Artykuły
Ocalić od zapomnienia
Autor: ALICJA NIEDBALSKA.
Stara reprodukcja widokówki Prudnika z 1904 roku, która przedstawia neogotycki gmach kościoła ewangelickiego z charakterystyczną wieżą i miedzianymi rzygaczami w formie maszkaronów oraz pamięć dziecka, które zachwycało się tajemniczymi postaciami wychodzącymi spod dachu świątyni były początkiem wspaniałej przygody, która trwa do dnia dzisiejszego.
Na początku lat siedemdziesiątych XX wieku kościół ten został rozebrany, a maszkarony zniknęły. W pamięci jednak została ich tajemnicza forma, którą wraz z mężem poszukujemy do dnia dzisiejszego. Naszym marzeniem jest odnalezienie starych dokumentów i zdjęć, aby na ich podstawie ożyły na nowo "potwory z dzieciństwa", które zainspirowały nas do poszukiwań pięknych ozdób dachowych, a męża do metaloplastyki, dzięki której może według starych technologii odtwarzać to, co jeszcze można uratować.
W historii europejskiej architektury rzygacze były obecne już od czasów antycznych. Były to ozdobne, wystające poza lico muru, zakończenia rynny dachowej, z której odpływała woda deszczowa. Początkowo były one kamienne, później wykonywane z blachy. W czasach gotyku we Francji przybierają one fantazyjne formy: twarzy ludzkich, paszczy zwierzęcych, fantastycznych stworów (np. Katedra Notre - Dame w Paryżu). Z Francji rozpowszechniły się na całą Europę. Chcąc je zobaczyć wyruszyliśmy z mężem do Paryża.
W Polsce najciekawsze rzygacze pochodzą z okresu renesansu. Były stosowane na budynkach świeckich i sakralnych. Jest mnóstwo przykładów, które można zobaczyć w: Gdańsku, Krakowie, Katowicach i wielu innych miejscach. Czasami potrzeba jedynie podnieść głowę. Niektóre z nich są zachowane w dość dobrym stanie. Wiele jednak potrzebuje natychmiastowej konserwacji, czasem rekonstrukcji, aby nie podzieliły losu naszych prudnickich rzygaczy z kościoła ewangelickiego, o których krążą już legendy i powiedzonka typu: "rozdarty, jak żaba na ewangelickim kościele".
Przykładem może być wspaniały rzygacz z Kopic, który bez konserwacji zniknie bezpowrotnie. Mąż, co jakiś czas śledzi jego losy. Na zdjęciach dokumentuje jego zniszczenia, które są ogromne. Gdyby otrzymał pozwolenie na jego ściągnięcie spróbowałby go zrekonstruować. A wierna kopia ocaliłaby pamięć o tym pięknym rzygaczu.
Często chodzimy po mieście i parkach z głową opuszczoną w dół i przez to tracimy wiele emocji związanych z patrzeniem na piękno. A wystarczy niewiele, aby ocalić od zapomnienia wiele wspaniałych dzieł sztuki. Przykładem może być przypadkowo zauważony rzygacz na 120 - letniej altance w prudnickim parku. Dzięki uprzejmości władz lokalnych i konserwatora zabytków udało się wykonać jego wierną kopię.
W czasie spaceru po prudnickim parku odkryliśmy rzygacza, który był ostatnim z ośmiu, które zdobiły 120 - letnią altankę. Był bardzo zniszczony, a gruba warstwa farby zakrywała inne, drobne szczegóły.
Trzeba szukać wielu rozwiązań technologicznych, aby powstały rzygacze i inne ozdoby dachowe według dawnej sztuki mistrzów. Nie wszystkie elementy można wykonać bez dostatecznej wiedzy na ten temat. Lata poszukiwań zaowocowały jednak pracami, które można obejrzeć na stronie internetowej: www.zakladdaszek.ovh.org oraz na wielu obiektach sakralnych i świeckich. Wystarczy pojechać na Górę Świętej Anny i przyjrzeć się odnowionym kapliczkom na Kalwarii. Niejedna kula, krzyż, iglica, koguty czy też róża wiatrów jest dziełem mojego męża.
I znów wracam do wspomnień z dzieciństwa i pamięci o wspaniałych "potworach" z dachu zburzonego kościoła ewangelickiego w Prudniku. Być może nigdy nie uda się ich zrekonstruować, ale moc ich piękna nadal ma wielki wpływ na nasze życie.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze