Artykuły
Spóźnił się 3 godziny
Autor: STANISŁAW STADNICKI.
Pasażerowie, którzy w sobotę 31 maja podróżowali pociągiem z Kędzierzyna do Nysy na długo zapamiętają swoją weekendową podróż.
Od blisko roku pociągi na kędzierzyńsko-nyskiej linii kolejowej kursują wręcz wzorowo. Nie ma mowy o komunikacji zastępczej, czy spóźnieniach dochodzących do 2 godzin. Na tle wracającej dobrej opinii o usługach kolei swoje piętno odcisnęło jednak wydarzenie z majowej soboty.
Pociąg relacji Kędzierzyn Koźle-Nysa (odjazd z Kędzierzyna po godzinie 13.00) wyruszył punktualnie ze stacji początkowej, by o godzinie 13.48 dotrzeć do Racławic Śląskich. Następnym przystankiem miał być Dytmarów. Dyżurny ruchu z Racławic wydał meldunek dyżurnemu z Prudnika, że pociąg jest w trasie. Okazało się jednak, że do godziny 14.00 szynobus nie dojechał do Prudnika.
W pobliżu przystanku Dytmarów skład uległ tak poważnej awarii, że za nic nie mógł ruszyć z miejsca. Pasażerowie bardzo długo zmuszeni byli do oczekiwania na jakąkolwiek decyzję, ponieważ dopiero po godzinie 16.00 dojechała do Dytmarowa lokomotywa, która zdefektowany szynobus ściągnęła do Prudnika. Tym samym pociąg, który 16-kilometrową trasę z Racławic do Prudnika pokonuje w 15 minut "złapał" prawie 3-godzinne spóźnienie. To największa awaria i najdłuższe spóźnienie od roku.
Odcinek między Racławicami, a Prudnikiem jest pechowy, ponieważ na trasie znajduje się ogromne wzniesienie, które przeciążony skład pokonuje z kłopotami. Blisko rok temu niemalże w tym samym miejscy doszło do podobnej awarii. Jej przyczyną był zbyt mały szynobus (stary szynobus SN81) jak na liczbę pasażerów, który nie był wstanie poruszać się po licznych podjazdach. Również w tamtym przypadku lokomotywa zepsuty skład dociągnęła do Prudnika, by później szynobus odwieźć do Kędzierzyna. Od tego też czasu nie pojawił się już ona na naszej linii kolejowej.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze