Artykuły
Z Agatą (ze sztuką) na „ty”
Autor: MACIEJ DOBRZAŃSKI.
Zarówno pod względem frekwencyjnym, jak i merytorycznym, spotkanie to - z wiadomych względów poprzedzone minutą ciszy - należy uznać za udane.
Publiczność zgromadzona w sali kameralnej w sile około trzydziestu osób miała okazję zapoznać się z licznymi pracami Agaty - zajmującej się sztukami plastycznymi studentki edukacji artystycznej instytutu sztuki Uniwersytetu Opolskiego. Mieliśmy więc do czynienia z jej rzeźbami, fotografiami, rysunkami, obrazami, a także animacjami filmowymi - te zostały wyświetlone na rzutniku (z początku rzutnik wyświetlał twarze prezydentów, którzy zginęli w niedawnej katastrofie pod Smoleńskiem - Lecha Kaczyńskiego i Ryszarda Kaczorowskiego, co nadało wieczorowi specyficzną, metafizyczną atmosferę).
Urodzona w 1987 roku Hajdecka dużo mówiła o początkach swojej fascynacji szeroko rozumianą sztuką. Było więc o dziecinnym zamalowywaniu zeszytów (a właściwie wszystkiego, co nawinęło się pod rękę), o pierwszych tworach rzeźbiarskich wykonywanych w drewnie. Pytana przeze mnie jak podchodzi do twórczości, Agata stwierdziła zdecydowanie, że jest to coś więcej niż hobby - to coś znacznie głębszego, coś, czym się żyje, co pozwala oswajać świat, a także samą siebie. Z drugiej strony, mamy do czynienia z czymś niewytłumaczalnym, z wewnętrzną potrzebą.
Poruszyłem także wątek motywu starości, jaki przewija się przez prace Agaty (przypomnijmy: jej rzeźba zatytułowana "Starość" zwyciężyła w prestiżowym konkursie Telewizji Polskiej "Dolina Kreatywna"). Hajdecka zdradziła, że denerwuje ją powszechny w naszych czasach kult młodości - uciekanie od tematu śmierci, pogardzanie starością, nieposzanowanie starszych. Szczególnie interesująco zrobiło się, gdy podjęliśmy temat prowokacji artystycznych. Hajdecka dała do zrozumienia, że jej poglądy w tej materii są dosyć liberalne. Nie razi ją papież przygnieciony meteorytem, obóz koncentracyjny zbudowany z klocków Lego, a nawet genitalia zawieszone na krzyżu greckim. Trzeba jednak oddać młodej artystce, że potrafi przekonująco uzasadnić swoje zdanie. (Ponadto sama doświadczyła ataku na własną twórczość - podczas jednej z wystaw ktoś zniszczył jej pracę przedstawiającą zmarłego otoczonego muszymi larwami, ale - co zgodnie przyznaliśmy - należy doszukać się w tym zdarzeniu także plusów - praca poruszyła odbiorcę, a przecież najgorsza dla artysty jest obojętność.)
Nadmieńmy, że uwagę widzów zgromadzonych w POK-u w sposób szczególny przykuły animacje Agaty (znów przypomnienie: film "Dialog" dał jej zwycięstwo w konkursie Fax For Peace Fax for Tolerance organizowanym we Włoszech; inna zaś animacja - mowa o konkursie w Turcji - pozwoliła Hajdeckiej znaleźć się w najlepszej piątce, co w zestawieniu z ponad tysięczną liczbą nadesłanych prac musi budzić wielki szacunek). Agata podkreślała, że praca nad filmami jest wręcz katorżnicza, jednej sekundzie animacji odpowiada od 12 do 24 klatek-zdjęć. Dodatkowo wszystko robi w domu, z pomocą najbliższych. Efekt - co chyba każdy przyzna - jest w pełni profesjonalny. W dalszej części rozmowy Agata przyznała, że jeśli chodzi o "mieszanie" w jej pomysłach artystycznych, nakłanianie do zmiany wizji, nie daje sobie - krótko mówiąc - "w kaszę dmuchać". Tym bardziej cieszy ją swoboda twórcza, jaką - z zaufania i docenienia - została obdarzona przez profesorów. Smutniejszy wątek spotkania skupił się na nieudanych próbach dostania się na Akademię Sztuk Pięknych. Hajdecka wyznała jednak, że w przyszłości zamierza ubiegać się o to po raz kolejny.
Cóż dodać? Oby więcej takich spotkań - z zapełnioną salą, ciekawym artystą i swobodną rozmową. Cieszy, że o Agacie robi się u nas ostatnio głośno, cieszy, że już w grudniu otwarta zostanie w Muzeum Ziemi Prudnickiej wystawa jej prac. Będziemy uważnie śledzić dalsze artystyczne losy młodej prudniczanki.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze