Artykuły
Rosjanie nie chcą uznać tego mordu
Autor: EWELINA GACKA, ADRIANNA WYTRWAŁ.
Rozmowa z Jadwigą Rygorowicz ze Stowarzyszenia Rodziny Katyńskiej w Opolu, przeprowadzona 19 lutego przez uczennice Publicznego Gimnazjum nr 1 w Prudniku.
- Jak nazywa się organizacja upamiętniająca ofiary zbrodni katyńskiej i czy mogłaby pani o niej opowiedzieć?
- Nasza organizacja nazywa się "Rodzina Katyńska". Jest to ogólnopolska nazwa, uzupełniamy ją nazwą województwa, w którym mieszkamy, stąd moja organizacja to - Stowarzyszenie Rodziny Katyńskiej w Opolu. Początkowo należałam do "Wrocławskiej Rodziny Katyńskiej". Założenie organizacji wymagało odpowiedniej ilości członków. W krótkim czasie liczba ta powiększyła się o nowe zainteresowane osoby. Dojazd do Opola nie sprawia kłopotu.
Do naszej Rodziny należą osoby, które straciły najbliższych w Miednoje i Katyniu. Spotykamy się kilka razy w roku, np. przy okazji Bożego Narodzenia, by podzielić się opłatkiem, pośpiewać wspólnie kolędy. Podczas spotkań panuje przyjazna atmosfera, staramy się unikać trudnych dla nas tematów, ponieważ w sercach nosimy ten sam ból, którego nie da się i absolutnie nie można wymazać z pamięci.
Organizujemy wspólne wyjazdy do szczególnych dla nas miejsc, np. Katynia, Ostaszkowa, Tweru i Miednoje. Katyń i Miednoje to lasy z dołami śmierci naszych najbliższych.
- Dlaczego postanowiła pani dołączyć do organizacji "Rodzina Katyńska"?
- Nie tylko ja, ale i pozostali dołączyliśmy do "Opolskiej Rodziny Katyńskiej", ponieważ w tej organizacji czujemy się jak prawdziwa rodzina - wspieramy się nawzajem.
- Czy uważa pani, że pamięć o ofiarach Katynia jest ważna?
- Myślę, że pamięć o wszystkich zmarłych jest bardzo istotna. Nieważne, czy umarła bliska osoba, znajomy, czy sąsiad; każdy jest warty tego, aby o nim pamiętać. Szczególnie teraz... Powinno się mówić o Katyniu, aby ostrzec nowe pokolenia przed skutkami wojny. Kiedyś nie można było się wypowiadać na ten temat.
Przed wielu laty podczas spotkania w Prudnickim Domu Kultury opowiadałam o Katyniu. Kiedy już wychodziłam podbiegł do mnie mój były uczeń i zapytał, dlaczego nigdy wcześniej nie mówiłam im o tych sprawach. Z mojej twarzy wywnioskował, że się bałam. Jednak wyprowadziłam go z błędu, tłumacząc, że bałam się raczej o swoją rodzinę.
- Czy odwiedziła pani któryś z cmentarzy upamiętniających zbrodnię katyńską?
- Na cmentarzu w Miednoje, tam gdzie do dołu rzucono m.in. mojego tatusia byłam dwukrotnie. Podczas pierwszego pobytu w grudniu 1991r. miejscowa przewodniczka starała się przedstawić poszczególne etapy z życia polskich jeńców osadzonych w obozie, prace w obozie, rozstrzelanie w Kalininie i doły śmierci w Miednoje. W jej przekazach wyczuwało się jakąś obcość w stosunku do przekazywanych faktów, które miały miejsce na jej ziemi, w jej kraju.
Za drugim razem pobytu (rok 2007) pilotka i przewodniczka w jednej osobie traktowała spełnienie swojej roli mniej rzetelnie. Może była zmęczona przedstawiając któryś raz z kolei, tę samą tragedię naszych bliskich.
- Co pani czuła będąc na cmentarzu? Czy pamięta pani pierwsze uczucie przebywając tam?
- Cmentarz? To był lasek z wysoko rosnącymi drzewami. Cmentarze? To lata najświeższe - płyty z nazwiskami rozstrzelanych jeńców. Miejsca te są bardzo zadbane. Cmentarze ufundował polski rząd i polskie społeczeństwo. Każdego dnia płoną na płytach znicze. Wchodząc na cmentarz myślałam o wszystkich ofiarach, o tym, że zginęli tu bracia, synowie, a w moim przypadku tatuś. Wszyscy wiemy, że kiedyś przyjdzie nam umrzeć, ale nikt z nas nie dopuszcza myśli o takiej okrutnej śmierci: rozstrzelania w piwnicy, wrzucenia zwłok na samochody ciężarowe, a następnie do wspólnej mogiły ...
Jednak, gdy tam się znalazłam, dotarło do mnie, że lasek w Miednoje wyrósł na prochach zamordowanych ludzi, a jeden z wykopanych dołów jest grobem mojego tatusia. Boleść po zmarłych najbliższych nigdy nie ustanie.
Zwiedzając Katyń, ujrzałam stojący przy lasku wagon towarowy z podstawionymi do wejścia stopniami. Był to jeden z wagonów, którymi wywieziono polskich oficerów, żołnierzy, policjantów na rozstrzelanie a ich rodzinom służył jako transport do Kazachstanu. Weszłam do wagonu. Co zobaczyłam? Coś, co kiedyś służyło transportowanym za sennik - obecnie rozpadający się worek z pozostałością sieczki, która na pewno przed laty była słomą! Wycofałam się szybko z uczuciem, że nie mogę deptać stopami desek wagonu, który powinno się czcić jak świętość.
- Jak pani przeżywa 70 rocznicę zbrodni katyńskiej?
- Każdego roku, dnia, wieczoru przeżywam tę tragedię tak samo. Nieważne, która to będzie rocznica, dla mojego serca będzie ona tak samo bolesna. Codziennie dziękuję Bogu za to, że nadal mam dobry wzrok. Lubię usiąść sobie wieczorem, poczytać książkę lub rozwiązać krzyżówkę i oderwać się na jakiś czas od przykrej rzeczywistości.
- Za co pani ojciec został aresztowany i pod jakim zarzutem przewieziony do Ostaszkowa?
- Mój tatuś nie został aresztowany, tylko powołany do wojska w 1939r., gdyż 1 września 1939r. napadły na nasz kraj wojska hitlerowskie. Nasze polskie oddziały mimo paru udanych bitew zaczęły się cofać aż po granicę wschodnią. Był 17 września. Od wschodu przekroczyły granice Polski "przyjazne" oddziały wojsk radzieckich. Nie byliśmy ze Związkiem Radzieckim w stanie wygrać wojny. Oni nas napadli bez uprzedzenia. Jeńców - polskich żołnierzy wzięli do niewoli. Zakończyli ich żywot rozstrzelaniem w tył głowy.
- Czy podczas pobytu w Ostaszkowie pani ojciec utrzymywał z rodziną kontakt? Czy przychodziły od niego listy?
- Tatuś utrzymywał z nami korespondencję. Doszły do nas trzy listy, w których zapewniał, że wróci do domu. Pisał, że po obozie chodzą słuchy o wywozie jeńców do Szwecji, a stamtąd jest już niedaleka droga do Polski. Po śmierci ojca moja mama ze strachu przed milicją spaliła listy i wszystkie pamiątki po tacie. Szkoda, że ta korespondencja się nie zachowała.
- Jak dotarła do pani wiadomość o śmierci ojca i jak pani na nią zareagowała?
- Egzekucje były wykonywane po kryjomu. Rosjanie dbali o to, aby świat nie dowiedział się o zagładzie Polaków. Okrężnymi drogami dochodziły do kraju wieści, że nasi żołnierze - polskie wojsko - zostało rozstrzelane. To Ludowy Komisarz Spraw Wewnętrznych ZSRR zwrócił się do przywódcy państwa towarzysza Józefa Stalina, by ten poparł i podpisał wniosek o rozstrzelanie polskich oficerów, byłych pracowników policji i innych, ponieważ wszyscy oni są wrogami władzy i ustroju komunistycznego.
Towarzysz Stalin poparł wniosek. Nikt nie znał prawdy. Moja mamusia podawała się za wdowę, jednak w pracy był potrzebny akt zgonu, więc napisała do Czerwonego Krzyża. Dostałyśmy odpowiedź, że tatuś zaginął podczas zamieszek w 1939r. Początkowo oficjalnie było utrzymywane, że wszyscy więźniowie zginęli w Katyniu. Dopiero w 2001r., kiedy wykopywane były ciała jeńców, badający odkryli, że jest ich za mało. Świadczyło to o tym, że ludzi mordowano także w innych obozach, w innych miejscach.
- Jakie jest pani ostatnie wspomnienie o ojcu?
- Niewiele pamiętam mojego tatusia, jako dziecko miałam zwyczaj chodzenia po mieszkaniu ze spuszczona głową, dlatego pamiętam jak poruszał się, jak stawiał stopy. Jeżeli chcę przywołać obraz całego ojca muszę popatrzeć na zdjęcie. Moja mamusia miała tatusiowi za złe, że poszedł na wojnę. Mówiła, że w głowie miał tylko wojaczkę. Było jej bardzo ciężko i nie mogła się z tym pogodzić.
Kolejnym bolesnym wspomnieniem jest powrót ojców moich kuzynek do domu. Byli oni przetrzymywani ok. dwóch lat w niemieckich obozach, gdzie istniała szansa na przeżycie. Było to dla mnie trudne, ponieważ byłam zazdrosna o to, że odzyskały ojców.
Jednym z moich najdroższych wspomnień są przygotowania do imienin mojej mamusi. Było to tuż przed wojną. Pamiętam, jak tatuś ustawiał nas, dzieci od najmniejszego do największego. Wszyscy byliśmy odświętnie ubrani, a każdy trzymał w rękach podarek. Tatuś stale poprawiał nam kołnierzyki, aby wszystko było idealnie.
- Rozstrzelano 14,7 tys. polskich jeńców i 11 tys. polskich obywateli. Jak pani skomentuje masową zagładę ludzkości?
- Stalin miał swojego kata - Wasilij Błochin. W ciągu jednej nocy był w stanie rozstrzelać 200 osób, nie dopuszczał do tego nikogo. To była wielka nienawiść do Polaków. Wszystkie medale i ordery, jakie otrzymał od Stalina były nagrodą za dobrze spełniane rozkazy. Za ludobójstwo dostał dodatkową pensję.
- Istnieje wiele przypuszczeń, dlaczego podjęto decyzję o masowej zagładzie, m.in.: porażka Stalina w wojnie w 1920r., chęć pozbawienia narodu polskiego warstwy przywódczej i intelektualnej, oczyszczenie więzień przed atakiem na Niemców. Które według pani jest najistotniejsze?
- Według mnie każdy z tych motywów był istotny, jednak główną rolę odgrywało pozbawienie Polski warstwy przywódczej i intelektualnej. Stalin nie chciał, aby ktokolwiek tworzył dzieła o wolnym kraju, umacniał go patriotycznie i gospodarczo.
- Dlaczego według pani Rosja nie przyzna się do ludobójstwa? Rosjanie bronią się słowami: "sowieci nie mają nic wspólnego z mordem na polskich oficerach - za wszystko odpowiedzialny jest niemiecki faszyzm...".
- Ta śmierć to ludobójstwo. Katyń - 4 421, Miednoje - 6 311, Charków - 3 820, Bykownia pod Kijowem (dawna Polska Kresowa) - 7 305. Łącznie 21 857 polskich jeńców. Związek Radziecki przyznał się do popełnionej zbrodni. Były prezydent ZSRR Michaił Gorbaczow po latach publicznie przyznał się do winy swego narodu. Złożył to oświadczenie 13 kwietnia 1990 roku. Rosjanie nie chcą uznać tego mordu za ludobójstwo. Mord ludobójczy zmusiłby władze rosyjskie do "odszkodowania" finansowego lub innego zadośćuczynienia na rzecz rodzin i całego społeczeństwa polskiego.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze