Artykuły
Pociągi stanęły w zaspie
Autor: STANISŁAW STADNICKI.
W tym roku szczęśliwie zima nie dała się we znaki podróżnym korzystającym z sług kolei tak jak choćby w roku ubiegłym. Szynobusy były niezawodne, a składy kursowały punktualnie. Natura jednak po raz kolejny okazała się nieprzewidywalna i do tego stopnia zaskoczyła kolejarzy, że o naszej linii kolejowej mówiły największe media w kraju.
W tym roku pasażerowie prudnickiej linii kolejowej mogli czuć się wyróżnieni. Składy kursowały z wzorową punktualnością, były ogrzewane, a obsługa nadzwyczaj uprzejma. Kiedy poszczególne telewizje prześcigały się w podawaniu informacji o stojących pociągach międzynarodowych u nas trudno było doszukać się nawet jednego uchybienia. Zeszłorocznej zimy przez dwa tygodnie między Nysą, a Kędzierzynem nie pojawiła się połowa składów. Od tamtej pory, od czasu, kiedy pasażerowie publicznie skrytykowali przewoźnika, podobne sytuacje nie mają miejsca, a Przewozy Regionalne (spółka kolejowa odpowiedzialna za transport pasażerski w naszym regionie) dba o klienta z największą starannością. Mimo tego jakiś pech nadal prześladuje podróżnych z południa Opolszczyzny.
W minioną środę rano dwa pociągi jadące do Kędzierzyna utknęły w zaspie śnieżnej na 30-kilometrowym odcinku między Prudnikiem, a Twardawą.
Zaczęło się od porannego pociągu (szynobus SA134), który po godzinie 5.00 jechał do Kędzierzyna. Skład ugrzązł w okolicy Prudnika. Na nic zdały się próby mechanika - szynobus ani drgnął. Postanowiono, że pasażerowie zostaną zabrani następnym pociągiem, który półtora godziny później jedzie tą samą trasą.
Pociąg ten (szynobus SA103) został w Prudniku skierowany na tor północny. Zabrał pasażerów z pierwszego składu i po dojechaniu do Racławic Śląskich skierowano go na właściwy dla kierunku jazdy tor południowy. Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów szynobus zatrzymał się w zaspie śnieżnej, cztery kilometry za Głogówkiem. Było to o godzinie 7.15. Najbardziej pechowi pasażerowie z pierwszego pociągu drugi raz ugrzęźli w śniegu (przejeżdżając ledwie 30 kilometrów) i byli spóźnieni dwie i pół godziny.
Około godziny 10.00 w miejscu awarii pojawił się pług śnieży i lokomotywa. Wypchnęły one szynobus z zaspy i odstawiły do Nysy. Chwilę wcześniej zjawił się szynobus SA134, który po usunięciu śniegu ruszył z Prudnika. Podróżni przesiedli się do niego i wrócili do domów. Do południa ani jeden skład nie kursował na naszej linii. Dopiero wieczorem, po odśnieżeniu torowiska sytuacja wróciła do normy.
"Żaden z przewoźników drogowych nie wyraził zgody na wynajęcie autobusu, który mógłby zastąpić odwołane pociągi" - można było przeczytać w oficjalnym oświadczeniu Przewozów Regionalnych.
O powyższej sytuacji mówiły największe media w kraju - Radio RMF FM, telewizja TVN 24. To o tyle istotne, że obecnie w przypadku jakiejkolwiek awarii pasażerowie sami kontaktują się z dziennikarzami mając w pamięci zeszłoroczne wydarzenia.
Podobne problemy mieli pasażerowie pozostałych spalinowych linii województwa. Pociągi nie wyjechały na trasę Opole-Kluczbork. Ta linia ma tak fatalny stan techniczny, że nie może na nią wjeżdżać lokomotywa. Kolejarze jeździli drezynami i z pomocą łopat sami odśnieżali tory. Pociągi relacji Nysa-Brzeg utknęły w Lipowej Śląskiej. Tam z kolei tory zablokował śnieg zepchnięty przez pług drogowy.
Za odśnieżanie torów odpowiedzialny jest miejscowy zakład Linii Kolejowych. Trudno tutaj mówić o tym, iż zima zaskoczyła kolejarzy, ponieważ pługi kursowały na trasie regularnie i wydawało się, że torowisko jest odśnieżone. Pech chciał, że w noc poprzedzającą zdarzenie wiał silny wiatr, który w krótkim czasie nawiał sporo śniegu. Większe lokomotywy nie miałyby problemu z przebiciem się przez zaspy, ale szynobusy to lekkie konstrukcje.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze