Artykuły
Rozbój: Napadli z nożem na sklep!
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Środa, 19 - Luty 2014r. , godz.: 11:02
Jak będziesz robić to, co ci każemy, to nic ci się nie stanie - usłyszała sterroryzowana ekspedientka, mając przystawione do gardła ostrze kuchennego noża.
Sceny niczym z amerykańskiego filmu rozegrały się w zeszłą środę około godz. 19.30 w osiedlowym sklepie spożywczym (obok "Eko") przy ulicy Chopina w Prudniku. Pani Wiktoria (imię zmieniono) była sama na zmianie. Obsłużyła dwie klientki i usiadła za ladą, schowana, by dokończyć jeść kolację. Zrobiła ledwie kilka kęsów, gdy drzwi od lokalu otworzyły się ponownie. Młoda ekspedientka kątem oka dostrzegła niechlujnie zamaskowanego mężczyznę.
- Początkowo myślałam, że to jakiś żart, bo taki jeden specyficzny klient, w czapce, z podbitymi oczami, czasami tu przychodzi i się wygłupia, mówi np.: to jest napad - opowiada specjalnie dla "Tygodnika Prudnickiego". - Dopiero po chwili, kiedy ten człowiek przeskoczył przez ladę, zorientowałam się co jest grane. On nie był sam, drugi z mężczyzn, także zamaskowany, stał przy wejściu i trzymał drzwi.
Pani Wiktoria nie zdążyła nawet podnieść się z miejsca, kiedy napastnik chwycił ją za szyję i przystawił nóż kuchenny. W jednej chwili całe życie stanęło kobiecie przed oczami.
- Byłam przerażona. Towarzyszył mi śmiertelny strach. Siedziałam jak sparaliżowana. W pewnym momencie ten mężczyzna rozkazał: Wstawaj i otwieraj kasę! Drugi dodał: Jak będziesz robić to, co ci każemy, to nic ci się nie stanie.
Sterroryzowana sklepowa posłusznie wykonała polecenie. Bandyta zrabował około 300 złotych. Był wściekły, że pieniędzy jest tak mało. Poganiany przez wspólnika zabrał jeszcze 6 butelek wódki, 10 paczek papierosów i razem wybiegli ze sklepu. Napad trwał góra 5 minut.
- Szybko podeszłam do drzwi i zamknęłam je na klucz, nawet nie patrzyłam, w którą stronę oni uciekli. Od razu próbowałam się dodzwonić na policję i do mojej szefowej, ale jak zaczarowani nie odbierali telefonu. Dopiero za którąś próbą udało mi się skontaktować z przełożoną. W tym czasie nie było klientów, do drzwi pukał tylko ochroniarz, ale go nie wypuściłam. Stałam i się cała trzęsłam.
Przybyli na miejsce kryminalni zabezpieczyli ślady przestępstwa. Sprowadzono także psa tropiącego. Dotąd nie udało się ustalić tożsamości sprawców. Jeden miał ponad 180 cm wzrostu, drugi był o wiele niższy. Obaj byli ubrani na ciemno. Poszkodowana ekspedientka mówi, że głos jednego z nich wydał jej się znajomy, jest przekonana, że mężczyzna ten był nie raz u niej w sklepie i najprawdopodobniej pochodzi z tego samego osiedla.
"Spożywczak", w którym doszło do rabunku, czynny jest do godziny 21.00, ale już o 19.00 ruch w nim jest niewielki. Wewnątrz nie ma monitoringu ani alarmu.
- Nie wiem, czy ja dam radę dalej tutaj pracować - zastanawia się nasza rozmówczyni, mająca wieloletnie doświadczenie za ladą.
Zbiry, na szczęście, nie wyrządziły pani Wiktorii żadnych obrażeń ciała, ale zdarzenie pozostawi w jej psychice nieusuwalny ślad.
- Po zmroku na pewno będę się bała siedzieć w sklepie sama. Nie wiem, co zrobię. Nigdy wcześniej czegoś podobnego nie przeżyłam, tylko o tym czytałam i słyszałam, ale człowiek inaczej do tego podchodzi, gdy jego to nie dotyczy - kończy ze łzami w oczach.
Za rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia grozi od 3 do 12 lat więzienia.
- Śledztwo w tej sprawie prowadzone jest pod nadzorem prokuratury. Na razie nie było zatrzymań - poinformował lakonicznie sierż. sztab. Andrzej Spyrka, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji.
Mieszkańcy osiedla, z którymi rozmawialiśmy, też są zdania, że przestępstwa dopuściły się okoliczne oprychy. Być może śledczy zdołają rozwiązać tę zagadkę. Bo z tym bywa różnie, np. sprawcy ubiegłorocznego (z kwietnia) napadu na sklep jubilerski przy ulicy Piastowskiej w centrum Prudniku nie wykryto po dziś dzień.
WIDZIAŁEŚ PODEJRZANE OSOBY PRZY SKLEPIE SPOŻYWCZYM (OBOK "EKO") NA UL. CHOPINA
W PRUDNIKU W ŚRODĘ,
12 LUTEGO PO GODZ. 19.00?
POWIADOM POLICJĘ!
997, 112 lub 77 434 18 03Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze