Artykuły
Pojednania tylko na prawdzie
Autor: WŁADYSŁAW BIAŁOWĄS, ANDRZEJ DEREŃ.
W Korfantowie podczas uroczystości upamiętniających morderstwa na ludności polskiej przez ukraińskich nacjonalistów zastanawiano się, czy pojednanie między Ukraińcami i Polakami jest dziś możliwe. Bynajmniej wątpliwości nie wzbudzały wspomnienia z przeszłości, tylko to, co aktualnie dzieje się na Ukrainie. Kresowiacy nie akceptują budowania ukraińskiej tradycji niepodległościowej na podstawie gloryfikacji walk oddziałów, które dokonywały aktów ludobójstwa.
Od Władysława Białowąsa otrzymaliśmy informację na temat rocznicowych obchodów odsłonięcia pomnika w Korfantowie ku czci pomordowanych Polaków na Kresach wschodnich II RP, w miejscowościach: Ihrowica, Netreba, Kurniki w woj. tarnopolskim oraz Kołodnie w pow. Krzemieniec na Wołyniu. Morderstwa na polskiej ludności cywilnej dokonane przez oddziały OUN-UPA (Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów - Ukraińska Powstańcza Armia) pochłonęły 606 ofiar.
- Oddajemy hołd tym, którym przedwcześnie odebrano życie tylko dlatego, że byli Polakami. - mówił podczas wrześniowych uroczystości w Korfantowie Władysław Białowąs. - Hołd oddajemy przez modlitwę, złożenie wiązanki kwiatów, zapalenie zniczy - światło nadziei i miłości. Choć wiek XX był wielkim tryumfem myśli ludzkiej, z drugiej strony był to wiek największych zbrodni w dziejach ludzkości. Jedną ze zbrodni wywodzących się z ideologii faszystowskich, był nacjonalizm ukraiński, a dążenia Ukraińców do budowy swego państwa, oparte były na nienawiści. To między innymi nienawiść pchnęła część narodu ukraińskiego do takich zbrodni. Przywódcy grup nacjonalistycznych wtłaczali tę nienawiść nieświadomemu chłopstwu, młodzieży, uczniom, a nawet dzieciom.
Tę nienawiść, my żyjący jeszcze kresowianie pamiętamy, jak ona się pojawiła i potęgowała u naszych braci Ukraińców - sąsiadów, znajomych, w czasie okupacji.
Obecnie na Ukrainie zakłamuje się prawdę o tych wydarzeniach, szczególnie na Zachodniej Ukrainie. Mówi się, że były to walki polsko-ukraińskie, że morderstw dokonywali sowieci, że winna była Armia Krajowa i wiele jeszcze niedorzecznych wywodów. Dziwi bardzo, że do tych wywodów dołącza prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko.
Witold Listowski z Kędzierzyna-Koźla: - Nie szukamy zemsty czy odwetu, chcemy przestrzec nowe pokolenia przed tragediami, które rodzą się z pogardy do innej narodowości, kultury, tradycji, rasy czy wyznania. Naszym zadaniem jest wskazywanie jakimi drogami powinniśmy kroczyć do pojednania. Tylko bowiem na wzajemnym szacunku, na prawdzie można zbudować trwałe pojednanie między naszymi narodami. Tego szacunku, tej prawdy, jak do tego czasu strona ukraińska nie przejawia, wprost przeciwnie. Na Ukrainie zwłaszcza zachodniej, narasta w dalszym ciągu pogarda dla Polaków, szerzy się prowokacja, zakłamuje się wydarzenia jakie miały miejsca na Kresach Wschodnich II Rzeczpospolitej w latach 1943-1945.
Większość narodu polskiego życzy Ukrainie demokratycznego i gospodarczego rozwoju. Nie może ona budować państwowości na fałszowaniu historii, wywyższać i honorować tych, którzy mordowali naszych dziadów, rodziców, braci, sióstr i nasze dzieci. Najwyższa władza w Polsce powinna zająć stanowisko w związku ze zbrodniami dokonanymi na Polakach przez nacjonalistów ukraińskich, w czasie wojny i w okresie powojennym. Dlaczego w ocenie prezydenta i rządu ofiary polskie na Kresach mają być mniej ważne od ofiar z Warszawy, czy też Katynia? Czy tam na Kresach żyli gorsi Polacy, czy byli mniej patriotyczni, czy ich krew miała mniejszą wartość?
Ukraińców trzeba rozdzielić na tych, którzy mordowali Polaków, a także na tych, którzy potępiali te zbrodnie i pomagali Polakom w różnej formie i okolicznościach.
Sąsiad, znajomy, u którego w duszy było człowieczeństwo, zawsze ostrzegał o grożącym niebezpieczeństwie. Tacy ludzie często ukrywali Polaków w swoich gospodarstwach - zagrodach, wskazywali kryjówki, gdzie można było się ukryć. Kiedy tylko o takich szlachetnych Ukraińcach dowiedzieli się banderowcy, najczęściej mordowali całą ich rodzinę przez powieszenie, przyczepiając kartkę z napisem o treści: "Za zdradę Ukrainy".
Uczestnikiem uroczystości w Korfantowie była Maria Szeliga z domu Wróbel, urodzona we wsi Kołodno (pow. Krzemieniec), która 14 lipca 1943 r. była świadkiem masowego morderstwa Polaków w rodzinnej miejscowości (zamordowano 496 osób).
- Gdy UPA wkroczyło do naszej miejscowości Kołodno, ja czyli Maria Wróbel, córka Franciszka, byłam najmłodszą z dzieci, miałam 10 lat - wspomina. - Byliśmy wszyscy w domu przy kolacji. Ukraińcy (UPA) otoczyli nasz dom i kilku z nich weszło do środka, pytali jakiej jesteśmy narodowości, mama odpowiedziała, że Polacy.
Kazali się kłaść na podłogę twarzą, ale mama uklękła do modlitwy. Wtenczas podniesionym głosem powtórzyli jeszcze raz, żeby się kłaść twarzą do podłogi. Ja w tym czasie korzystając z zamieszania, jakie wyniknęło z powtórnego ich nakazu, niezauważona wcisnęłam się pod łóżko, które stało w końcu pomieszczenia, w ciemnym miejscu. Za chwilę usłyszałam strzały i płacz mojej rodziny. Ja, z tego strachu bałam się wyjść spod łóżka, nawet wówczas kiedy banderowcy wyszli z mieszkania. Leżąc pod łóżkiem słyszałam jak któreś z rodziny bardzo długo się męczyło, chyba aż do północy, a potem było cicho.
Nad ranem następnego dnia wyszłam spod łóżka, przeszłam przez wszystkich pomordowanych i wyszłam na dwór. Było cicho i nikogo nie było. Przeszłam przez drogę do sąsiadów Ukraińców, gdzie była moja koleżanka. Mama tej koleżanki powiedziała, że mam iść do domu, bo tam przyjdzie mój brat i mnie zabierze do Netreby, bo tam była polska wioska. Z bratem poszliśmy do Netreby.
- Jej rodzina liczyła 10 osób, w czasie morderstwa w domu było ich 7. - dodaje Władysław Białowąs. - Dwóch najstarszych braci nie zostało zamordowanych: Franek z 1918 r. był w Niemczech na robotach, drugi - Jan z 1922 r. tuż przed wejściem banderowców do mieszkania wyszedł z domu na ogród. Widząc wpadających banderowców do mieszkania, postanowił w pośpiechu przedostać się do niedalekiej kolonii Glinczuki i tam przeżył do rana. Rano spotkał się z siostrą Marią i oboje udali się do Netreby, niedalekiej polskiej wioski.
W rodzinie pani Marii zostali zamordowani: Franciszek - ojciec Marii - 41 lat, Tekla - mama Marii - 38 lat, Józef - dziadek - 60 lat, Aniela - siostra Franciszka -30 lat, Stefania - siostra Marii - 17 lat, Józefa - siostra Marii - 15 lat. Należy wspomnieć, że 14 lipca 1943 r. w Kołodnie, ze strony rodziny ojca Marii Szeliga (Wróblów) zostało zamordowanych dalszych 11 osób w różnym wieku, od pół do 39 lat.
Marek Kawa z Opola w Korfantowie przedstawił swoje spostrzeżenia z wyprawy na Ukrainę: - Patrząc na współczesne pokolenie młodych Ukraińców, którzy już nie pamiętają czasów radzieckich, widzimy młodych ludzi, którym zaszczepiono schematyczne, nacjonalistyczne myślenie, a to w połączeniu z globalnym materializmem i zachłyśnięciem dobrami konsumpcyjnymi, grozi niebezpieczną mieszanką. Zastanawiając się głębiej, pytam czy nie funkcjonuje tam wciąż stara ukraińska zasada zastraszania tych, którzy chcieliby pielęgnować jakikolwiek element polskości. Tu nie ukrywa się, iż wszelkie ślady polskości należy minimalizować lub eliminować na ziemi ukraińskiej, jeżeli to możliwe w skali międzynarodowej, a samym Polakom przyjeżdżającym dość licznie wmawiać, że te polskie korzenie, zabytki, postaci i cała ta spuścizna po polskich Kresach, tak naprawdę w przeważającej mierze była bliższa ukraińskiemu duchowi. (...) W tym choćby kontekście minimalizowania polskiej kultury i jej przejawów, pojawia się pytanie o sens autentycznego pojednania i nowego otwarcia w stosunkach polsko-ukraińskich. Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze