Artykuły
Wziął Rilke glinianą misę i wyszedł przed dom by zbierać atrament... [1]
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
W czwartek, 1 października, o godz. 18.00 w Prudnickim Ośrodku Kultury zagościła Patrycja Kaleta - poetka z miasta Czeladź.
Było to dziewiąte spotkanie, które poprowadziłem wspólnie z Maciejem Dobrzańskim. I chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by zaproszony przez nas gość przynajmniej raz nie stwierdził, że "wszystko zostało już powiedziane". To jedno z najpopularniejszych w obiegu literackim zdań, które pada zwykle w kontekście dyskusji na temat oryginalności w tworzeniu. Ta maksyma częstokroć podkopuje wiarę Patrycji Kalety w sens pisania, lecz to zwątpienie nigdy nie ogarnęło jej całościowo, radykalnie i trwale. Przyznała się do około dwuletniego zastoju (tudzież - kryzysu) twórczego, lecz dobiegł on końca. Czy dobrze się stało? Chyba tak, bo szkoda, by tak utalentowana osoba zamilkła pod względem literackim. Z drugiej strony - jak sama twierdzi - poezja zazwyczaj nie rodzi się ze szczęścia; szczególnie ta dobra. Nie należy jednak generalizować.
Jak sama przyznała - czuje się dość onieśmielona, gdy uświadamia sobie, jak bujną historię literatury ma za sobą: Rilke, Grochowiak, Bursa - to uczy pokory i osłabia wiarę w wynalazczość. Jednak - zdaniem Wojciecha Ossolińskiego, który zabrał głos z "widowni" - ponad oryginalnością stoi komunikatywność i ciepło emocjonalne. Oba walory zauważył on w utworach Patrycji Kalety. I powiedział o tym. Sama autorka stwierdziła, że stara się pielęgnować te cechy w wierszu, choć - jak wiadomo - trudno do końca zaplanować proces twórczy. Mówiła o przechodzeniu od swobodnego strumienia świadomości do świadomego organizowania tekstu, choć - jak sądzę - wiersze pisze się zawsze na pograniczu tych dwóch stanów (czy też - czynności). A temat oryginalności w epoce ponowoczesnej jest może raczej pytaniem o to, czy język (w ogóle) ma właściwości olśniewające? Może tylko nam się zdaje? Lub zdawało?
Kolejna kwestia - rymy. Tych zabiegów u autorki brak. Temat podjął Edmund Działoszyński z Klubu Ludzi Piszących - rymopis z zamiłowania! Podchwycił to zagadnienie również Wojciech Ossoliński (także orędownik rymu w poezji). No i - następna dyskusja: czy warto rymować? Może odejście od współbrzmień stanowi porzucenie jednego z podstawowych wyznaczników poezji? Rym stał się domeną kiczu. Niepotrzebnie! Gdzie w takim razie leży granica między poezją a prozą (kiedyś tak wyraźna i nobilitująca tę pierwszą)? Czy proza zwersyfikowana też jest poezją? Czy wiersz musi być poezją? Gdzie leżą granice? W sumie - jakie czasy, taka literatura... A może to tylko akademicka dyskusja? Teoretyczna... Takie również nie są obce Patrycji Kalecie, która już w tym semestrze rozpocznie zajęcia ze studentami na Uniwersytecie Śląskim. Podjęła studia doktoranckie, a temat jej pracy dotyczy twórczości Stanisława Grochowiaka.
Pod względem organizacyjnym - spotkanie przebiegło jak zwykle: rozmowa o tekstach, przeplatana czytaniem ich przez autorkę. Początek imprezy okraszony był występem młodej wokalistki Katarzyny Gemzy. Na klawiszu grał Tomasz Kanas - pracownik Prudnickiego Ośrodka Kultury.
Można śmiało powiedzieć, że ten wieczór autorski był udanym rozpoczęciem "sezonu" (słówko także znamienne dla poezji, ze względu na konotacje z Arturem Rimbaudem, Rafałem Wojaczkiem, Patrycją Kaletą i Maciejem Dobrzańskim. A co!). Już 22 października, również we czwartek, o godzinie również 18.00 - zagości Roman Rzucidło, nyski poeta pokolenia młodo-średniego. Jego wiersze czytał będzie Wojciech Ossoliński. Prowadzenie: wiadomo. Zapraszam. Serdecznie!
1. Patrycja Kaleta, Rilke, (w:) Patrycja Kaleta, Pokoje pachnące mlekiem, Opole 2004, s. 34.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze