Artykuły
Polacy po stronie Niemców
Autor: ADAM LUTOGNIEWSKI.
W styczniu 1945 roku przez ziemię prudnicką przemaszerował oddział polskiej partyzantki z Kielecczyzny, który wspierał działania armii niemieckiej.
W numerze 5/1962 "Neustädter Heimatbrief" ukazała się zagadkowa prośba o pomoc:
"Kto może podać dokładne informacje, w których wsiach powiatu prudnickiego przebywały w końcu stycznia 1945 roku na odpoczynku pozostałości pochodzącej z Kongresówki dywizji ochotniczej ‘Najświętsza Matka Boża Częstochowska’ oraz ‘Trójca Święta’, które po 12 stycznia 1945 roku walczyły po stronie niemieckiej i uczestniczyły w walkach obronnych na przyczółku gogolińsko - krapkowickim? Jaką siłę reprezentowały w owym czasie poszczególne polskie formacje jak również bataliony kobiece? U kogo zakwaterowany był podczas wymarszu z Krapkowic polski oficer łącznikowy Mikołajczyk? U proboszcza Kosiana w Komornikach? U kogo zakwaterowany był polski oficer Sztabu Generalnego i publicysta Remy von Grocholski? Kto miał na kwaterze polską radczynię ministerialną w mundurze oficerskim, von Wierzbicki - Wierzbnow, dawniej nauczycielkę w Berlinie, odznaczoną Krzyżem Żelaznym za lata 1914 - 1918? Informacje - potrzebne dla celów badawczych - uprasza się przesyłać do redakcji."
W następnych zeszytach redakcja miesięcznika już do tego tematu nie wracała. Nie pojawiły się również żadne dodatkowe informacje.
Wiedza i Życie
Podjęte przeze mnie próby zweryfikowania tej intrygującej prośby nie przynosiły rezultatów. Wreszcie w kwartalniku "Wiedza i Życie - Inne oblicza historii", nr 7 z lutego 2005 r. natrafiłem na tekst "Polacy po stronie Niemców", z którego zaczerpnąłem tytuł tego artykułu. Poniżej fragment dotyczący interesującej nas sprawy:
"(...) Drugim charakterystycznym przykładem są dzieje Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych. Została ona utworzona 11 sierpnia 1944 r. na Kielecczyźnie z oddziałów partyzanckich i tzw. Akcji Specjalnej. Brygadą dowodził ppłk Antoni Szacki-Dąbrowski "Bohun". Wykorzystując wcześniejsze kontakty (głównie ze Służbą Bezpieczeństwa - SD), dowództwo brygady zawarło z niemieckimi władzami wojskowymi "układ o nieagresji", gdyż uważało, że skoro Niemcy i tak przegrywają wojnę, to nie ma sensu prowadzić z nimi walk. I chociaż dochodziło do starć pomiędzy pododdziałami brygady a Niemcami, to dzięki tej umowie żołnierze Brygady Świętokrzyskiej mogli
rozpocząć 13 stycznia 1945 r. wycofywanie się wraz z wojskiem niemieckim na zachód. 21 stycznia trzy kompanie Brygady Świętokrzyskiej i jedna kompania niemiecka ochraniały most na Odrze w Krapkowicach, by mogły się przez niego przedostać odpływające za rzekę jednostki wojskowe i uchodźcy. Oczywiście Niemcy starali się wykorzystać fakt wspólnego odwrotu. W niemieckiej prasie pojawiły się artykuły o specyficznej wymowie. W jednym z nich, zatytułowanym "Polski Legion Ochotniczy do walki z bolszewikami", czytamy: ...armia gen. Własowa zatrzymała ofensywę sowiecką nad Odrą i Nysą [...] a teraz 35-tysięczna polska jednostka weźmie udział w walce z bolszewikami.
W maju 1945 r. znaleźli się na terytorium Czech, gdzie przeszli linie amerykańskie. Po zakończeniu działań wojennych żołnierze brygady stali się podstawą do tworzenia jednego ze zgrupowań kompanii wartowniczych amerykańskich wojsk okupacyjnych w Europie."
Przeszli przez powiat prudnicki
Kwestia zakresu współdziałania Brygady Świętokrzyskiej z Niemcami jest przedstawiana różnie, zależnie od zapatrywań autorów. Faktem pozostaje, że w styczniu 1945 r. przeszła przez północne ziemie ówczesnego powiatu prudnickiego licząca blisko 1000 ludzi zwarta i uzbrojona formacja w mundurach polskich, z orzełkami na czapkach, wywołując tym zresztą nieraz niemałe zdziwienie przypadkowych świadków. Było to na dwa miesiące przed wkroczeniem Rosjan. Administracja niemiecka oraz władze policyjne sprawowały jeszcze na tych terenach pełną kontrolę. Z pewnością za możliwość przemarszu oraz korzystania z zaplecza niemieckiego trzeba było zapłacić jakąś cenę. Jaką? Skorzystajmy z "Wikipedii":
"Niewątpliwie Brygada podczas jej marszu na Zachód, kiedy zawiesiła działania przeciwko wojskom niemieckim, była wspomagana przez Niemców dostawami żywności, umundurowania i wyposażenia wojskowego a później także uzbrojenia. Do jej sztabu zostało dołączonych kilku podoficerów niemieckich oraz 2 oficerów SS w tym Haupsturmführer Paul Fuchs z Gestapo, którzy koordynowali sprawy jej aprowizacji, wyposażenia i kontaktów z Niemcami, natomiast teoretycznie nie mieli prawa wtrącać się w jej sprawy wewnętrzne. Niemcy zapewniali też kilka razy zakwaterowanie żołnierzom Brygady. Wreszcie udokumentowane są przypadki odsyłania chorych lub rannych żołnierzy Brygady do niemieckich szpitali. Podczas przechodzenia przez poszczególne niemieckie odcinki obrony dowództwo Brygady każdorazowo zawierało porozumienia z lokalnymi dowódcami, czasami za cenę różnych ustępstw. W przypadku przekroczenia mostu na Odrze było to jego wspólne obsadzenie na krótki czas. Jest kwestią dyskusyjną, czy dowództwu Brygady faktycznie udawało się za każdym razem przekonywać Niemców do swojego stanowiska (niejasne jest, co w takim razie robił w Brygadzie oficer łącznikowy Gestapo Paul Fuchs), czy być może istniała jedna ogólna umowa umożliwiająca Brygadzie posuwanie się wspólnie z oddziałami niemieckimi na zachód. Po przybyciu na teren Protektoratu Czech i Moraw kontakty z Niemcami zostały zintensyfikowane. Dowództwo Brygady wydzieliło kilkudziesięcioosobową grupę oficerów i żołnierzy, którzy - po przejściu kursów dywersyjno-wywiadowczych RSHA i wyposażeniu ich w pieniądze, dokumenty, broń i radiostacje - zostali samolotami niemieckimi (część udała się piechotą) przerzuceni do Polski na tyły Armii Czerwonej. Był to najdobitniejszy przykład współpracy z Niemcami. Z drugiej strony wynika, że dowództwo Brygady zostało w końcu zmuszone do konkretnych działań na rzecz Niemców. Istnieją jednak przekazy, z których wynika, że skoczkowie do kraju dostali od dowództwa Brygady rozkaz nie realizowania po wylądowaniu działań na rzecz Niemców, a nawiązanie kontaktu ze strukturami NSZ i wykonywanie ich poleceń. W końcowym okresie wojny przedstawiciele Brygady uczestniczyli w kilku konferencjach z Niemcami, w tym w Pradze z udziałem różnych partii i środowisk faszystowskich i kolaboracyjnych z innych krajów europejskich. Jednak udawało im się każdorazowo wymawiać od złożenia konkretnych propozycji. Jednocześnie dowództwo Brygady podejmowało działania zmierzające do uniezależnienia się od kurateli niemieckiej i uzyskania statusu jednostki antyhitlerowskiej, jak nawiązanie kontaktu z czeskim podziemiem, czy wysłanie przedstawicieli do 2. Korpusu Polskiego i Rządu na Uchodźstwie w Londynie. W ostatnich dniach wojny Brygada otwarcie wystąpiła zbrojnie przeciwko Niemcom, przez co zapewniła sobie u Amerykanów status siły alianckiej."
W Komornikach mówią po polsku
Fundacja Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego udostępniła na swoich stronach internetowych zapiski por. Stefana Władyki, oficera Brygady Świętokrzyskiej który tak opisuje działania nad Odrą w styczniu 1945:
"...zdajemy sobie sprawę z tego, że chcąc się uratować (przed dostaniem się w ręce rosyjskie - A.L.) musimy forsownie maszerować. Wreszcie o zmroku dochodzimy do Odmęty - zwanej teraz Ottmuth, gdzie wprowadzają nas do baraków po jeńcach angielskich. Jest niemożliwie ciasno - wypada trzech ludzi na jedno łóżko, ale to "fraszka", byle odpocząć. Gorzej wygląda sytuacja koni, które muszą cały czas stać na dworze.
Spotyka nas tu miła niespodzianka, gdyż zastajemy w barakach naszych kolegów z Akcji Specjalnej. Między innymi są kpt. "Białynia", ppor. "Zygmunt", ppor. "Jacek" i moi chłopcy jeszcze z kieleckiej konspiracji. Zapominamy o zmęczeniu - radość jest ogromna. Dzielimy się nawzajem chlebem - wyciągamy gdzieś z kieszeni jeszcze trochę masła i w ten sposób wyrażamy swoją radość. Wreszcie jednak ponad to uczucie wyrasta zapomniane zmęczenie. Wędrujemy spać gdzieś na piętrze barakowej pryczy. Jest niemożliwie duszno. Wreszcie zasypiamy, ale i to nie trwa długo, bo podrywa nas wkrótce na nogi alarm. Podobno bolszewicy są niedaleko. Tabory jadą naprzód, a piechota pozostaje na miejscu. Przed zimnem, który osrebrzył zupełnie nasze konie, chowamy się do baraków wystawiając jedynie patrole. Tymczasem nikt nie kładzie się spać, ale za to z braku zajęcia bractwo zabrało się do "kombinowania". Przede wszystkim kocy. Każdy żołnierz zaopatrzył się przynajmniej w jeden, a niektórzy po dwa i trzy. A potem swym partyzanckim nosem wywąchali magazyn żywnościowy. Marmolada, cukier, ryż i makaron znikają w mgnieniu oka. Dotychczas brakowało chleba - teraz prawie każdy rusza ‘jadaczką’.
Tą biesiadę przerywa nam nad ranem zbiórka i o świcie wymarsz za taborami. Przechodzimy Odrę w mieście Krappitz [Krapkowice] i dość szybkim marszem - zresztą po dobrej drodze - doganiamy tabory w mieście Komorniki - zwanym teraz Kammersfeld (w rzeczywistości wieś Komorniki - przyp. red.). Jest rozkoszą nie do opisania położyć się spać pod pierzyną, nawet w tak zimnym pokoju jak ten, który obecnie zajęliśmy. Wpadamy w błogie rozmarzenie zapominając o bożym świecie i... o dziwo, tej siesty nie przerywa nam nikt do samego rana 22 stycznia, następnego dnia po przekroczeniu Odry.
Widocznie poza Odrą czujemy się dostatecznie bezpieczni, gdyż mamy nareszcie tak upragniony przez wszystkich odpoczynek. Dobrze nam tutaj, bo ludzie odnoszą się do nas bardzo życzliwie, a co najważniejsze mówią jeszcze po polsku. Przekonuję się, że zupełnie słusznie żądamy oparcia naszych granic na Odrze i Nysie Łużyckiej - jeżeli po tylu latach niewoli i walki z polszczyzną potrafiły tu przetrwać takie wyraźne ślady przynależności do narodu polskiego. Odpoczynek pozostawia wyraźne ślady, ludzie jakby się odradzali.
Po dwóch dniach takiego odpoczynku, otrzymujemy zadanie pójść z powrotem nad Odrę i tam w mieście Oderthal (Zdzieszowice - A.L.) wesprzeć tamtejszy garnizon niemiecki. Droga jest dość uciążliwa, gdyż złapał bardzo silny mróz, a poza tym żołnierze są wyraźnie niechętni i przeciwni walce wraz z Niemcami przeciwko regularnej armii bolszewickiej. My oficerowie wiemy, że to tylko tak "na lipę" tam idziemy i przy najmniejszej okazji mamy się wycofać, tak żeby nie ponieść strat. Idzie tam nasza Filia i Filia I "Stepa" - dowodzi całością mjr "Rusin". Najgorsze jest to, że idzie z nami podoficer łącznikowy z gestapo Flor, który strasznie po piętach depcze i wszędzie nos wściubi.
Jeszcze zanim doszliśmy do Odry, już pod wieczór, spotykamy uciekających pojedynczych żołnierzy niemieckich, którzy twierdzą, że bolszewicy już sforsowali rzekę. Sytuacja oficerów wobec żołnierzy jest bardzo nieprzyjemna. Mimo tego idziemy jednak dalej. Zmrok już zapada. W pewnym miejscu przekraczamy przez stanowiska artylerii niemieckiej. Na ostatnim odcinku marszu, kiedy jesteśmy jakieś 2 czy 3 kilometry przed Oderthalem, ta właśnie artyleria daje ognia. Między naszymi żołnierzami powstaje popłoch, który na szczęście udaje się opanować. Widać, że nasz żołnierz tak waleczny w boju, nie jest jeszcze zaprawiony i przyzwyczajony do ognia artyleryjskiego. Wobec tego zamieszania wycofujemy się do poprzedniej wsi. Tutaj mjr. "Rusin" decyduje się na wysłanie pod Oderthal jedynie patroli. Na pierwszy ogień idę naturalnie ja ze swoją kompanią i kompanią ppor. "Lamparta". Mamy nieoficjalne zadanie otworzyć przy byle okazji silny ogień i wycofać się do oddziału głównego. Jako starszy stopniem, jestem dowódcą tego patrolu. Flor idzie z nami. Po drodze spotykamy żołnierzy niemieckich wracających z patrolowania. Twierdzą, że na przedpolu jest spokój. Całą drogę zastanawiam się, jak wybrnąć z tej nieprzyjemnej sytuacji.
Już niedaleko Odry - idąc przez las - schodzimy na dół do rowów, po otrzymaniu instrukcji, że na tym odcinku droga jest pod ostrzałem granatników bolszewickich. Pozostałem sam na szosie, bo nie chciało mi się brnąć przez głęboki śnieg w rowie. W tej chwili, jakby na potwierdzenie informacji zagwizdał w powietrzu pocisk i wybuchł uderzając w sam środek drogi. Drugi upadł zaraz za pierwszym, jednak nie wybuchając. Atmosfera naprężenia wzrosła do tego stopnia, że trudno jest opanować żołnierzy. Posuwamy się jednak, aż do skraju lasu nad lewym brzegiem Odry. Na stanowiskach stoi kilkunastu ludzi z Volkssturmu, uzbrojonych tylko w karabiny - żadnej broni maszynowej. Mamy objąć odcinek po lewej stronie drogi, a poza tym oficer dowodzący tą grupą Niemców prosi o przydzielenie mu jakiejś broni maszynowej. Jak tu wybrnąć z sytuacji? Jakieś 50 metrów przed nami palą się domy, między którymi kręcą się podobno patrole bolszewickie. Musimy przekroczyć drogę. Niemcy chcą abym to zrobił na miejscu. Stawiam sprawę w ten sposób: zgadzam się na chwilowe pozostawienie jednego rkm-u, ale drogę postanawiam przejść po wycofaniu się w bezpieczne miejsce. Karabin maszynowy stawiam istotnie na stanowisku, ale kiedy w chwilę potem wycofujemy się do tego bezpiecznego miejsca na drodze, rozkazuję i rkm-owi dołączyć do kompanii. Po przyjściu w to "bezpieczne miejsce", Flor i pchor. "Hel" z 10 żołnierzami idzie na patrol na naszym lewym skrzydle, gdzie ma być jakieś wojsko. Reszta oddziału w tym czasie ma zająć stanowiska na lewo od drogi, na dużym odcinku. Jest nas niespełna 100 ludzi. Toteż po odejściu Flora wcale nie kwapię się z zajmowaniem stanowisk.
Stoimy wszyscy na drodze, a raczej spacerujemy na rozgrzewkę, gdyż mróz jest niebywały. W tym czasie spostrzegam, że spacer naszych żołnierzy wydłuża się w kierunku tyłów, a niektórzy wcale nie zawracają z powrotem. Takich jest coraz więcej. Udaję, że tego nie spostrzegam. Wreszcie kiedy pchor. "Hel" wrócił z patrolem - nie nawiązawszy żadnej łączności, gdyż tam nikogo nie było - na drodze stałem z ppor. "Lampartem" i kilkoma żołnierzami. Flora ponosi złość, tym bardziej, że snuł plany zrobienia o świcie szturmu, sforsowania Odry i odbicia Oderthalu. Wiem, że żołnierzom nic nie zrobi, więc jestem spokojny. Awanturę przerwał na szczęście rozkaz wycofania się do oddziału, który otrzymałem i skwapliwie wykonałem. Zły jestem, że tak paskudnie musieliśmy wymarznąć, ale w samej rzeczy cieszę się, że udało się nam wybrnąć z tej całej sytuacji. Mjr. "Rusin" wysłał jeszcze kilka patroli, aż wreszcie po północy zarządził zbiórkę całości i pomaszerowaliśmy ku swoim. Mijamy 18 dział stojących na stanowiskach, z których tylko 5 strzelało, gdyż do reszty brakowało obsługi. Istotnie przy takim wsparciu nie było sensu ryzykować oczekiwania na stanowiskach nad Odrą.
Rano wróciliśmy do Komornik, gdzie czekał na nas płk. "Bohun" z resztą piechoty, wysławszy już uprzednio tabory na następne miejsce postoju. Odpoczynku mamy zaledwie 2 godziny i zaraz ruszamy dalej. Droga zupełnie dobra, tylko mróz bardzo dokucza. Wieczorem - było jeszcze jasno - dobrnęliśmy do miasta Kuźnia - teraz Hammer nazwanego (w rzeczywistości wieś, obecnie Ligota Kuźnicka w gm. Korfantów, dawnej na granicy powiatów: nyskiego i prudnickiego - przyp. red.). Zajmujemy kwaterę u jakichś bardzo miłych staruszków, z którymi jeszcze rozmawiamy po polsku. Kładziemy się spać w błogiej nadziei, że tu trochę dłużej odpoczniemy. Ale gdzie tam! Już o 2.00 w nocy przychodzi goniec z rozkazem do odmarszu. W pośpiechu stajemy na zbiórkę, gdyż rozkaz przyszedł mocno spóźniony. Wreszcie wychodzimy i musimy dogonić resztę oddziału, który jest już dosyć daleko przed nami. W pewnym momencie słyszymy kilka detonacji artyleryjskich bardzo blisko, a zaraz potem widzimy łunę na wschodniej połaci nieba. Dalej maszerujemy spokojnie. O świcie przekroczyliśmy Nissę Śląską i po paru godzinach dotarliśmy do miasta Reinschdorf, gdzie zatrzymaliśmy się na kilka godzin odpoczynku."
Tak przedstawiał zaangażowanie Brygady jeden z jej oficerów. Czytając tę relację należy mieć na uwadze, że została spisana mniej więcej trzy tygodnie po opisywanych wydarzeniach. Jest nader prawdopodobne, ze autor poddał ją swego rodzaju "filtracji", minimalizując zakres współpracy ze stroną niemiecką. Zarzut kolaboracji z Niemcami i walki z bronią w ręku przeciwko Rosjanom mógł przynieść za sobą fatalne konsekwencje.
Z tych względów relację powyższą należy traktować ostrożnie. Jak faktycznie wyglądał udział żołnierzy NSZ w walkach nad Odrą, wydaje się obecnie rzeczą trudną do ustalenia. Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Z archiwum odkrywcy
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze