Artykuły
Ostatnie pożegnanie Alberta Szyndzielorza: Pan Albert
Autor: JANUSZ WISZNIEWSKI.
W piątek 10 czerwca br. na cmentarzu komunalnym w Głogówku pożegnaliśmy Alberta Szyndzielorza. Miał 73 lata.
Z wykształcenia był pedagogiem (absolwent wydziału geografii osadnictwa na Uniwersytecie Wrocławskim), z zamiłowania glogovianista, regionalista (ocalił od zniszczenia nieznane listy Jana Cybisa), długoletni działacz Towarzystwa Miłośników Głogówka, twórca i wieloletni dyrektor Muzeum Regionalnego w Głogówku, działacza PTTK, współorganizator międzynarodowego Sympozjum Krajoznawców w Głogówku, autor wielu artykułów dotyczących Głogówka i okolic. W 2003 roku otrzymał tytuł Człowieka Roku przyznawany przez "Tygodnik Prudnicki", a w roku ubiegłym "Zasłużony dla Miasta i Gminy Głogówek". "Złoty Herb Głogówka" odebrała żona z synem, p. Albert był już zbyt chory, by uczynić to osobiście.
Miałem ten zaszczyt i przyjemność współpracować z Nim przez kilka lat. W czasie, gdy byłem redaktorem naczelnym "Życia Głogówka", p. Albert przyszedł z propozycją zamieszczania artykułów opisujących znanych mieszkańców z terenu Głogówka. Oczywiście zgodziłem się, a cykl nazwany został "Sylwetki Głogówka i okolicy". Albert pisał o ludziach znanych (m.in. Jan Cybis, Rafał Urban, franciszkanin Mikołaj z Koźla, markiz Marc - Marie de Bombeles) czy też mniej znanych (m.in. Paul Schmidt, Joseph i Gerhard Strecke, Paul Ondrusz, Franciszek Lech, Johann Ficek), ale zawsze związanych z ziemią głogówecką. Rękopisy przynosił zawsze w ostatniej chwili i jeszcze w redakcji coś dopisywał, coś skreślał. Wyznaczone ramy objętościowe (jedna strona w "ŻG") nigdy p. Albertowi nie wystarczały! Zasób wiadomości o poszczególnych osobach był o wiele szerszy i dylematem było to, co zamieścić w artykule. Planowaliśmy, po rozwinięciu poszczególnych artykułów, wydać je w formie książkowej, jednak z tych planów niestety nic nie wyszło.
Któregoś bardzo zimnego i deszczowego listopadowego wieczoru czekałem w redakcji na p. Alberta, by odebrać rękopis kolejnego artykułu. Godziny mijały, a p. Albert się nie zjawiał. Późnym wieczorem, gdy zrezygnowany chciałem iść już do domu pojawił się skostniały autor. Długo trwało nim doszedł do siebie. Okazało się, że chciał sprawdzić jedną (!) informację, której nie był pewien. Na swoim rowerze pojechał w ten zimny i deszczowy listopadowy dzień do znajomego mieszkającego na Górze Świętej Anny. Po skonsultowaniu (wiadomości p. Alberta były prawdziwe i ścisłe!) wrócił na rowerze do Głogówka!
Takim Go zapamiętałem. Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze