Artykuły
Ze strychu domowego na strych szkolny, cz. 2: Stuletni wózek na wielkich kołach
Autor: BARTOSZ SADLIŃSKI.
Publikacja: Środa, 19 - Luty 2014r. , godz.: 12:37
Kontynuujemy rozmowę z Henryką Młynarską, nauczycielem języka polskiego i opiekunem Izby Śląskiej w głogóweckim gimnazjum.
- Z tego, co wiem, w ramach badania kultury regionalnej, wydaliście słowniczek gwary śląskiej?
- Tak, dwukrotnie. Wszystko to jest pracą dzieci ze mną. Żałuję, że nie ma już tych lekcji regionalizmu. Plan godzin jest bardzo napięty.
- W ramach czego odbywały się zajęcia regionalizmu?
- W ramach projektów. Podobnie robili nauczyciele z innych przedmiotów. To coś jak kółka zainteresowań. Nagraliśmy też płytkę, na której dzieci opowiadają o poszczególnych częściach Izby Śląskiej. Można zaprowadzić tam osobę zwiedzającą, puścić jej płytkę i może ona iść ustalonym torem, słuchając opisu tego miejsca.
Mamy folderek, dotyczący izby, który wszyscy dostają. Różne grupy do nas przyjeżdżają - z Kędzierzyna-Koźla, z Opola, Krapkowic. Niedawno miałam spotkanie autorskie w Dąbrówce Górnej (26 km od Głogówka, przy zjeździe na A4 - przyp. red.), panie z tej miejscowości dowiedziały się wtedy, że jest w Głogówku taka atrakcja i zdecydowały, że chcą przyjechać. Zdarzało się też, że uczniowie oprowadzali grupy mówiąc po angielsku, po niemiecku również. Niemców przychodzi sporo, dla nich jest to przeniesienie się w czasy dzieciństwa. Trzecia rzecz - dzieci potrafią też mówić gwarą. Zwłaszcza osoby z wiosek. Dla nich to wszystko jest bliższe, mają te sprawy na co dzień. Nie czują skrępowania, gdy mówią gwarą; wręcz przeciwnie - cieszą się, że mogą sobie pogadać..
Kiedy przychodzi lato, sama przychodzę i oprowadzam. Izba jest dosyć duża i ciągle funkcjonuje. Baliśmy się, że zabronią nam z niej korzystać ze względów przeciwpożarowych.
- Zapadły jakieś wiążące decyzje w tym względzie?
- Mamy pozwolenie. Jest też gaśnica. Po prostu tego rodzaju pomieszczenia zazwyczaj powinny być niżej, przynajmniej o jedno piętro. Strych jest bardziej kłopotliwy; tam jest dach, komin (został zamieniony na dawny piec). Poza tym pilnujemy tego pomieszczenia, dorośli zwykle są na górze, gdy młodzież oprowadza; pilnujemy, żeby nic się nie stało - żeby ktoś nie wypadł z okna (np. przez jakieś wygłupy). Młodzież jest jednak nieco poważniejsza. Na tym naszym strychu brakuje tylko (i to chcę zrobić w niedługim czasie) jakiegoś ciepłego pomieszczenia, bo zimą na strychu jest po prostu chłodno. Latem z kolei mamy gorąc i duchotę, trzeba często wietrzyć.
- Izba, którą prowadzicie i eksponaty, które się tam znajdują są własnością szkoły?
- Tak. Prowadzę taki zeszyt, rodzaj rejestru. Jeśli ktoś coś przynosi, wpisuje się na listę. Później, gdy np. dziecko kończy szkołę, może zabrać przedmiot z powrotem. Ale ludzie chętnie zostawiają eksponaty. Mamy np. dwa stare pianina, jeszcze ze szkoły muzycznej, z ogniska muzycznego, które tu było. Tego nikt już nie zechce. Franciszkanie dali nam np. dwie bieliźniarki, bardzo cenne. Często ludzie właśnie do nich zwożą rzeczy, gdy ktoś umiera.
Jeden pan z Niemiec, z Wittembergii przywiózł takie coś do wyjmowania gnojówki, a pewien ksiądz spod Raciborza podarował nam lichtarze - takie, które stawia się przy zmarłym. Dostaliśmy też świętego Nepomucego, patrona śląskiego. To jest bardzo miłe. Albo inny przykład: pani wizytator - z Łodzi, jeśli dobrze pamiętam - była bardzo zadowolona. Przesłała mam cieplik, takie urządzenie do grzania nóg; dostaliśmy też od niej bardzo sympatyczną kartkę.
Trzeba też przyznać, że same dzieci dużo się uczą dzięki naszej izbie; na początku często nie mają pojęcia, co do czego służy. Dziś już rodziny raczej nie należą do wielopokoleniowych.
- Czy w pomieszczeniu znajdują się też rzeczy przyniesione przez panią?
- Tak, jest trochę moich rzeczy prywatnych, np. wielkie sanie, różne stroje, do tego dwie szafy, 100-letni wózek na wielkich kołach. Kiedyś mogę to zabrać, ale mogę też zostawić, jeśli znajdzie się ktoś, kto zechce się tym wszystkim zająć. Nie ma ludzi niezastąpionych.
Jeśli się nie uda, mam już podpisaną z umowę z Muzeum Regionalnym w Głogówku. Gdyby szkoła nie chciała już zajmować się Izbą Śląską, przekażemy eksponaty do jakiegoś pomieszczenia należącego do muzeum. Trzeba tam jednak przygotować pomieszczenia. Może w zamku uda się coś zrobić? Zobaczymy.
Mam też pewien pomysł, który może kiedyś uda mi się zrealizować. Mogłabym zamienić strych w jednej z kamienic w Głogówku na żywe muzeum. Od kilku lat coś takiego funkcjonuje w Opolu.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Rozmowy TP
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze