Artykuły
Zakład Wodociągów i Kanalizacji: Zwolniony dyscyplinarnie
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Środa, 20 - Sierpień 2014r. , godz.: 11:00
Pracownik Zakładu Wodociągów i Kanalizacji, który powiadomił media i instytucje publiczne o zanieczyszczeniu wody w ujęciu przy ulicy Poniatowskiego, został zwolniony dyscyplinarnie.
Oprócz wulgarnego zachowania wobec prezesa spółki, przekraczania swoich kompetencji, odmowy podpisania zakresu obowiązków i odpowiedzialności oraz odmowy wykonania polecenia, Paweł Kawecki zarzucił panu Jerzemu (imię zmieniono) także samowolne wejście na teren zakładu bez zgody przełożonego poza godzinami pracy, otwarcie studni zbiorczej kluczami, do których dostęp mają tylko pracownicy będący na zmianie, a tym samym zakłócenie spokoju i ustalonego porządku w dziedzinie ochrony zakładu i jego mienia oraz możliwość spowodowania zatrucia wody oraz stworzenia zagrożenia życia i zdrowia. W tej ostatniej sprawie skierowano do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.
- On (prezes Kawecki - red.) twierdzi, że ja chciałem otruć ludzi. To absurd! Ja chciałem ich ratować. Otworzyłem studnię i porobiłem zdjęcia, żeby zdobyć dowód, w jakim się znajduje stanie. O syfie w październiku ubiegłego roku powiadomiłem swojego bezpośredniego przełożonego, a kwietniu tego roku - szefa zakładu. Mimo że był tam jeden muł, nic z tym nie zrobiono. Dopiero po ostatnim zanieczyszczeniu (wykryto śladowe ilości bakterii grupy coli) i zamknięciu studni przez sanepid wzięli się za jej czyszczenie. Kiedy pojawiły się podejrzenia o skażeniu (pod koniec lipca), nawet nie wypuścili w miasto samochodu z komunikatem do mieszkańców, aby przegotowywać wodę przed spożyciem. A przypomnę, że ujęcie zostało zakręcone dopiero trzy dni później.
Pan Jerzy zdecydował się powiadomić media, policję i centra zarządzania kryzysowego (wojewódzkie i powiatowe), co także podniesiono w wypowiedzeniu, ponieważ - jak twierdzi - w trakcie pierwszej kontroli sanepidu nikt nawet nie zajrzał do studni, którą on wskazywał. Kilka dni później obecnie były już pracownik ZWiK-u, decyzją prezesa zarządu został przeniesiony na inne stanowisko pracy (do ekipy remontowo-wykonawczej).
- W związku z tym udałem się do lekarza medycyny pracy po stosowne zaświadczenie. Prezes Kawecki nie dotrzymał jednak słowa i wręczył szefowi zakładowej ?Solidarności? wypowiedzenie dla mnie. To było we wtorek, a w czwartek po raz kolejny zmienił decyzję, oznajmiając tym razem, że zwalnia mnie dyscyplinarnie.
Związki zawodowe stanęły murem za prudniczaninem.
- Kolega Jerzy (imię zmieniono) jest długoletnim pracownikiem zakładu (pracuje 17 lat), ze swoich obowiązków wywiązywał się prawidłowo, bezpośredni przełożeni nie zgłaszali zastrzeżeń do jego pracy. Dotychczas pracodawca nie stosował wobec niego żadnych kar dyscyplinarnych. W ostatnim okresie czasu, na przestrzeni około trzech miesięcy, jak to zauważyli nie tylko koledzy ze związku, ale także wszyscy, którzy mają kontakt z panem Jerzym, jego osobowość bardzo się zmieniła, a co za tym idzie także jego zachowanie w zakładzie pracy i w stosunkach prywatnych. Kolega Jerzy opowiedział członkom komisji, że jakieś 3 miesiące temu uległ ciężkiemu potłuczeniu głowy wraz z utratą przytomności, zignorował to wtedy i nie poszedł do lekarza, jednakże zauważył, że wypadek ten wpłynął na jego sposób bycia i zachowania, stał się nerwowy, niecierpliwy. (...) Za namową kolegów zdecydował się szukać pomocy u lekarza i rozpoczął swoje leczenie, został skierowany do przychodni specjalistycznej zdrowia psychicznego i ma pierwszą wizytę wyznaczoną na 6 sierpnia - czytamy w opinii komisji zakładowej NSZZ "Solidarność" ZWiK, z datą 1 sierpnia.
Przytoczone argumenty nie przekonały jednak szefostwa tej jednoosobowej spółki gminy. "Dyscypyliarkę" wystawiono 5 sierpnia, a więc dzień przed zaplanowaną wizytą pana Jerzego u specjalisty.
- Zastosowanie wobec kolegi Jerzego tak drastycznego środka, jakim jest zwolnienie dyscyplinarne, jest dla niego bardzo krzywdzące. Komisja zakładowa stoi na stanowisku, że w tak trudnej sytuacji, w jakiej się znalazł pan Jerzy powinien otrzymać od pracodawcy pomoc i wsparcie. Uważamy, że jego zachowanie opisane przez pracodawcę w doręczonym komisji zawiadomieniu nie było w pełni jego świadomym, celowym i zamierzonym zachowaniem, ponieważ dotychczas pan Jerzy nigdy się tak nie zachowywał.
Prezes Kawecki na razie odmawia komentarza.
- Dopóki ten pan nie nagłośni sprawy lub nie złoży oświadczenia, w którym zwolni mnie z obowiązującej tajemnicy, nie wolno mi nic mówić o stosunkach pracy, naraziłbym się tylko na proces z powództwa cywilnego.
Pan Jerzy już zapowiedział wniesienie odwołania do sądu pracy.
- Ja będę go (prezesa Kaweckiego ? red.) jeszcze skarżył o mobbing ? dodaje. - On jest uprzedzony do mojej osoby i strasznie mściwy nie tylko w stosunku do mnie. Ostatnio nawet nie chciał mi podpisać urlopu, mimo że miałem zgodę bezpośredniego przełożonego i była obsada na zmianie w zakładzie. O tym, że zarabiałem na tym samym stanowisku o ponad 400 złotych mniej, nawet nie warto wspominać. Zostałem bez środków do życia, ale ja sobie poradzę, bo żadnej pracy się nie boję.
- Teoria spiskowa dziejów jest taka, że ja odreagowuję na pracownikach. Tylko nie wiem za bardzo co? - dziwi się Paweł Kawecki. Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze