Artykuły
Konkurs "Nasz poród": Podobno marzenia biorą się z tęsknoty
Autor: PATRYCJA PROCHOT-SOJKA.
Zakończył się konkurs "Nasz poród" organizowany przez Szkołę Rodzenia w Prudniku, który polegał na napisaniu pracy literackiej dotyczącej narodzin dziecka. Do organizatorów spłynął jeden tekst Patrycji Prochot-Sojki z Głuchołaz, który publikujemy obok. Nagrodą była profesjonalna sesja zdjęciowa maluszka - bohatera tekstu.
- Pani Patrycja bardzo pozytywnie odniosła się do pomysłu, bowiem bardzo zależy jej na utrwalaniu wszystkiego co dotyczy jej dziecka, aby móc odtwarzać każdą chwilę i dokumentować cały proces rozwoju jej dziecka - wspomina Aleksandra Osińska ze szkoły rodzenia. - W okresie wakacyjnym i powakacyjnym szkoła rodzenia planuje zorganizowanie konkursu "Nasze dziecko w obiektywie". Zależy nam, aby opowieść o maluchach i ich rodzicach z powiatu prudnickiego miała cechy charakterystyczne, oryginalne, które są indywidualne dla każdego z osobna, a zatrzymane w kadrze obiektywu, abyśmy mogli dowiedzieć się jakie te nasze dzieci i rodzice są. (d)
W końcu trafiliśmy do szpitala. To może i głupie pomyślałem sobie - miejsce ostateczne - porodówka. Strasznie dziwna nazwa po-ro-dó-wka, brzmi jak po-mi-do-ró-wka. Zjawiliśmy się trochę wcześniej niż trzeba, ale myślę, że mama jest tak niecierpliwa, że już chce przytulić się do mnie. A ja ciągle u niej. Nie ukrywam jest mi tak wygodnie. Wokoło dzieci opróżniają już cieplutkie brzuszki. Dobrze, skoro już na mnie czas...
Wokół pojawiło się wiele osób. Mama leżała zwinięta na łóżku. Miała na sobie kremową koszulę. Mokra plama pojawiła się pomiędzy udami. Starałem się ją uspokoić. Im bardziej skupiałem się na tym, tym bardziej ona odczuwała ból. Wytrzymaj prosiłem ją, już nigdy więcej nie sprawię abyś przeze mnie cierpiała. Wytrzymaj ... - dławiłem się jej strachem, a ona dławiła się moim przyszłym życiem.
Na zewnątrz drzewa tonęły w majowych kwiatach. Pomyślałem sobie, że Bóg postarał się i tak pięknie przystroił świat na moje przyjście. To ładnie z jego strony. Przecież tyle ma na głowie...
Na samą myśl, że mam opuścić ciepły brzuch przeszył mnie dreszcz. Wiedziałem jednak, że muszę po prostu wyjść na zewnątrz, i że jeśli tego nie zrobię stanie się coś bardzo niedobrego.
Mama oddychała głęboko. Jej głowa unosiła się w górę i opadała ciężko w dół. Czułem, że próbuje mnie jeszcze zatrzymać. Obejmuje dłońmi swój ogromny brzuch, jakby czegoś się bała. Trudno było mi zachować spokój. W brzuchu coraz bardziej czułem się intruzem. Poza tym ciekawość świata na zewnątrz kusiła mnie i pchała coraz niżej i niżej.
Na zegarze dochodziła już trzecia. - Trzeba już iść - pomyślałem. Po raz pierwszy od momentu ostrych bólów pomyślałem, że wszystko będzie dobrze. Chciałem żeby mama w to uwierzyła. Zdawałam sobie sprawę, że dobrze byłoby gdyby poczuła się nieco pewniej i zrozumiała, że im szybciej się mnie pozbędzie tym łatwiej będziemy mogli okazywać sobie miłość.
Mama krzyczy, a pielęgniarka prosi by unormowała oddech i skupiła się na porodzie. Ja nagle zastanawiam się - Wyjść, czy zostać? Jeśli mama teraz tak krzyczy, to jak zareaguje na mój widok?
Było bardzo ciasno. Ciągnęli mnie za głowę. Bolało. Nie żebym się opierał ... Właściwie było mi już wszystko jedno. Tylko żeby nie być już pomiędzy. Bycie pomiędzy nie jest fajną sprawą. W byciu pomiędzy nie należy się tak naprawdę do siebie.
Najgorszy był pierwszy raz. Oddech. Przyszedł dopiero po kilku chwilach. Powietrze ma różne zapachy i jest lekkie. Takie suche morze, które oblewa mnie z każdej strony. Kiedy mama kończy krzyczeć ja zaczynam płakać. Sam nie wiem dlaczego? Być może czuje się niepewnie, no i ta krew. Pomimo tego, że jest słodka i ma ładny kolor budzi we mnie pewien rodzaj lęku. A w dodatku obcy ludzie, nowe miejsce. Wszystko to jest zaskoczeniem.
Wysoka kobieta, która tak uparcie wyciągała mnie z brzucha, teraz trzyma mnie na rękach.
- Musi być Pani bardzo szczęśliwa, ma Pani ładnego zdrowego synka - mówi.
- Jestem, jestem bardzo - odpowiada mama.
W tym momencie przestałem płakać. Przyznam się, że byłem bardzo ciekaw, co odpowie, jak zareaguje na moje przyjście. Co innego być tam i żyć w pewnej nieświadomości. Otrzymywać pewną porcję czułych dotyków poprzez skórę. Co innego jest jednak kiedy ma się już swoje własne, prywatne serce. I jest się zdanym na własne uczucia.
Mama trzymała mnie na rękach. Patrzyła i patrzyła. Było mi dobrze. Czułem, że jest naprawdę szczęśliwa. W końcu przestała się bać. Dotknąłem jej ciepłej twarzy. Ma ładne zielone oczy. Gdy tak na mnie patrzy one znowu wypełniają się wodą. Ale ta woda nie jest już tak słona.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze