Artykuły
Ujawniamy: W ciemno wierzymy tym firmom
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Poniedziałek, 26 - Maj 2014r. , godz.: 02:10
Prudnicki Ośrodek Kultury dając przyzwolenie prywatnym firmom na organizowanie pod swoim dachem prezentacji różnorakich towarów poniekąd przykłada rękę do oszustw, jakich na starszych ludziach częstokroć dopuszczają się nieuczciwi biznesmeni - uważają nasi Czytelnicy.
Jesteśmy współorganizatorem takich spotkań. My nie ponosimy z tego tytułu żadnych kosztów, a firmy za darmo przeprowadzają ciekawe pokazy dla naszych mieszkańców, np. kosmetyczne czy kulinarne, promując w ten sposób zdrowy styl życia. Nic mi nie wiadomo jakoby na miejscu zawierane były umowy zakupu - twierdził jeszcze przed dwoma miesiącami dyrektor POK Ryszard Grajek.
- Za darmo to co najwyższej w pysk można dostać. Niech ten nasz prudnicki minister kultury nie opowiada takich bzdur - nie daje wiary przedmówcy pan Mariusz (imię zmieniono), który non stop otrzymuje zaproszenia na pokazy garnków, pościeli i innych rzekomo uzdrawiających produktów po niebotycznych cenach. - W pamięci telefonu zapisałem już około 80 numerów tych naciągaczy. Jak do mnie dzwonią, to od razu wiem, z kim mam do czynienia. Czasami robię sobie z nich żarty, przedstawiając się jako... krematorium albo zakład pogrzebowy, dajmy na to - dodaje.
Na początku tego tygodnia pan Mariusz tym razem listownie został zaproszony na jedną z takich prezentacji. Przyjdź jeśli masz: dolegliwości kręgosłupa, cukrzycę, reumatyzm, bóle stawów, wysokie, niskie, wahania ciśnienia krwi, uległeś wypadkowi, a może jesteś zupełnie zdrowy. To spotkanie jest dla ciebie! Na szczególną uwagę zasługuje fakt, iż każdy otrzyma prezent za darmo (zegarek, opiekacz do kanapek, wagę łazienkową). Tylko u nas maść końska pojemności 500 ml w rewelacyjnie niskiej cenie 5,99. Uwaga konkurs! Każdy będzie miał szansę wygrać telewizor LCD - tak wabi do udziału w spotkaniach poświęconych zdrowiu firma, nazwijmy ją "Kogucik".
Nasz Czytelnik tradycyjnie już nie skorzystał z "super-okazji". Do POK na pokaz prowadzony, jak czytamy w zaproszeniu, przez specjalistę (od czego?) w miłej i sympatycznej atmosferze udajemy się my, a konkretnie autor artykułu. Spotkanie odbywa się w jednym z piwnicznych pomieszczeń. Jestem 8 minut przed czasem. Na sali znajduje się już około 20 osób.
- Ma pan ukończone 45 lat? - pyta mnie na wejściu młody człowiek.
- Nie. A co to ma do rzeczy? Jestem zainteresowany zakupem tej maści końskiej - wymyślam na poczekaniu, podając się za klienta.
- Bardzo nam przykro, takie mamy wytyczne. W pokazie, przypominam, mogą uczestniczyć wyłącznie osoby powyżej 45. roku życia. Dlaczego? Nie wiem - wtrąca drugi z mężczyzn.
Wykorzystując fakt, iż wzbudziłem zaufanie moich rozmówców próbuję się czegoś dowiedzieć na temat samej prezentacji.
- Jak widać, oferujemy garnki i sprzęt AGD. Na przykład ten garnek (średniej wielkości - red.) kosztuje 1.200 zł. Owszem, na miejscu jest możliwość zakupu i podpisania umowy. W tym cała rzecz... - mówi otwarcie jeden z prezenterów.
Pytam również o nie mniej istotną kwestię wynajmu pomieszczenia w Prudnickim Ośrodku Kultury.
- Za darmo?! Pierwsze słyszę. Za wynajem tej salki nasza firma zapłaciła 400 zł. Na ten czas to my jesteśmy tu gospodarzem, dlatego mamy prawo wyprosić stąd pana, ponieważ nie spełnia pan naszych wymogów.
Młodszy z mężczyzn zaczyna coś podejrzewać. Może za dużo pytam o szczegóły. Widownia zaczyna się niecierpliwić. Pewnie czeka na gratisy. Schludnie ubrani panowie wypraszają mnie z sali i rozpoczynają "przedstawienie". Nie marnując czasu udaję się na piętro do biura dyrektora Grajka, by wyjaśnić rozbieżności pomiędzy jego marcową wypowiedzią a tym, co udało mi się "wyciągnąć" od przedstawicieli firmy.
- No jak, jak to jest?! - zaczyna mój rozmówca, nerwowo zaciągają się papierosem. - Zarabiamy, gdzie tylko się da, proste jak drut. Ale nie możemy oficjalnie czerpać dochodów z wynajmu (w remont Pałacu Franklów zostały włożone środki unijne - red.), dlatego musimy kombinować jak koń pod górę. Firmy płacą nam w formie darowizny. Jeszcze musimy półtora roku wytrzymać... - w końcu mówi prawdę.
Ale nie to najbardziej zdumiewa, lecz fakt, iż dyrektor Grajek nie ma zielonego pojęcia, jakich produktów pokazy odbywają się pod dachem instytucji, którą zarządza.
- W ciemno wierzymy tym firmom. Ok, zwrócę uwagę Barbarze (pracownica - red.), żeby uważała... Tylko z drugiej strony szkoda każdej setki, którą gdzieś tam skądś pozyskujemy, bo nam brakuje pieniędzy, nam na ten rok obcięli (gmina - red.) 80 tys. zł.
Wracam z powrotem do suteryny, gdzie trwa prezentacja "cudownych" naczyń. Zza przeszklonych drzwi rejestruję fragment spotkania, by mieć dowód, że clou programu są garnki, o których nie ma ani słowa w zaproszeniu. Nie kryję się jakoś specjalnie. Z sali wychodzi prowadzący, chyba dostrzegł mój sprzęt. Zapewne już wie, kim jestem. Czas się przedstawić.
- Pan opuści to miejsce! - wydaje mi polecenie.
- Znajduję się na terenie instytucji publicznej, poza salą, która została przez panów wynajęta - przypominam grzecznie.
- Ale pan mi przeszkadza w pracy - argumentuje.
- Wcale nie. Proszę wezwać policję - doradzam.
Ani on, ani jego towarzysz nie mają jednak na tyle odwagi, by zadzwonić po stróżów prawa. "To co, kończymy na dziś?" - naradzają się.
- Dlaczego panowie nie kontynuujecie spotkania? Czyżbyście mieli coś do ukrycia? - dociekam dalej.
Młodszy z prezenterów aż kipi ze złości. Dostanę w twarz, czy też nie - zastanawiam się. Po chwili wychodzi z ośrodka i nerwowo spaceruje po placu z telefonem przy uchu. Kiedy opuszczam POK i ja, ze satysfakcjonującymi mnie materiałami, słyszę z oddali: Pier... brukowiec. Debil jeden. Spier... frajerze! I kilka jeszcze takich.
Uświadamiam wybuchowego młodzieńca, że właśnie dopuścił się czynu o znamionach przestępstwa, choć faktycznie ktoś taki nie jest w stanie mnie obrazić. Drugi z mężczyzn zachowuje się kulturalnie, nawet upomina swojego kolegę, by nie pogrążał się jeszcze bardziej. Pozwalam panom wrócić do swoich obowiązków, z nadzieją, że nikt z obecnych na sali nie da się otumanić i nie padnie ofiarą socjotechnicznych sztuczek.
Prezentacjami odbywającymi się w instytucji utrzymywanej z pieniędzy podatników pod nazwą Prudnicki Ośrodek Kultury zainteresowaliśmy powiatową rzecznik konsumentów Emilię Cimochowską-Paluszek, która niemal bez przerwy pomaga nabitym w butelkę mieszkańcom odstąpić od podobnych umów podsuniętych podstępnie do podpisania. Co ciekawe, strzała hochsztaplerów dosięgnęła niedawno również bliską osobę jednej z pracownic...POK-u. Prawniczka obiecała przyjrzeć się zjawisku występującemu w tej gminnej jednostce. Jak sama przyznaje, co innego, gdy takie pokazy odbywają się np. w prywatnych hotelach.
O praktykach stosowanych przez firmę, która gościła w poniedziałek w Prudniku, pisała niedawno m.in. prasa w Sieradzu, przestrzegając swoich mieszkańców przed naciągaczami. My radzimy uważać nie tylko na tę jedną.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze