Artykuły
Pobili policjantów: Uznani za WINNYCH, ale siedzieć nie pójdą
Autor: DAMIAN WICHER.
Publikacja: Środa, 12 - Luty 2014r. , godz.: 03:11
Andrzej i Krzysztof Sz. (ojciec i syn) oraz ich przygodny kompan Sebastian R. dopuścili się
znieważenia funkcjonariuszy policji oraz stosowali wobec nich groźby bezprawne i przemoc
fizyczną - tak orzekł w czwartek Sąd Rejonowy w Prudniku.
Oskarżeni zostali skazani na kary pozbawienia wolności od 6 do 12 miesięcy z warunkowym zawieszeniem ich wykonania na okres próby 2 i 3 lat. Cała trójka ma zapłacić jeszcze zadośćuczynienia (od 600 do 1.600 zł) i pokryć pokrzywdzonym wynagrodzenie prawnika (w kwotach od 200 do 1.000 zł), a ojciec i syn mają dodatkowo do uregulowania grzywny (1.000 i 1.500 zł) i koszty sądowe. Ponadto Krzysztof Sz. został zobowiązany do zwrotu Komendzie Powiatowej Policji w Prudniku ponad 2.300 zł za uszkodzony radiowóz.
Do rozróby doszło 30 marca 2013 roku, w Wielką Sobotę. Andrzej i Krzysztof Sz. wracali ze znajomymi z meczu piłki nożnej w Otmuchowie. W Rudziczce kierowany przez Jacka A. ford mondeo został zatrzymany przez policję w związku z nieznacznym przekroczeniem prędkości. Kontrola, zakończona ostatecznie pouczeniem, w pewnym momencie przerodziła się w burdę.
- Dowody przeprowadzone na rozprawie - uzasadnia wyrok sędzia Tomasz Ebel - wskazują w sposób jednoznaczny, iż po zatrzymaniu do kontroli samochodu osobowego niezadowolony z tego faktu Krzysztof Sz., będący w stanie nietrzeźwym, zaczął przeszkadzać funkcjonariuszom przy wykonywaniu czynności służbowych z kontrolowanym kierowcą. Wreszcie gdy uderzył rękoma o radiowóz jeden z funkcjonariuszy wysiadł z niego i zaczął legitymować oskarżonego. Kiedy oskarżony zaczął wobec funkcjonariusza odzywać się w sposób wulgarny, funkcjonariusz wraz z drugim, który w tym czasie wysiadł z samochodu, postanowili zatrzymać Krzysztofa Sz. do wyjaśnienia. W związku z tym, iż Krzysztof Sz. nie chciał poddać się czynności zatrzymania zaczął się z policjantami szarpać, uznał, że ich reakcja w stronę jego osoby jest przesadzona, uważał, że jest traktowany jak bandyta. Kiedy obserwujący to zdarzenie ojciec oskarżonego Krzysztofa Sz., Andrzej Sz. (również będący pod wpływem alkoholu) to zobaczył, wysiadł z auta i postanowił udzielić pomocy synowi, początkowo prosząc funkcjonariuszy, aby odstąpili od czynności, ale gdy i to nie pomogło, zaczął brać aktywny udział w zdarzeniu, tj. szarpać funkcjonariuszy za umundurowanie, a nadto ich uderzać, przy czym obaj oskarżeni w tym czasie używali wobec funkcjonariuszy słów powszechnie uznanych za obelżywe, a także wypowiadali w ich stosunku groźby bezprawne. Gdy wywiązały się szamotaniny, do zdarzenia przyłączył się trzeci oskarżony - Sebastian R. (także w stanie nietrzeźwym), który nie miał zupełnie żadnego powodu, aby brać w nim udział, był przypadkowym gapiem, a jedyną motywacją, dla której wziął on udział w tym zdarzeniu było to, iż jak w miejscowości Rudziczka jest powszechnie wiadomo oskarżony ten po prostu nie lubi policji. Sebastian R. widząc, iż funkcjonariusze mają problemy z dwoma oskarżonymi zaczął uderzać i szarpać st. post Marcina Ł., przy czym również wobec funkcjonariuszy kierował słowa powszechnie uznane za obelżywe. W toku postępowania w sposób nie budzący wątpliwości wykazano nadto i to, iż Krzysztof Sz. uderzając rękoma w karoserię radiowozu dokonał jej wgniecenia.
Krzysztofa i Andrzeja Sz. przed sądem nie obciążyli tylko trzej świadkowie: Ireneusz K. i Jacek A. (byli działacze Pogoni) oraz Zdzisław Ś. (pracownik Andrzeja Sz.), ale ich zeznania - jak dał do zrozumienia prokuratur - można włożyć między bajki.
- Świadkowie ci są znajomymi bądź dobrymi znajomymi oskarżonych. Nadto podczas rozprawy składali zeznania sprzeczne, nie pokrywające się z zeznaniami z postępowania przygotowawczego, zasłaniali się niepamięcią lub relacjonowali absurdalnie, że nie przyglądali się zachowaniom oskarżonych współpasażerów - argumentował prok. Andrzej Gaszyński.
Sąd nie znalazł podstaw, by zastosować wobec Krzysztofa i Andrzeja Sz. dobrodziejstwa warunkowego zawieszenia postępowania, o co m.in. wnioskował ich obrońca.
- Nie można przyjąć, iż stopień społecznej szkodliwości czynu, jak również stopień winy oskarżonych nie jest znaczny. W ocenie sądu właśnie ten stopień i ta wina jest znaczna - podkreślał sędzia Ebel.
Sąd nie widział też możliwości ukarania mężczyzn jedynie karami grzywny.
- Wpływ na to miały okoliczności całego zdarzenia oraz zachowanie się oskarżonych przed i po zdarzeniu. Dlatego też sąd wymierzył kary w pozbawieniu wolności, żeby nad oskarżonymi jednak jeszcze jakaś groźba ewentualna wykonania kary wisiała - tłumaczył przewodniczący składu sędziowskiego.
Orzekając o winie obu mężczyzn sąd zmienił jednak kwalifikację prawną czynu poprzez wyeliminowanie art. 57a par 1. KK, tj. występku o charakterze chuligańskim.
- Oczywistym jest, że oskarżeni dopuścili się zamachu na cześć i zdrowie funkcjonariuszy policji, niemniej jednak należałoby jeszcze wykazać, iż działali bez powodu bądź z błahego powodu oraz w celu okazania rażącego lekceważenia porządku prawnego. W ocenie sądu takie dwie okoliczności nie miały tutaj miejsca. Jeżeli chodzi o Krzysztofa Sz., jego zachowanie należało ocenić jako klasyczny przypadek czynnego oporu. Po prostu oskarżony, przekonany o swoich racjach, oczywiście niewłaściwych racjach, bronił się przed zatrzymaniem, osadzeniem go w radiowozie i w wyniku tego uderzał funkcjonariuszy oraz ich szarpał. Sam fakt, że działo się to publicznie nie powoduje to jeszcze, że takie zachowanie ma charakter chuligański - kontynuował sędzia Ebel. - Również zachowanie Andrzeja Sz., który widząc, iż syn jest zatrzymywany, są próby jego obezwładniania, włączył się w to zdarzenie, łapał funkcjonariuszy za umundurowanie, aby odstąpili oni od czynności wobec Krzysztofa Sz., nie spełnia kryteriów, aby można było zakwalifikować je jako chuligańskie.
Według sądu chuligańsko zachował się tylko Sebastian R.
- Tenże oskarżony do całego zdarzenia dołączył tylko i wyłącznie po to, aby po prostu napaść na policjantów. Jego jedynym powodem wzięcia w nim udziału było to, że nie lubi policji i chciał, niejako, się na tej policji odegrać - dodał sędzia Tomasz Ebel.
Z trójki oskarżonych w czwartek w sądzie stawił się jedynie Krzysztof Sz. Chcieliśmy poprosić mężczyznę o komentarz do wyroku, ale pospiesznie opuścił gmach sądu. Wyrok przyjął z uśmiechem na twarzy, wypowiadając przy tym jakieś słowa, również pod naszym adresem (nie po raz pierwszy zresztą w czasie całego procesu).
- Na pewno oczekiwania społeczne są inne od tego wyroku, który zapadł, ale proszę zwrócić uwagę, że mając świadomość praktyki sąd ma pewne również ograniczenia możliwości ze względu na przepisy. Takiego wyroku należało się spodziewać. Jakiejś satysfakcji z tego tytułu mieć nie można, bo takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. - powiedział dla "TP" pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych mec. Maciej Kamosiński, który odniósł się także do wysokości zadośćuczynienia na rzecz swoich klientów (prawnik wnosił o 18 tys., tymczasem sąd zasądził 3,2 tys. zł). - Nawiązki, podejrzewam, że byłyby w innej wysokości, gdyby dotyczyły osób pełniących inne, a nie takie funkcje. Z wykonywaniem zawodu policjanta związane jest pewne ryzyko i myślę, że to kierowało sądem - dodał.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że Krzysztof i Andrzej Sz. są prywatnie krewnymi komendanta głównego policji. Według relacji części świadków oraz samych pokrzywdzonych mężyczyźni w trakcie zajścia powoływali się na układy i koneksje na wysokim szczeblu policji, grożąc przy tym funkcjonariuszom... zwolnieniem z pracy. Jednak ten wątek nie był przedmiotem postępowania, choć odnotowano go w aktach sprawy.
Wyrok jest nieprawomocny.Polecamy teksty na podobny temat
Kategoria: Sądy, prokuratura, wyroki
Powrót do wyboru artykułu +
Komentarze