Artykuły
O dramatach sprzed pół wieku: Wyłącznik, który ratował przed kalectwem
Autor: BOLESŁAW SIELECKI.
Przez pierwszą powojenną dekadę w prudnickiej fabryce włókienniczej, późniejszym Froteksie, dochodziło do dramatycznych wypadków przy pracy. Ludzie mieli do czynienia z obrazami niczym z XIX-wiecznej fabryki, gdzie maszyny miażdżyły ludziom ręce, skalpowały głowy i smażyły skórę i mięśnie. Dzięki wynalazkowi prudnickiego racjonalizatora Bolesława Sieleckiego, w dużej mierze udało się zapobiec śmierci i kalectwu wielu pracowników przemysłu lekkiego w całej Polsce. Poniżej publikujemy list prudniczanina.
MILIONEREM BYĆ! A co! Powiedział kiedyś Nikodem Dyzma: "Kawaleryjska to szkoła, ot co!". Swego czasu inż. Tadeusz Amrogowicz wręczył mi dyplom członka Klubu Milionerów. Co za zaszczyt! Gołodupiec milionerem. Czytelnik zapewne zastanawia się skąd ten tytuł?
Gdy praca była od świtu do świtu
Onegdaj istniał w Prudniku sławetny zakład, znany nie tylko w powiecie ze swoich doskonałych wyrobów, a szczególnie tkanin żakardowych i frotte rozpoznawanych na całym świecie, zamawianych do krajów bogatych i ubogich jak Sierra Leone czy Zanzibar. Będąc kierownikiem oddziału produkcyjnego i dyspozytorem wydziału miałem obowiązek potwierdzić, czy jest się w stanie dane zamówienie zrealizować wg potrzeb zamawiającego. Przyznam się, że wtedy nie bardzo wiedziałem, gdzie dokładnie leży Sierra Leone. Dzisiaj wiem, że jest to bardzo ubogi kraj o bardzo bogatych złożach diamentów i innych bogactw kopalnianych. Zamówienia płynęły także z bardzo bogatych krajów.
Zakład aż kipiał pracą od świtu do świtu, a strumień ludzi płynął nie tylko z Prudnika, ale także z okolicznych wsi i miast, jak Krapkowice, czy Głogówek. Dzięki temu żyjący dziś byli pracownicy może z niezbyt wysoką emeryturą żyją godnie. Zakład, który kilka lat temu obchodził 150-lecie, dumny ze swoich rozległych budynków z ciekawą oprawą architektoniczną w "nowych czasach" popadł w kompletną ruinę. Jak wieść niesie prócz demontażu zabytkowych maszyn, zrywa się nawet żeliwne elementy w posadzce.
Była kiedyś legionowa piosenka "Na stos rzuciliśmy swój życia los na stos, na stos". Dzisiaj możemy lokalnie zaśpiewać: "Na złom rzuciliśmy zakładu los na złom, na złom".
Żeby oszczędzić miliony
Wracając do pytania na wstępie - skąd ten milioner? Już wyjaśniam. Przy zakładzie istniał Dział Postępu Technologicznego, który skupiał wielu twórczych, pomysłowych i racjonalizatorskich pracowników w różnych specjalizacjach, a ja byłem w zarządzie tego działu. Moje projekty polegały na wprowadzaniu nowych lub modyfikowaniu receptur do nowych technologii z uwzględnieniem oszczędności i poprawy jakości. Nie przychodziło to łatwo z różnych względów, a słuszność projektu często miała być potwierdzona przez Centralne Laboratorium w Łodzi, Zjednoczenie Przemysłu Lekkiego, a nawet przez rektora polskiej ekonomii prof. Meissnera. Na wielomilionowe oszczędności wniosków posiadam liczną dokumentację.
Miażdżące walce
Żadne z tych pism nie daje mi tyle satysfakcji, co wniosek pierwszy złożony już 23 kwietnia 1955 r. pod nr 31/55. W rubryce "tytuł projektu" napisałem wówczas: "Zastosowanie automatycznego wyłącznika na gładziarkach". Problem był w tym, że w przemyśle włókienniczym było wiele maszyn z obracającymi się wałami, a wśród nich szczególnie niebezpieczne były gładziarki. Były to maszyny przeznaczone do ostatecznego wykończenia tkaniny, tj. gładzenia, czyli prasowania. Składał się na nie zespół wielotonowych walców ułożonych w pionie, z dodatkowym wielotonowym dociskiem, przy wysokiej temperaturze. Maszyna była bardzo niebezpieczna, ponieważ w czasie wprowadzania tkaniny w obracające się walce tzn. sznurowaniu, bardzo łatwo można był włożyć tam palce, a nawet całe dłonie, które następnie wciągane były razem z tkaniną.
Zmarła w męczarniach
Nic więc dziwnego, że przypadki okaleczania rąk, palców pracowników mnożyły się. Najbardziej dramatyczny i makabryczny przypadek zdarzył się młodej i pogodnej kobiecie - pani Wandzie, której rozgrzane do temperatury prasowania walce, wciągnęły ręce po łokcie, miażdżąc ciało i kości na grubość tkaniny. Co gorsza nie sposób było uwolnić ofiary, dopiero po kilku godzinach zdejmowania górnych warstw gigantycznych walców z pomocą dźwigu udało się wyciągnąć z tej strasznej pułapki. Nie można wyobrazić sobie niewyobrażalnego cierpienia tej osoby, która po długim leczeniu w Piekarach zmarła, zostawiając osierocone dzieci.
Smażył się jak na patelni
Podobny dramat i okrutne cierpienie przeżył pracownik bielnika, który podczas czyszczenia w czasie ruchu maszyny - suszarki bębnowej, został wkręcony w miedziane bębny rozgrzane do bardzo wysokiej temperatury. Smażył się ten człowiek jak na patelni przez kilka godzin, gdyż uwolnienie go również wymagało zastosowania dźwigu - wielokrążka do zdejmowania kolejnych bębnów miedzianych. W wyniku wypadku został kaleką z wypalonym bokiem klatki piersiowej i ścięgien ręki.
W innym zdarzeniu pani Anna S. została oskalpowana na całej głowie. Poszkodowanych było więcej osób - szczęście w nieszczęściu - że najczęściej kończyło się "tylko" na zmiażdżeniu palców bądź dłoni.
1000 złotych w nagrodę
Za opieszałość w montażu proponowanych zabezpieczających automatów inspektor wojewódzki wniósł sprawę do sądu i dyrektor zakładu oraz jego zastępca ds. technicznych zostali ukarani grzywną. Od chwili zamontowania automatów - wyłączników, nie odnotowano na przestrzeni długich lat ani jednego nieszczęśliwego wypadku, a przy sprowadzaniu nowych maszyn krajowych i zagranicznych, zalecano stosować podobne zabezpieczenia wszędzie tam, gdzie obracały się części maszyny w postaci wałów, walców itp. Zakład Frotex przesłał projekt do Zjednoczenia Przemysłu Bawełnianego a Zjednoczenie zaleciło do zastosowania w całym przemyśle bawełnianym i papierniczym.
Ja otrzymałem nagrodę pieniężną w wysokości 1000 zł, co odpowiadało w tamtych czasach miesięcznemu wynagrodzeniu mistrza oddziału, a ZUS zaoszczędził ogromne sumy na odszkodowania za ciężkie kalectwa lub śmierć.
I tak nawiązując do wstępnych myśli niniejszego artykułu o milionerstwie, pozostaję milionerem tylko w tytule.
P.S.
Za aktywną działalność w dziedzinie racjonalizacji, obok licznych dyplomów i nagród rzeczowych inż. Bolesław Sielecki został uhonorowany przez ministra przemysłu lekkiego Tadeusza Kunickiego Odznaką Zasłużonego Racjonalizatora.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze