Artykuły
Gdy Niemcy uciekali z Polski
Autor: Adam Lutogniewski.
Adam Lutogniewski z Gliwic natknął się w jednym z numerów Neustädter Heimatbrief z 1954 r. - pisma byłych niemieckich mieszkańców powiatu prudnickiego na opis ucieczki z Polski anonimowego Niemca w 1953 r.
W marcu mija 62. rocznica wyzwolenia ziemi prudnickiej. Przekornie napisaliśmy "wyzwolenia", bo wyrażenie to jest słuszne jedynie w przypadku obcokrajowców, Polaków, którzy stali się wolni z chwilą wkroczenia na Śląsk Armii Czerwonej. Dla mieszkających tu Niemców rozpoczęła się okupacja, dla Ślązaków zbliżała się chwila wyboru - uznania nowej ojczyzny za własną, czy wyjazdu za Odrę... miesiąc pod wojnie, rok, dziesięć, a nawet kilkadziesiąt lat później. Poniżej przedstawiamy relację Niemca, który postanowił uciec z Polski 8 lat po zakończeniu wojny. To dość niezwykłe zdarzenie, bowiem nielegalne ucieczki w tym czasie były już bardzo rzadkie. Granice były dobrze strzeżone, a "zimna wojna" trwała w najlepsze. Oto relacja:
Mimo, iż jestem Niemcem, w październiku 1953 zostałem powołany do polskiego wojska. Odmówiłem i zostałem aresztowany. W więzieniu dano mi do wyboru: wojsko albo stanę przed sądem wojennym. Wybrałem to pierwsze. W ten sposób zostałem polskim żołnierzem. Po czterotygodniowym przeszkoleniu wojskowym musiałem podjąć pracę w kopalni Bierut.
Aż do czasu ucieczki pracowałem wyłącznie na nocnej zmianie. Poza ośmiogodzinną pracą miałem dodatkowo wychowanie polityczne. W mojej kompanii znajdowało się około 50 Niemców. Pochodzili z Górnego i Dolnego Śląska, Pomorza i Prus Wschodnich. Stanowiska kierownicze obsadzone były wyłącznie przez aktywistów partyjnych, Polaków, którzy nienawidzili Niemców. Nie posuwali się jednak zbyt daleko, ponieważ Niemcy znali kopalnię na wylot i łatwo mogliby się zemścić pozorując wypadek. Praca na kopalni była bardzo ciężka. Wyżywienie było złe. Za pracę otrzymywałem wynagrodzenie. Zarobek wynosił 900 - 1100 zł. Z tej kwoty potrącano 550 zł na jednostkę wojskową oraz 10 % tytułem podatku. Dla mnie zostawało zatem 250 -450 zł. Za te pieniądze musiałem kupować sobie żywność, gdyż wyżywienie było bardzo złe. Zakwaterowani byliśmy w murowanych barakach. W jednym pomieszczeniu mieszkało 30 ludzi. Po roku przysługiwał czternastodniowy urlop. Ponadto udzielano przepustek na 24 -36 godzin.
Uciekłem korzystając z takiej właśnie przepustki.
Chciałbym nadmienić, że listy, zarówno wysyłane jak i otrzymywane, były wyrywkowo kontrolowane. Wysyłając list do Niemiec, należało go oddać jako niezaklejony.
Decyzję ucieczki podjąłem już wtedy gdy zostałem aresztowany za odmowę pójścia do polskiego wojska. Po zwolnieniu z aresztu nie miałem ku temu możliwości gdyż przebywałem pod nadzorem policyjnym. Gdy znalazłem się w wojsku, plan stopniowo dojrzewał. Zwierzyłem się z niego koledze, który pochodził z Raciborza. Byliśmy zdecydowani odważyć się na ucieczkę i zaryzykować tym samym wyrok 20 lat więzienia, a mianowicie 15 lat za dezercję i 5 lat za przekroczenie granicy.
Los wydawał się nam sprzyjać, a my pragnęliśmy wolności.
7 marca 1954, gdy zeszliśmy z nocnej zmiany, otrzymaliśmy przepustkę. Nadeszła godzina ucieczki. Z Jaworzna do Katowic pojechaliśmy autobusem. Tam przeczekaliśmy do wieczora. Wieczorem pojechaliśmy pociągiem do Prudnika, dokąd dotarliśmy o 23.00. Pieszo udaliśmy się w stronę granicy czeskiej. Granicę przekroczyliśmy między Trzebiną a Dębowcem (ówczesna nazwa: Dębniki). Zbliżając się do granicy trzykrotnie przecięliśmy ścieżki patroli granicznych ale udało nam się dotrzeć do granicy i przekroczyć ją pozostając niezauważonymi. Następnie podeszliśmy na wzgórze o nazwie Vysoka. Tam zdjęliśmy mundury i włożyliśmy ubrania cywilne. Postarała się o nie dziewczyna z Raciborza, która uciekała z nami. Mój przyjaciel zachował wojskowe spodnie i buty a włożył tylko płócienną kurtkę. Podobnie i ja -cywilną kurtkę włożyłem na wojskowe spodnie wierzchołkiem buty.
Za wierzchołkiem Vysoka przeczekaliśmy dzień. Następnie lasami podążyliśmy w kierunku Krnova. Za Město Albrechtice skręciliśmy na Vrbno. Po trzech dniach osiągnęliśmy Šumperk. Spaliśmy w stodołach. Z Šumperka przez Česką Třebovą, Hradec Kralove, Česką Lipę doszliśmy 21 marca do Dečina. Na tym odcinku spaliśmy przeważnie w lesie. Podczas naszej ucieczki przez Czechy spotykaliśmy wielu Niemców, którzy wskazywali nam drogę i dawali jedzenie. Niemcy w Czechach żyją lepiej niż Niemcy w Polsce, jednak tęsknią za wolnością, ponieważ bez wolności człowiek nie może być szczęśliwy. Nocą 21/22 marca przekroczyliśmy granicę miedzy Czechami a Niemcami Środkowymi ( tak w oryginale, autor miał oczywiście na myśli NRD - przypis tłumacza). Pierwszą wsią do której dotarliśmy było Krippen. Tutaj nasze nastroje się poprawiły gdyż teraz wokół słyszeliśmy tylko język niemiecki. Odetchnęliśmy, ciesząc się, że wbrew wszystkiemu nam się powiodło ale nie był to jeszcze koniec naszych przeżyć. W Krippen zostaliśmy zatrzymani przez policję graniczną.
Przewieziono nas do Schöna, a następnie nocą do aresztu śledczego w Pirna. Podczas przesłuchania podaliśmy fałszywe nazwiska oraz powiedzieliśmy, że przyszliśmy z Niemiec Zachodnich. Uwierzono nam i po trzech dniach zwolniono z aresztu. Otrzymaliśmy pracę. Przez trzy tygodnie pracowaliśmy w strefie środkowej (tzn. w NRD - przypis tłumacza). W pracy rozmawialiśmy ostrożnie i nikomu nie wierzyliśmy. 16 kwietnia pojechaliśmy do Berlina Zachodniego, gdzie znaleźliśmy oparcie.
Dopiero teraz możemy rozmawiać otwarcie i podziwiać powojenną odbudowę.
Po dziewięcioletniej niewoli udało nam się wydostać na wolność. Myślimy o tych, którzy zostali tam skąd my uciekliśmy.
Ucieczka Niemów nie została odkryta przez 45 batalion WOP, który ochraniał granicę m.in. w Lesie Prudnickim. Według zachowanej dokumentacji WOP (archiwum Straży Granicznej w Szczecinie) batalion nie ujawnił w marcu 1954 r. żadnych przekroczeń granicy.
Artykuł Adama Lutogniewskiego, w skróconej wersji ukazał się również kwartalniku historycznym "Karta" (nr 48/2006), którego wydawcą jest Fundacja Ośrodka "Karta".Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze