Artykuły
Wspomnienia: Było sobie kino "Świt"
Autor: HENRYKA MŁYNARSKA.
Publikacja: Środa, 2 - Kwiecień 2014r. , godz.: 11:54
Andrzej Herla wspomina ostatnie lata funkcjonowania kina "Świt" w Głogówku.
Miłośnicy X muzy premiery filmów oglądają w kinach, które jeszcze istnieją w pobliskich miasteczkach, takich jak: Krapkowice, Kędzierzyn- Koźle, Nysa, Głuchołazy, czy Racibórz. Wyjazdy do opolskiego "Heliosa" wiążą się z większymi kosztami. Dojazd, bilety dla całej rodzinki, czy kawa, cola i popcorn, to spory wydatek. Uczniowie głogóweckich szkół, często wyjeżdżają do teatru, muzeum czy kina. Oglądają adaptacje filmowe lektur, a w marcu, pierwszego dnia wiosny, wychowankowie Publicznego Gimnazjum nr 1 z Głogówka wybierają się do kina w Krapkowicach na film "Kamienie na szaniec". Na lekcjach polskiego, historii, nauczyciele dyskutują z młodzieżą na temat adaptacji filmowej, redagują recenzje, uczą się omawiania i wyrażania własnego zdania o dziele filmowym.
Informacje o tym, że "postęp i cyfryzacja dobija małe, prowincjonalne kina" zasmucają wielu. Nie tylko tych, którzy kochają kino. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego podaje, iż wciąż brakuje źródeł dofinansowania instytucji filmowych, tak potrzebne, by dostosować kina do cyfrowego standardu wyświetlania filmów.
W przewodniku po mieście Głogówku, pochodzącym z roku 1976 czytamy: "wędrówkę po placówkach kulturalno-oświatowych Głogówka wypada zakończyć w jednej z najpopularniejszych - w kinie Świt, mogącym pomieścić 225 widzów."
Kino mieściło się w centrum miasta, przy ulicy Kopernika, blisko rynku, szkół, deptaka. Dlatego nie można było nie przeczytać ogłoszeń repertuarowych na bieżący miesiąc spacerując ulicami miasta.
Kino, obok Domu Kultury, boisk sportowych, czy lodziarni i cukierni, było miejscem ulubionych i częstych spotkań zarówno starszych, jak i młodszych mieszkańców Głogówka.
Pokolenie 50- i 60-latków potrafi opowiadać o cudownych chwilach, spędzonych w przybytku X muzy. Do kina "Świt" umawiano się na randki, czasami dwa trzy, razy w miesiącu, młodzi oglądali po kilka razy ten samy film. Po seansie był zwykle spacer w przyzamkowym parku, odprowadzanie i długie rozmowy nie tylko o filmie.
Filmy, takie jak na przykład: o czerwonoskórym Winnnetou , "Angelika", "Planeta małp", "Jak rozpętałem II wojnę światową"- to były hity, o których przez kilka lat dyskutowano w szkole, na podwórku, a dzieci w pobliskiej Olszynce bawiły się w Indian, naśladując bohaterów zachodnich produkcji. Czarno-białe kroniki filmowe, dodatki dokumentalne, budowały napięcie widzów, tych, którzy już zajmowali miejsca siedzące i tych, dla których zabrakło biletów. Po wyświetleniu kroniki, istniała szansa na dodatkowe wejście, często dzięki znajomości. Przestrzegano dozwolonego do oglądania filmu wieku widzów, dlatego niejedna panna podkradała mamie kosmetyki, by "zrobić" się na starszą, a legitymację szkolną chowało się w tornistrze.
Andrzej Herla, mieszkaniec Głogówka, przepracował w kinie "Świt" na stanowisku operatora filmowego 22 lata. W latach siedemdziesiątych marzył o studiach filmowych, ukończył wiele kursów w Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu, nabył potrzebną wiedzę i zaliczył praktyki. Powrócił do rodzinnego miasta, założył rodzinę i związał się z miejscowym przybytkiem X muzy. Chętnie opowiada o swojej przygodzie z kinem, o pracy, która zawsze dawała mu wiele radości i satysfakcji. Nie było łatwo, jak mówi:
- Pracowałem od godz. 14.00 do 22.00. Sprzęt, wiadomo taki, jakim dysponowano w tamtych czasach. Skrzynia z taśmami ważyła 30 kg. Trzeba ją było ręcznie transportować do wagonu pocztowego na PKP. Projektory z ksenonowymi lampami nie służyły zdrowiu, dlatego kierownictwo zadecydowało, aby pracownik operator i pomocnik otrzymywali litr mleka, na zdrowie! W kinie zatrudniano niewiele osób: kierownika (często się zmieniali, pamiętam pana Mikułę z Głuchołaz), dwóch operatorów, pomocnika, dwie bileterki (panie Sidorkiewicz i Gut ), kasjerki (panie Nisloń, Kern) oraz sprzątaczkę i pracownika w kotłowni. Ceny biletów z biegiem lat rosły. Pamiętam, że kosztowały 6 złotych. Trochę drożej za film panoramiczny. Kino było nowoczesne, jak na tamte czasy. Fotele drewniane zamieniono na wygodne, wyściełane czerwonym materiałem. Brakowało kawiarenki, ale muzyka umilała czas oczekiwania na projekcję. Piękną salę kinową wykorzystywano także na spotkania z aktorami, uroczystości miejskie, akademie. To było kino ze sceną! Zdarzały się wpadki, że urywała się taśma i trzeba było ją kleić acetonem. Wrażliwsze osoby mdlały podczas seansu, bileterki przeganiały niepełnoletnich, albo rozrabiających. Dla pracowników kina organizowano imprezy mikołajkowe, świąteczne, wczasy w Krynicy Morskiej.
W kinie "Świt" popularnością cieszyły się maratony filmowe. Na przykład w Sylwestra puszczano za jedyne 15 zł dwa, trzy filmy. Przedszkola i szkoły w ramach zajęć odwiedzały kino, by obejrzeć sprowadzone z Opola filmy edukacyjne. Rodzice chętnie przychodzili z pociechami na niedzielne projekcje bajek: "Koziołka Matołka", "Reksia", "Bolka i Lolka".
W roku 1991 mówi się o likwidacji kina, Andrzej Herla próbuje swoich sił, jako ajent. Czasy są trudne i po roku miasto za symboliczną złotówkę kupuje obiekt. Kino przestaje istnieć, powstaje klub nocny ze striptizem. Ale i on nie utrzymuje się długo w prowincjonalnym mieście. Budynek, zakupiony przez Firmę Handlową Kasprzyk do dziś służy ludziom jako dobrze prosperujący sklep.
- Zatrudniano mnie również do pracy jako zastępcę operatora w kinach: Baborowa, Kędzierzyna-Koźla, Prudnika i Krapkowic.
Czy jest szansa na reaktywację? Nie, bo trwa remont nowoczesnej sali w Ośrodku Kultury, gdzie też można będzie oglądać filmy.Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze