Artykuły
Podzwonne dla Seppa Scholza
Autor: ANDRZEJ WANDERER, PIOTR KULCZYK.
Kiedy robotnicy remontujący schody prowadzące do budynku przy ul. Traugutta 29 A w Prudniku usunęli warstwę zmurszałych cegieł, w niszy pod podestem natknęli się na ludzkie kości i rozbitą tablicę nagrobną. Mimowoli nasuwała się myśl o ponurej tragedii. Powiadomiono policję i prokuraturę. "Tygodnik Prudnicki" napisał o tym zaskakującym odkryciu w numerze 18, zamieszczając zdjęcia tablicy i wejścia do stojącej w oficynie kamienicy.
Odnalezione kości należały do dorosłego osobnika. Rozbita na cztery części marmurowa tablica do 2,5 rocznego dziecka. Niesamowite było także to, że niezwykły pochówek został ujawniony na 3 dni przed 118 rocznicą śmierci małego Seppa (niemieckie zdrobnienie od Joseph = Józef). Można nazwać to zwyczajnym zbiegiem dat i okoliczności. Ale można widzieć w tym fakcie coś, co wykracza poza racjonalne, materialistyczne pojmowanie życia i zdarzeń.
Pierwszemu z autorów zdarzył się podobny przypadek. Podczas wykopów pod betonowy chodnik natrafił na kawałki marmuru z gotyckimi literami. Po przemyciu znaleziska wodą i dopasowaniu kawałków do siebie ukazała się połowa nagrobnej tablicy, na której udało się odczytać część niemieckiej inskrypcji (w tłumaczeniu na polski): "Tu spoczywa w... nasz br (at)... sekr (etarz)... FRANZ NE... (?)... ur. d. 16 ma (ja)... zm. d. 27 wrze (śnia)...". Rozbita i niekompletna tablica została odnaleziona dokładnie w dniu rocznicy śmierci nieznanego z nazwiska człowieka, prawdopodobnie prudniczanina. Zagadką pozostaje pytanie, po co przeniesiono ją z cmentarza i do czego użyto drugiej połowy? Przypuszczamy, że do tego samego celu - do zrobienia prymitywnego przejścia przez "wieczną" kałużę. Sposób tyleż babarzyński, co nieskuteczny. Ale takie były kiedyś czasy i tacy ludzie.
Nagrobek Seppa przedstawia otwartą książkę, na której wykuto napis: "Hier ruht unser geliebtes kind Joseph Scholz * 5. 10. 1887 # 28. 4. 1890. Ruhe sanft, auf Wiedersehen". Po polsku brzmi to tak:,, Tu spoczywa nasze ukochane dziecko... Odpoczywaj słodko, do widzenia". Takie same lub podobne napisy widnieją na grobach zmarłych dzieci różnych narodowości, kultur i wyznań. Symboliczna księga ludzkiego życia zapisana została tylko takimi lakonicznymi, ale zmuszającymi do refleksji nad kruchością naszego istnienia, informacjami.
Zapewne wielu czytelników, podobnie jak autorów, intryguje pytanie, skąd wzięły się ludzkie kości i tablica nagrobna pod schodami skromnej, czynszowej kamienicy z wybrukowanym kocimi łbami podwórkiem? Pomijając wybudowane niedawno garaże, wygląd tego miejsca niewiele zmienił się od tamtych czasów. Spróbujmy na chwilę przywołać realia historyczne Prudnika z końca XIX wieku.
Miasto nosiło wówczas nazwę Neustadt (to znaczy Nowe Miasto) i było 7. co do wielkości i znaczenia miastem Górnego Śląska. Ulica Traugutta nazywała się Obere Mühlstrasse (Górnomłyńska). Burmistrzem od 1876 r. jest Henryk Engel. W roku 1890 miasto liczy 17. 577 mieszkańców. Rozpoczyna się budowa studni głębinowych, pomp wodnych, zbiorników ciśnieniowych na Kaplicznej Górze oraz sieci wodnej i kanalizacyjnej połączonej z oczyszczalnią ścieków. Istnieje już park miejski i 12-metrowy pomnik sławiący potęgę Rzeszy i dokonania jej władców. W metalowej altanie odbywają się koncerty orkiestr wojskowych. Od świąt Bożego Narodzenia 1864 r. miasto oświetlają liczne gazowe latarnie. Już 14 lat kursują przez Prudnik pociągi osobowe do Ząbkowic Śląskich. Bujnie rozwija się przemysł włókienniczy, obuwniczy, cukrowniczy i piwowarski. Wydawana jest "Śląska Gazeta Ludowa" przemianowana w 1894 r. na "Gazetę Prudnicką". Prenumeruje ją 5 tys. abonentów, czyta zapewne 3 - 4 razy więcej. Miasto rozbudowuje się i pięknieje w sposób imponujący. Obok reprezentacyjnych budynków rządowych powstają pałace i wille fabrykantów, handlowców i bogatych mieszczan.
Wszystkie stare miasta mają swoje tajemnice. Rzadko udaje się je wyjaśnić. Czasami rozwiązanie tkwi w zakurzonych archiwach, do których rzadko kto zagląda. Od czasu do czasu prace budowlane pozwalają wyświetlić niektóre zagadki, ale jeszcze częściej je mnożą. Ks. Augustyn Weltzel w Historii miasta Prudnika... przytacza taką mroczną, wręcz gotycką opowieść związaną z Górnym Młynem zlokalizowanym w XIX wieku przy obecnej ul. Kwiatowej:
Przed północą 23 czerwca 1834 r. powstał w niewiadomy sposób ogień w stodole należącej do młyna i i całkowicie spaliły się domy mieszkalne, budynki młyna, stodoła i wszelkie stajnie. Początkowo młyna nie odbudowywano. Gdy w końcu sierpnia 1839 r. drogowcy znosili pagórek, na pogorzelisku znaleźli 3 szkielety ludzkie na głębokości dwóch stóp - 2 w narożniku byłej stodoły (czaszki i piszczele), jeden w narożniku byłej stajni (w dosyć dobrze zachowanym stanie, w pozycji kucznej). Położenie szkieletu wskazywałoby na sprowadzenie głowy do ziemi, a pozostały korpus został ściśnięty i przykryty ziemią. Uprzedni właściciele młyna dawno zmarli i nie mogli być indagowani, a starzy ludzie nie mogli sobie przypomnieć jakichś podejrzeń o morderstwo. Szczątki pochowano na cmentarzu.
Szkielety pochowano na starym, istniejącym od średniowiecza cmentarzu zlokalizowanym poza murami, w miejscu gdzie obecnie stoi hala sportowa i budynek LO. Nowy cmentarz komunalny założono w 1849 r. przy obecnej ul. Kościuszki. Jeszcze w 1841 r. przy zburzonym później w 1907 r. kościele kapucynów wzniesiono empirową gloriettę na sześciu słupach toskańskich, w której pochowano Charlottę Schuler i jej męża. Tylko ten nagrobek i znajdujące się pod posadzką pochówki przetrwały do naszych czasów. W latach 1902-1904 gmina ewangelicka wybudowała na miejscu starego cmentarza i klasztoru kapucynów piękną neogotycką świątynię ze strzelistą wieżą. Dawne grobowce uległy likwidacji. Być może do roku 1890 dozwolone były tu jakieś pochówki. Jeżeli tak było, nagrobek małego Seppa pochodzi z tego właśnie cmentarza. Jednak na urzędowym planie miasta wykonanym przez geometrę Weymanna w 1890 r. nie ma zaznaczonego na tej parceli cmentarza. Widnieje natomiast inny na terenie należącym do klasztoru bonifratrów. Ale ten zapewne służył jako miejsce wiecznego spoczynku dobrych braci.
Nagrobek Seppa i kości dorosłego osobnika, mogły pochodzić z likwidacji rodzinnego grobu na cmentarzu komunalnym, np. na skutek niepłacenia dzierżawy. Ale w takim przypadku składanie szczątków pod schodami byłoby bez sensu. Możliwe, że kości i tablica znalazły się pod schodami na skutek likwidacji jakiegoś innego cmentarza z myślą o pochowaniu w poświęconej ziemi. Póżniej na skutek różnych okoliczności, jak poważna choroba, śmierć lub nagły wyjazd na stałe, nie doprowadzono sprawy powtórnego pogrzebu do końca.
W książkach adresowych Prudnika z roku 1925 i 1937 znajduje się ponad 40 osób o nazwisku Scholz. Na ul. Traugutta mieszkały 3 osoby. A. Weltzel zamieścił w "Historii miasta Prudnika" taki archiwalny zapis: W 1805 r. burmistrzem był Scholz. Rosyjski korpus przemaszerował przez miasto aby połączyć się z Austriakami przed bitwą pod Austerlitz.
W książce adresowej z 1937 r. można przeczytać, że na ul. Traugutta pod numerem 29 mieszkała rencistka Margarete Scholz. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że mogła to być matka zmarłego Seppa lub ktoś z jego najbliższej rodziny. W takim przypadku szkielet mógł należeć do ojca dziecka, dziadka lub kogoś bliskiego. Ale wszystkie nasze przypuszczenia są tylko hipotezami. Nie bez powodu ludzie mówią o zabranych do grobu tajemnicach i o milczeniu grobów.
Tylko tyle byliśmy w stanie zrobić dla pamięci dwóch nieznanych prudniczan. Los sprawił, że zetknęliśmy się z materialnymi okruchami ich istnienia, zapewne jedynymi, jakie dotrwały do naszych zdyszanych w pogoni za sukcesem czasów. Jako miłośnicy tych ziem mamy satysfakcję, że udało się ocalić drobną cząstkę przeszłości od zapomnienia i niszczącego wszystko molocha zagłady.
Niech odpoczywają w pokoju.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze