Artykuły
Na zawsze Twój
Autor: HENRYKA MŁYNARSKA.
W przedwojennym Głogówku ulubionym miejscem miłosnych schadzek była Olszynka.
Zbliża się walentynkowe szaleństwo. Z wystaw sklepowych znikają stroiki świąteczne, a zastępują je czerwone serca z napisami "I love you". W Internecie, telewizji, gazetach i komórkach pojawiają się reklamy, zachęcające do kupna prezentów dla ukochanej osoby. Gimnazjaliści, stali użytkownicy portalu "Naszej klasy", prześcigają się w wysyłaniu prezencików - ikonek, na przykład: czerwonych, złotych, rubinowych serduszek, Lewcia Stefcia, czy Świnki Halinki, Pandy Wandy albo złotej podkowy.
Starsza młodzież wybiera karnawałowe bale albo wystrzałowe dyskoteki. Narzeczeni umawiają się w restauracji na romantyczną kolację przy świecach. Pary dysponujące większym budżetem spotykają się w salonach SPA. Z okazji walentynkowego święta proponuje się młodym hawajski wieczór dla dwojga, oczywiście wypełniony wonnymi zabiegami. To tylko niektóre współczesne formy okazywania uczuć popularne wśród zakochanych.
O tym, jakie zwyczaje w ars amandi były popularne w przedwojennym Głogówku, opowiadają dzisiejsi osiemdziesięciolatkowie.
Młodzież nie uczyła się w koedukacyjnych szkołach, dlatego zawierała znajomości po lekcjach: na boisku sportowym, kąpielisku albo podziwiając występy artystów w namiocie cyrkowym, który często odwiedzał nasze miasto. Na zabawach, odpustach, miejskich i katolickich imprezach, panny i kawalerowie szukali partnerów. Umawiali się na randki do parku, kina lub pobliskiego lasku. Popularnym zwyczajem było wysyłanie do panny pocztówek i listów, nie zapominając o zastosowaniu umownej poczty znaczkowej. Dziewczęta z radością przyjmowały od ukochanych pocztówkę, na której umieszczone były wyznania miłosne. Najczęściej były to teksty popularnych w tym czasie piosenek, szlagierów albo fragmenty lirycznych wierszy. Flirtowano wręczając ukochanej małe prezenciki, dobierając odpowiednie kolory wstążeczek i kwiatów. Nastolatki dbały o to, by ubierać się zgodnie z panującą modą. Każda umiała szyć, wyszywać, "dziergać" na drutach. Dlatego z zapałem przeszywały stare stroje, uzupełniały oryginalnymi dodatkami, po to, by olśnić ukochanego. Cierpliwie oszczędzały, odmawiały sobie różnych rzeczy, aby zebrać pieniądze na kupno modnej torebki czy butów. W modnej kreacji dumnie pozowały w atelier fotografa Diettricha, po czym na kolejnej randce obdarowywały szczęśliwego kawalera fotografią, na której wpisywało się dedykację, zakończoną słowami "Na zawsze Twoja...".
- Pamiętam ten dzień, kiedy rodzice po raz pierwszy pozwolili mi wziąć udział w karnawałowej zabawie. Byłam wtedy siedemnastoletnią dziewczyną, która marzyła o miłości, takiej o jakiej czytało się w książkach. Nigdy nie zapomnę tego pierwszego balu, w skromnej restauracji u Nowaka na Oraczach. Tańczyłam do północy. Był to czas wojny, ale nam młodym nie przeszkadzała bieda i troski rodziców. Chociaż brakowało modnych ubrań czy kosmetyków, to najważniejszy był humor, a liczyła się tylko młodość i miłość. Wielkim i niezapomnianym przeżyciem była dla mnie randka w eleganckim lokalu "Hotel Katzer". Mój chłopak z wykwintnego menu wybrał danie prowansalskie ze ślimakami. Chciał mi zaimponować, a mnie przerażał ten luksus. Z moim przyszłym mężem jeździłam na tańce do podgłogóweckiego Szonowa, a w Tomicach często gościliśmy w lokalu z kręgielnią - wspomina 87-letnia Erika Kulsner.
Ulubionym miejscem schadzek była Olszynka. Tam do naszych czasów dochowały się ścieżki spacerowe, prowadzące do brzegów rzeki Osobłogi. Na ławkach i drzewach widniały wyryte inicjały i serca przebite strzałą Amora. Zakochani umawiali się w altankach, z których najpopularniejszą była "Murzyńska chata", przy mostach albo blisko źródełka, gdzie kiedyś organizowano potańcówki i wymurowano małą kafejkę.
- Najwięcej wspomnień z mojego rodzinnego miasta wiąże się z okresem młodzieńczym. Są to cudowne czasy pierwszych wyznań i randek. W niedzielne popołudnia spacerowaliśmy po parku zamkowym, albo na Alei Lipowej. Kawalerowie fundowali nam ciastka lub lody, wręczali kartki z wyznaniem miłosnym. Nastolatki pieszo maszerowały na lotnisko koło Rozkochowa. Tam flirtowały z żołnierzami. Młodzi wymieniali adresy, fotografie i całusy. Niestety marzenia o wspólnym życiu i spełnionej miłości zniszczyła okrutna wojna - ze smutkiem opowiada Helena Olszowy, dawna mieszkanka Głogówka.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Z archiwum odkrywcy
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze