Artykuły
Wspomnienia: Na mecze jeździliśmy ciężarówkami
Autor: MIECZYSŁAW MATCZAK.
Rozmowa z Czesławem Husakiem, byłym piłkarzem Pogoni Prudnik.
Najmłodszym kibicom trudno będzie uwierzyć, że już w pierwszych powojennych latach w Pogoni działało 8 różnorodnych sekcji. Mimo ogromnych problemów organizacyjnych i kłopotów w pozyskiwaniu sportowego sprzętu, ambicją ówczesnej młodzieży była rywalizacja o mistrzowskie punkty, a taką możliwość stworzono jej w tak licznych sekcjach: piłkarskiej, lekkoatletycznej, bokserskiej, pływackiej, hokejowej, szachowej, ping-ponga oraz gier sportowych. Największą popularnością cieszyły się jednak mecze piłkarskie, które zgromadzały na stadionie nawet po kilka tysięcy kibiców. Pierwsze powojenne sukcesy specjalnie dla "Tygodnika Prudnickiego" wspomina Czesław Husak, uczestnik tamtych wydarzeń.
- Z Pogonią związany był pan od początku istnienia klubu?
- Do Prudnika przyjechałem w listopadzie 1945 r z Kopyczyńca (woj. tarnopolskie) i rozpocząłem naukę w gimnazjum. Od razu zacząłem występować w juniorach szkolnego klubu Sparta. Uczniom szkoły zabroniono jednak występować w Pogoni i w późniejszym czasie dochodziło do zabawnych sytuacji. W wywieszanych składach do wglądu kibiców zmienialiśmy nazwiska, aby nikt w szkole nie dowiedział się, że uczniowie reprezentują Pogoń.
- A od kiedy była już tylko Pogoń?
- Właściwie od samego początku, chociaż nie można było się afiszować przynależnością do Pogoni. Oficjalnie reprezentowałem Pogoń od sezonu 1947/48 w juniorach i automatycznie awansowałem do zespołu seniorów na miejsce najstarszych zawodników. Pogoń reprezentowałem do roku 1960, chociaż próbowałem jeszcze być czynnym zawodnikiem dłużej, ale dalszą grę uniemożliwiła mi kontuzja, jakiej doznałem na boisku.
- Jak pan wspomina pierwsze lata piłkarskiej kariery?
- Najpierw była ogromna radość po zakończeniu okrutnej wojny. Od pierwszych dni zdecydowana większość młodzieży garnęła się do uprawiania sportu. To była jedna z nielicznych rozrywek w tamtych latach. Mimo ogromnych trudności ludzie byli sobie bardzo życzliwi, chętni do organizowania sekcji sportowych, dostrzec można było wielki entuzjazm i nie zrażano się trudnościami na każdym kroku.
- Być może dlatego sukcesy Pogoni rodziły się w zawrotnym tempie?
- Na pewno duże zaangażowanie działaczy i stworzona wspaniała atmosfera w dużym stopniu pomogła w sportowych osiągnięciach już w pierwszych latach istnienia klubu. Już w 1946 r Pogoń wygrała z Polonią Bytom 1:0, a w sezonie 1947/48 w rozgrywkach klasy A w okręgu Zabrze zajęliśmy 4. miejsce, mając tyle samo punktów co drugi w tabeli zespół Zjednoczonych Zabrze. Mistrzem zostały Szombierki Bytom.
- Później o Prudniku mówiło się w całym kraju po sukcesie w Łodzi...
- W Łodzi zajęliśmy pierwsze miejsce na Igrzyskach Włókniarzy. Zremisowaliśmy z Widzewem Łódź 1:1 i Włókniarzem Pabianice 2:2, oraz pokonaliśmy Koronę Kraków 2:1 i ŁKS Łódź 1:0. To była ogromna sensacja i dobra reklama naszego miasta.
- Z czasem oczekiwania i nadzieje kibiców były pewnie coraz większe.
- Staraliśmy się na miarę naszych umiejętności i możliwości dostarczyć naszym kibicom jak najwięcej radości. Dobra gra i osiągane wyniki ściągały na stadion nawet kilka tysięcy kibiców. W czasie meczów na stadionie było prawdziwe piłkarskie święto. W sezonie 1949/50 uplasowaliśmy się na 3. miejscu za Górnikiem Zabrze i Unią Racibórz. Wiele radości dało nam zwycięstwo ze słynnym Górnikiem 1:0. Juniorzy Pogoni z moim udziałem w mistrzostwach Śląska też zajęli 3. miejsce po zwycięstwie z Polonią Bytom 4:2, Szombierkami 2:1, Piastem Gliwice 1:0 i porażce w decydującym meczu z Górnikiem Zabrze 1:3.
- W nagrodę były premie i atrakcyjne wyjazdy na mecze?
- Może dzisiejsi piłkarze przyjmą to z niedowierzaniem i lekkim uśmiechem, ale o żadnych dietach nie było mowy, a na mecze jeździliśmy ciężarówkami z drewnianymi ławkami i często na stojąco, bo bardzo trzęsło. Wspominam tamte czasy chętnie, bo wtedy gra dawała mi wiele radości i nieważne było czy wygraliśmy, czy przegraliśmy. Pamiętam wspaniały kolektyw, atmosferę a najmilej wspominam śpiewy w czasie podróży i hymn klubowy, który zapamiętałem do dzisiaj. Radość z uprawiania sportu pozwalała przezwyciężyć wszystkie niedogodności, niewyobrażalne dla dzisiejszej młodzieży.
- W 1953 roku odnieśliście największy sukces w historii Pogoni...
- Mieliśmy wtedy bardzo silny zespół i awansowaliśmy do II ligi - odpowiednik dzisiejszej I ligi. Na nasze nieszczęście nastąpiła reorganizacja rozgrywek i liczbę zespołów, które awansowały zmniejszono i przydzielono administracyjnie do III ligi - odpowiednik dzisiejszej II ligi. W rozgrywkach III ligi radziliśmy sobie zupełnie dobrze. W 1954 roku zajęliśmy 4. miejsce, a w 1956 roku, chociaż nie wiodło się nam aż tak dobrze to potrafiliśmy odnieść sensacyjne zwycięstwo z mistrzem - Śląskiem Wrocław 2:0. W 1960 roku, na zakończenie mojej piłkarskiej kariery Pogoń zajęła 2. miejsce w lidze okręgowej, dzisiaj nazywaną IV ligą.
- Pan zdobył decydującą o zwycięstwie bramkę, a cieszyli się piłkarze Śląska Wrocław...
- Takich wydarzeń nie zapomina się nigdy. W pierwszym meczu z najsilniejszą drużyną- Śląskiem Wrocław po dobrej grze przegraliśmy 0:1, a byliśmy bliscy remisu. Po interwencji bramkarza A. Rogowskiego piłka niespodziewanie trafiła w moją głowę i ku mojej i kolegów rozpaczy wpadła do naszej bramki. Nikt jednak nie miał do mnie pretensji, ale ja do dzisiaj dokładnie pamiętam tamten przegrany mecz. Wspomnę też, że w latach 50. klub wyróżnił mnie zaszczytną funkcją kapitana drużyny. A było to wtedy wielkie wyróżnienie, gdy kapitan musiał cieszyć się zaufaniem i autorytetem.
- Jak organizowano dawniej szkolenie w klubie?
- W początkowym okresie istnienia klubu delegowano do nas trenerów ligowych. Pogoń trenowali m.in. tacy znani szkoleniowcy jak: Dziwisz i Wapiennik, a później trenerką zajmowali się nasi piłkarze po zakończeniu kariery m.in.: A. Dufrat i A. Lang. Mimo trudności organizacyjnych i finansowych Prudnik tętnił sportowym życiem.
- Jaka jest różnica między dawną a dzisiejszą piłką nożną?
- Podobnie jak w innych dziedzinach życia, w piłce nożnej jest też ogromny postęp. Są zupełnie inne warunki - piękne boiska, sprzęt sportowy, nowoczesne piłki, ogrzewane szatnie z ciepłą wodą itd. My graliśmy sznurowanymi piłkami na nierównych boiskach, dzisiaj trudno sobie to młodym piłkarzom wyobrazić. Dzisiejsza piłka jest inna, a technika i taktyka doprowadzona jest do perfekcji. Nam, wydaje mi się, gra dawała więcej radości, mimo że bieganie po boisku nie dawało nam żadnych profitów. W dzisiejszej piłce nie podoba mi się brutalna gra, nie szanowanie zdrowia rywala, no i skandaliczne zachowanie tzw. kiboli, przez których wielu kibiców rezygnuje z odwiedzania piłkarskich stadionów.
- Proszę wymienić wyróżniających się kolegów z boiska.
- Wielu piłkarzy, z którymi występowałem na boisku prezentowało, jak na tamte czasy, spore umiejętności, ale poprzestanę na kilku nazwiskach. W bramce rewelacyjnie bronił A. Rogowski, który był nawet w Wiśle Kraków. Wielką karierę mógł zrobić obrońca A. Lang, ale pozostał wierny Pogoni przez całą karierę. Wysoko oceniam grę E. Wieczorka, Rosika, Hadrysia, Cymbalskiego, Święcha oraz braci T. i Z. Stokłosów. Tadeusz mieszka w Warszawie, a Zbigniew w Opolu i są to moi ostatni i jedyni przyjaciele z boiska, z którymi utrzymuję kontakty.
- Był pan również wyróżniającym się... hokeistą.
- Hokej uprawiałem zimą i była to też forma przygotowań kondycyjnych do sezonu piłkarskiego. Mecze rozgrywano na zamarzniętym stawie, a bandy wokół lodowiska zbudowane były z jednej deski. To były prymitywne warunki do gry, ale nikt nie narzekał, bo zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że w tamtych trudnych czasach inaczej być nie mogło.
- Jak pozyskiwaliście środki na działalność klubu?
- Były dotacje, ale to nie wystarczało dla wszystkich sekcji. Środki finansowe pozyskiwaliśmy dodatkowo we własnym zakresie organizując np. zabawy karnawałowe i sylwestrowe. Panie przygotowywały kanapki i poczęstunek, a mężczyźni inne niezbędne do dobrej zabawy "dodatki". Dochód przeznaczany był na wszystkie sekcje. Nie było w tym nic dziwnego, bo takie były wtedy czasy.
- Dziękuję w imieniu własnym i kibiców za rozmowę i za to co zrobił pan dla klubu. Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze