwłaszcza przez dzieci. Rodzice udawali się do izby, w której stała choinka i zapalali świeczki - w tamtym czasie nie znano jeszcze lampek elektrycznych. Następnie wzywali dzwonkiem dzieci: przyszło Dzieciątko i zostawiło prezenty pod choinką.
Wracając z pasterki, mieszkańcy wsi podziwiali oświetlone choinki zaglądając przez okna do wnętrz domów sąsiadów.
Podobnie jak dziś, tak i dawniej, po świętach proboszcz odwiedzał swoich parafian z wizytą kolędową. Na tę okazję przygotowywano w izbie ołtarzyk, przy którym modlono się o błogosławieństwo dla domu, gospodarstwa i mieszkańców. Podobnie jak dziś, ministranci wypisywali na drzwiach kredą inicjały Trzech Króli. Była to również okazja do przekazania proboszczowi ofiary.
W dzień Nowego Roku gromadziła się pod wieżą kościelną orkiestra lubrzańska i przy wtórze wystrzałów i petard dawała swój koncert noworoczny.
Nieco mniej sympatyczny zwyczaj panował wśród młodych ludzi, zwłaszcza gdy sobie nieco wypili. Otóż w noc sylwestrową wyjmowali z zawiasów furtki i bramy, zamieniali je między sobą albo wynosili w odległe i trudno dostępne miejsca, ku utrapieniu gospodarzy, którzy zamiast odpoczywać po trudach tej nocy zmuszeni byli uganiać się po wsi w poszukiwaniu swojej bramy.
W tamtym czasie wieś miała stróża nocnego. Jego budka, pomalowana w czarno-białe pruskie barwy państwowe, stała na podwórzu sołtysa. Sylwester wymagał od stróża wzmożonej czujności: wesoła młodzież za punkt honoru miała przeniesienie jego budki akurat tam, gdzie być nie powinna.
Dzień Trzech Króli kończył czas Bożego Narodzenia, czas, w którym rzeczywistość w przedziwny sposób mieszała się z przeszłością i starała się przygotować na przyjęcie niepewnej przyszłości.
Autor dziękuje w tym miejscu pp. B.M.Nawrathom za udostępnienie wspomnianego na wstępie wydawnictwa.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze